Ideą Red Bulla było stworzenie drużyny zdolnej rywalizować z Bayernem Monachium już za kilka lat. Nikt nie przewidywał, że Czerwone Byki po jednej trzeciej sezonu będą w stanie wyprzedzić mistrza i przewodzić tabeli Bundesligi.
Lipszczanie zdają się nie dopuszczać do siebie myśli o wygraniu rozgrywek. - Nie zastanawiamy się nad tym ani trochę. Jest za wcześnie, zostało jeszcze wiele meczów. Zresztą, to i tak jest mało prawdopodobne - tonował emocje po pokonaniu Bayeru Leverkusen (3:2) dyrektor sportowy beniaminka, Ralf Rangnick.
Krok po kroku
Wcześniej ich celem był w najlepszym wypadku awans do europejskich pucharów. - Pracujemy z chłopcami, którzy chcą być po prostu lepsi. Taką samą filozofię mamy w Formule 1. Zamierzamy robić postęp z roku na rok. Myślenie o Lidze Europy czy Lidze Mistrzów byłoby w tym momencie iluzoryczne i fatalne - mówił tuż po wywalczeniu awansu założyciel RB Lipsk, Dietrich Mateschitz.
Właśnie Rangnick odpowiedzialny jest za budowę silnego klubu o dziwacznej nazwie RasenBallsport, która nawiązuje oczywiście do głównego sponsora. Założenie było proste: trzeba zrobić coś od podstaw.
ZOBACZ WIDEO Grosicki zmieni klub już w styczniu? "Szanuję Rennes, ale mam marzenia"
Rangnick zajął się tym najpierw jako trener i menedżer, a następnie sam zrezygnował z części obowiązków, zatrudniając na stanowisku szkoleniowca Ralpha Hasenhuettla. Dyrektor sportowy RB chciał zająć się wyłącznie budowaniem drużyny, która i tak wyglądała całkiem nieźle.
- Możemy spokojnie powiedzieć, że Rangnick to ojciec sukcesu. Właściwie wszystkie decyzje należą do niego albo są z nim konsultowane. Od sposobu szkolenia młodzieży przez budowę centrum treningowego, aż po ściąganie zawodników. Jest tu absolutnie najważniejszy - mówi nam dziennikarz "Bilda", Christian Kynast.
Odkąd RB wywalczył awans do 2. Bundesligi, na wzmocnienia wydano niespełna sto milionów euro. Kupowano zawodników młodych, perspektywicznych. Przez Lipsk przewinął się choćby Joshua Kimmich, czyli wschodząca gwiazda Bayernu. Nie skąpiono eurocentów, by ściągnąć jeden z największych talentów niemieckiej piłki, Timo Wernera. Ta polityka transferowa sprawiła, że obecnie Red Bull może poszczycić się najmłodszą kadrą w lidze z nieprawdopodobną średnią wieku 23,9.
Również ulokowanie klubu nie było przypadkowe. Mateschitz wybrał duże miasto we wschodnich Niemczech, gdzie głód piłki jest ogromny. Stadionu szef RB budować nie musiał, ponieważ od 2004 stał tam mogący pomieścić blisko 43 tysiące widzów Zentralstadion. Powstał na okoliczność mundialu, a lokalne władze miały z nim sporo kłopotów. Nikt nie potrafił zapełnić tego obiektu. Austriackiego miliardera przyjęto więc jak zbawcę. Zostało mu tylko zrobienie bazy treningowej (wydano na nią około 30 milionów euro) i maszerowanie na szczyt.
Widowiskowa gra
Ze sprowadzeniem ludzi na Red Bull Arenę wielkich kłopotów być nie powinno. Służy temu koncepcja gry RB Lipsk oparta o agresywny doskok, podwajanie krycia i wysoki pressing. Zespół Hasenhuettla jest po prostu widowiskowy.
- Ich futbol bazuje na szybkości. Powiedziałbym, że to kalka stylu Juergena Kloppa. Dzięki temu czynnikowi mecze beniaminka ogląda się z duża przyjemnością. Zapewne pomaga to też zmienić opinię o całym klubie. Gdyby byli nudni, ludzie nienawidziliby ich bardziej - przekonuje Kynast.
RasenBallsport podzielił dziś niemieckich kibiców. Część - jak szef Borussii Dortmund, Hans-Joachim Watzke - uważa, że Red Bullowi chodzi tylko o sprzedanie kolejnych puszek napoju energetycznego. Inni widzą w tym projekcie szansę na rozwój Bundesligi. Trzeba natomiast oddać lipszczanom jedno: dzięki nim jest po prostu ciekawiej.