WP SportoweFakty: Mocno przeżył pan brak powołania na Euro? W końcu w jednym z wywiadów przyznał pan, że jeszcze się odrodzi. Brzmiało to jak zapewnienie, że pojedzie pan na turniej we Francji.
Sebastian Mila: Całe pół roku przed Euro poświęciłem na to, żeby znaleźć się w tej kadrze. To nie był jednak mój czas, mój moment. Zawodnicy na mojej pozycji wyglądali lepiej ode mnie i im się ten wyjazd należał. Musiałem to zaakceptować.
Długo to panu zajęło?
- Pierwsze dwa dni po nominacji były dla mnie bardzo trudne. Nie potrafiłem się wtedy cieszyć z bieżących rzeczy. Ale potem to minęło. Zanalizowałem sytuację i zrozumiałem wszystko.
[b]
A potem pojechał pan na urlop do Francji i nadal był blisko reprezentacji. Nie dołowało pana to, że jest tak blisko kadry, ale nie jest w niej?
[/b]
- Kiedy zdecydowałem się spędzić swój urlop z rodziną właśnie we Francji, cieszyłem się, że mogę tam być, zobaczyć mistrzostwa z tej perspektywy. Miałem okazję pogadać z chłopakami, spotkałem się też z trenerem i rozmawialiśmy o wielu sprawach. Dla mnie to była niesamowita przygoda i traktowałem to jako pozytywną terapię.
Czuje się pan jeszcze częścią reprezentacji?
- Z powołania na powołanie coraz mniej, bo nie ma mnie już w niej dłuższy czas. Niemniej w głębi duszy zawsze będę kibicował i trenerowi Adamowi Nawałce, i chłopakom. Oczywiście, chciałbym być częścią kadry, bo to fantastyczna grupa piłkarzy, fajnie się z nimi przebywało. Do tego miałem niesamowite przeżycia i nabrałem ogromnego doświadczenia. W każdym razie reprezentanci mogą być pewni, że mają we mnie wiernego kibica.
ZOBACZ WIDEO: Peszko: miałem ofertę z Turcji
Kibica, a nie potencjalnego kadrowicza?
- Zobaczymy, jak to będzie. Jest przecież wielu konkurentów na moją pozycję. Wszystko zależy od tego, jaka będzie moja dyspozycja. Istnieje taka możliwość, że mój czas w kadrze już minął. Jednak może być też taka sytuacja, że osiągnę na tyle wysoką formę, by trener uznał, że jestem potrzebny reprezentacji. Czasami wydaje ci się, że coś jest już niemożliwe, a za chwilę możesz tego dotknąć. Generalnie nie można być niczego pewnym.
Zwłaszcza że trener Adam Nawałka trzyma się pewnej grupki, nie rotuje w niej aż tak głęboko.
- Tak, dlatego też zawodnicy dla trenera Adama Nawałki skoczą w ogień. Zawodnicy utrzymują ze sobą kontakt nawet wtedy, kiedy są poza kadrą. Dzięki temu jak już do niej wracają, to atmosfera jest w niej niesamowita. Wszyscy wtedy wiedzą, że mogą na siebie liczyć i myślę, że to też jest wielka siła tej drużyny.
Co pan czuje, kiedy teraz spogląda na kadrę?
- Czasami myślę jak każdy kibic. Czy uda im się wygrać, jakich mają przeciwników, liczę też wszystkie punkty i możliwości. A czasami patrzę jak zawodnik. Jak oni podchodzą do tego meczu, jaka jest atmosfera.
To wróćmy jeszcze do meczu z Kazachstanem. Było 2:0 i pewnie tak jak wszyscy myślał pan, że jest już po wszystkim...
- Wiem, że takie mecze się po prostu zdarzają. Czasami jesteś w takiej sytuacji bezradny. Sprawy na boisku toczą się tak, że nie jesteś w stanie ich powstrzymać. Prowadzisz, dominujesz, jesteś lepszy. Ale potem tracisz bramkę i tracisz też kontrolę na boisku. Nie potrafisz już stworzyć sobie sytuacji, wyjść spod pressingu. A zmieniła to tylko ta jedna bramka. Ale tak już jest na świecie i to jest urok piłki.
Ostatnie pół roku było dla pana chyba bardzo trudne. Najpierw brak powołania na Euro, a potem kontuzja, przez którą opuścił pan już 11 kolejek w ekstraklasie.
- Rzeczywiście. Wydawało się, że uda się opanować kontuzję szybko, ale niestety uraz nie leczył się jak należy i musiałem mieć dłuższą przerwę. Mam nadzieję, że to już za mną, że teraz będę mógł normalnie rywalizować, pomagać chłopakom na boisku i będę odnosił inne sukcesy. Jak nie w reprezentacji, to w drużynie klubowej.
W jednym z wywiadów przyznał pan, że pana kariera jest naznaczona bolesnymi upadkami. Teraz będzie się pan podnosił po kolejnym?
- Bardzo bym chciał pójść do góry. Wierzę, że to się uda. Nie jest to łatwe, ale wiem też o tym, że dopóki walczysz, nie poddajesz się, to jesteś w stanie dokonać rzeczy, które wydają ci się niemożliwe. Zresztą zawsze daję z siebie wszystko. W swojej karierze niekiedy stawiałem sobie cele znacznie wyższe niż powinienem, ale tak po prostu robię. Uważam, że cele powinny być mało realistyczne.
Sławomir Peszko powiedział bez wahania, że Lechia zdobędzie w tym sezonie mistrzostwo. Co pan o tym sądzi?
- Dobrze, że tak powiedział, bo takich zawodników nam właśnie potrzeba. Pewnych siebie, którzy za wszelką cenę będą dążyli do osiągnięcia celu. Absolutnie się z tym zgadzam. Zresztą moim celem teraz, kilka lat temu czy nawet kilkanaście, zawsze była walka o mistrzostwo Polski.
Rozmawiał Patryk Kurkowski