"Przejdźmy na Ty" to cykl rozmów, w których osoby ze świata sportu opowiadają nam o swoim bardziej prywatnym życiu. Tym razem jest to Mariusz Czerkawski, były hokeista, gwiazdor NHL i reprezentacji Polski.
WP SportoweFakty: Gdzie jesteś bardziej popularny: w Stanach Zjednoczonych czy Polsce?
Mariusz Czerkawski: Za oceanem nie jestem już rozpoznawalny. Kibice pamiętają nazwisko, ale w supermarkecie nikt by mnie o autograf nie poprosił. A w Polsce? Zależy jak się ubiorę, albo czy się ogolę. Popularność mija. Nie udzielam się zbyt często w mediach, odmawiam udziału w programach.
Na przykład jakich?
- Byłem zapraszany do niemal każdej edycji "Tańca z Gwiazdami". Grzecznie dziękowałem.
Nie lubisz tańczyć?
- Trzymanie ramy, uczenie się kroków, weryfikacja sędziów... to nie dla mnie. Nie wyobrażałem sobie siebie w tych kreacjach, koszulach, małych bucikach na obcasie.
ZOBACZ WIDEO Adam Małysz: trochę się boję tego konkursu (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Ale w serialach grywałeś.
- "Tylko miłość", "Rodzinka.pl", "Niania" czy "Lokatorzy". Były to przygody kilkudniowe. Gdyby mi się spodobało, to być może grałbym częściej. Przyjemne są epizody jednodniowe. Ale to ciężka praca. Dzień zdjęciowy zaczyna się o 5 rano. Pytam się na planie, kiedy kończymy, i sto osób nie zna odpowiedzi. Wolę dyscyplinę.
Sam zgłaszałeś się do roli w serialach?
- Dzwonił telefon, dostawałem propozycję. Miałem być też jurorem w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie". Propozycja nie zgrała się w czasie, ponieważ wyjechałem na rok do Szwajcarii.
Roli Jamesa Bonda nikt ci jednak nie proponował.
- Już 20 lat minęło od czasu, kiedy moja była żona, Izabella Scorupko, grała w filmie "Golden Eye"... Nie jest źle spotykać się z dziewczyną Bonda, co? W Stanach zrobili z nas parę celebrytów. Ludziom podobał się związek sportowca z aktorką. Dla świętego spokoju - nie walczyłem z tym.
[b]
Twoim zdaniem Izabella Scorupko była najładniejszą dziewczyną Bonda?[/b]
- Famke Janssen wyglądała chyba lepiej, nosiła fajne ubrania, jeździła Ferrari. Iza nosiła sweterki, okulary. Wyglądała lepiej na żywo niż w filmie. Później znowu było głośno o moim życiu prywatnym. Że "Czerkawski wyszedł za miskę".
Konkretnie za wicemiss Polonia z 1999 roku - Emilię Raszyńską.
- Poznałem ją na urodzinach kumpla. Na początku nie wiedziała, kim jestem. Chodziłem wtedy z jedną słuchawką w uchu, bo taka była moda. Emila sądziła, że jestem jednym z vipowskich ochroniarzy.
Wykorzystywałeś swój status do podrywania kobiet?
- To teraz pytanie bezpośrednio do autorki pytania. Nikola - myślisz, że nie miałbym szans na poderwanie dziewczyny, gdybym nie był sportowcem?
Nie odpowiem na to pytanie - jestem w pracy.
- To po pracy mi powiesz. Wracając do tematu: nigdy nie miałem z tym problemu, nawet jak nie byłem jeszcze znanym zawodnikiem. Zawsze jakaś jedna na milion mnie polubiła. A z biegiem czasu, gdy kariera się rozwijała, wiele rzeczy przychodziło samo. Jeżeli wchodzisz do restauracji po meczu, pod krawatem, w marynarce, gdzie jesteś gwiazdą lokalnej drużyny, której kibicują wszyscy w mieście... to robisz wrażenie.
Szumiało w głowie?
- Miałem 30 lat, kiedy zarabiałem najwięcej pieniędzy w karierze. Na szczęście nic nie wymknęło mi się spod kontroli. Imprezowałem, wydawałem z głową, ale w odpowiednim czasie. Wyszumiałem się. Nie ciągnie mnie do klubów, dyskotek. Ale w młodości trzeba się wyszumieć, żeby później skupić się na poważniejszych rzeczach w życiu.
Teraz grasz w golfa...
- Z boku wygląda to pewnie na nudny sport. Nie ma okładania się kijem i walenia po bandach. Jest osiemnaście dołków, każdy na świecie jest inny. Golf pojawił się przypadkiem, choć niekoniecznie. Wielu moich kolegów z hokeja grało w golfa. Zaintrygowali mnie. Obiecałem sobie, że po zakończeniu kariery też spróbuję. W golfa gra wielu wybitych sportowców, jak Michael Jordan, Rafael Nadal czy Michael Phelps. To sport, w którym wszystko zależy od ciebie. Już nie zwalisz winy na kolegę, ani kolega nie uratuje ci tyłka. Trzeba ułożyć taktykę do każdego uderzenia. Po wygraniu kwalifikacji w Polsce byłem zapraszany do RPA, Hiszpanii, Tajlandii, na Mauritius. Można wygrać różne nagrody dodatkowe. Na przykład za jedno świetne uderzenie nawet samochód marki Maserati.
Nie wierzymy, że nie brakuje ci tej dzikiej strony sportu. Uprawiałeś dyscyplinę, która była połączeniem sportu drużynowego i boksu.
- Teraz wyżywam się na siłowni. Trenuje na przykład fitness.
Fitness?
- To nie tylko dla kobiet! Katuję się godzinę na rowerze, robię interwały, trenuję ze sztangą. Jest się czym zmęczyć. Choć w porównaniu do okresu, kiedy czynnie uprawiałem sport, schudłem 10 kilogramów. Straciłem masę mięśniową, ale mogę przynajmniej spodnie normalne kupić. Kiedyś nie byłem w stanie wcisnąć nóg do wielu par.
Dlaczego hokeiści lubią się tłuc?
- To jakby element meczu, show. To rywalizacja między sobą, kto jest herosem. Jak w szkole czy na osiedlu - dwie trzy bójki pokazują grupie, kto się liczy.
Trener mówił ci przed meczem, że masz zbić konkretnego zawodnika?
- Nikt cię do tego nie zmusza. Trener zwracał się raczej z taką prośbą do zawodników lubiących awantury.
Ile razy walczyłeś?
- Podczas całej kariery - siedem razy. To jednak żaden wynik. Krzysztof Oliwa, również były zawodnik NHL, toczył piętnaście walk w ciągu sezonu, a grał osiem lat. Jest nawet specjalny regulamin dostosowany do bójek na lodzie. Najpierw zdejmujesz rękawice. Wtedy wiadomo, że chcesz się bić. Poza tym to lubiana praktyka, ponieważ bardziej boli gdy trafisz gołą pięścią w twarz. Nie możesz okładać gracza, który nie jest zainteresowany starciem. Inaczej zostaniesz zawieszony i otrzymasz karę finansową. Tłucze się najczęściej 4-5 chłopaków, między sobą. Znają się i lubią się mierzyć. Czasem to nawet ci sami zawodnicy, którzy grali kiedyś ze sobą w jednej drużynie.
Byli zawodnicy NHL złożyli nawet zbiorowe pisma do federacji z prośbą o odszkodowania za uszczerbek na zdrowiu.
- Kiedyś nikt się za bardzo nie przejmował poważną kontuzją czy wstrząśnieniem mózgu. Dwa lub trzy dni później grało się kolejny mecz. Trenowanie i występy po takich urazach zniszczyły chłopakom zdrowie. Dziś mają zaniki pamięci, mdleją, parkują samochód i nie wiedzą, w którym kierunku dalej jechać. Kilku popełniło samobójstwo, pytanie dlaczego? Funkcjonują trochę jak weterani wojenni. Pamiętam obrazki z drogi powrotnej po meczach NHL. Zawodnicy obłożeni lodem, mieli popękane kości, przycięcia na palcach od zębów rywali. Brali tabletki na sen, bo nie mogli zasnąć. Pewnie często marzyli o odpoczynku, ale nie mieli wyboru, gdy trener kazał wracać szybko na lód. Nie posłuchasz się szkoleniowca, to złamiesz kontrakt. Poobijany zawodnik dostał amoniak do powąchania, lód na kark, szwy. Czasem groziło to śmiercią, bo w przypadku kolejnego uderzenia taki gracz mógłby już się nie podnieść z lodowiska.
Ty też masz problemy ze zdrowiem?
- Czasem bolą plecy, kolana, ale gorsze przypadłości mnie nie dotykają. Nie składałem pozwu. Śmieję się, że za mało ucierpiałem. Mówiąc poważnie - kiedyś nieźle piłowali nasze organizmy. 80 meczów w 200 dni. Negocjowaliśmy nawet, by mieć wolne w Wigilię. Zobaczymy, co zdecyduje sąd. Zawodnicy z NFL, czyli futbolu amerykańskiego, wygrali taką sprawę i otrzymali duże odszkodowania. O to samo walczą hokeiści NHL.
Jak dziś wygląda twoje życie, pracujesz?
- Jestem jednym z założycieli stowarzyszenia "Sport 7". Niebawem organizujemy trzecią edycję "Czerkawski Cup" na Stadionie Narodowym. Szkolę też instruktorów do początkowego nauczania jazdy na łyżwach. Do tego dochodzą treningi pokazowe, mecze charytatywne. Nie muszę lecieć rano do biura, przeglądać maili. To misja, której nie muszę robić, ale chcę. Na tym wszystkim nie zarabiam, to społeczna praca. Poza tym inwestuję prywatne fundusze: w nieruchomości, ziemie, mieszkania. Niekiedy jestem twarzą jakiegoś produktu. Komentuję również mecze hokeja dla TVP Sport.
Czyli nie musisz pracować.
- Nie, ale lubię. To mnie nakręca i motywuje do działania.
*
Po rozmowie Nikola nie odpowiedziała Mariuszowi, czy mógłby zwrócić na siebie jej uwagę. Po uśmiechu dziennikarki można jednak wnioskować, że sportowiec miałby spore szanse.
Rozmawiali: Nikola Zbyszewska i Mateusz Skwierawski