Defensywni pomocnicy pod lupą "PN"

PAP / Artur Reszko
PAP / Artur Reszko

Jeśli wzorem defensywnego pomocnika od kilkunastu miesięcy pozostaje N’Golo Kante, to w Lotto Ekstraklasie kanon współczesnego "def-poma" jest pojemniejszy. Wpisują się w niego i przypominający pitbulla Jacek Góralski i Miroslav Covilo.

W tym artykule dowiesz się o:

- Przede wszystkim proszę zauważyć, jak bardzo zmieniła się specyfika gry na tej pozycji na przestrzeni ostatnich dwudziestu lub trzydziestu lat - mówi Waldemar Prusik, były defensywny pomocnik przede wszystkim Śląska Wrocław i reprezentacji Polski, obecnie często ekspert telewizji Polsat, tym razem analizujący specjalnie dla nas rodzimych ligowców. - Wymusiła to zmiana ustawienia taktycznego. Kiedyś grający w pionie i trzymający głębię ostatni stoper zabezpieczał wszystko, dziś grając czwórką obrońców w linii nieodzowna jest pomoc gracza drugiej linii. Bez niego defensorzy nie obroniliby się przed penetrującymi, prostopadłymi podaniami. Współcześnie od takich pomocników wymaga się również umiejętności rozgrywania piłki i takie zadanie spoczywa na jednym z dwójki cofniętych pomocników; na tym, któremu bliżej do boiskowej ósemki. Tylko zespoły z najwyższego topu polegające na długim utrzymywaniu się przy piłce i posiadające w składach znakomitych zawodników w przednich formacjach, mogą zaryzykować grę wyłącznie jednym defensywnym pomocnikiem, czego najlepszym przykładem Barca z Sergio Busquetsem.

W pojedynkę też można

W polskiej lidze często z jednym właśnie cofniętym graczem drugiej linii funkcjonują Lech Poznań i Lechia Gdańsk. W zespole Kolejorza postawa Abdula Aziza Tetteha bywa na tyle skuteczna, że miejsce stracił Łukasz Trałka (ostatnio znów wrócił do składu). 26-letni Ghańczyk, lata temu terminujący w Udinese i zwiedzający hiszpańsko-greckie boiska, jest może mniej efektywny pod bramką rywali, ale to go mniej zajmuje. Ważne, że jest królem środka boiska, skałą, od której odbijają się rywale, złodziejem bezpańskich piłek, także wykradającym te, którego do kogoś należą. Stanowi tak znaczną siłę, że Nenad Bjelica, grając zwłaszcza na Bułgarskiej, bez większych obaw desygnuje na plac jednego tylko typowego defensywnego pomocnika. Natomiast Simeon Sławczew okazał się być może brakującym ogniwem w Lechii. Bułgar jest tylko wypożyczony ze Sportingu, lecz klub z Gdańska na pewno postara się o transfer definitywny. Jego obecność rozwiązała również problem nadmiaru obcokrajowców spoza Unii Europejskiej, bo skoro Milos Krasić i Vanja Milinković-Savić są z reguły przewidywani do gry, to brakowało miejsca dla Aleksandara Kovacevica. Sławczew dał komfort i swobodę działania Piotrowi Nowakowi, dał też balans między defensywą a ofensywą. I chyba jest wszechstronniejszy od Tetteha, który po odbiorze piłki z reguły zagrywa do najbliższego kolegi.

Specyficzna sytuacja panuje w tym sezonie w Legii Warszawa. Właściwie dwóch defensywnych pomocników można wybierać z kwintetu Tomasz Jodłowiec, Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Stojan Vranjes  i… Michał Pazdan. Tyle że ten ostatni jest niezastąpiony na środku obrony i to zdaje się być jego najbardziej naturalna pozycja, na której jest w stanie dać najwięcej drużynie. Vranjes z kolei, pomijając fakt, że jako Bośniak blokuje również miejsce przeznaczone dla graczy spoza UE, przez długi czas był poza kadrą z powodów sportowych. Choć niedawno przywrócony do zajęć z drużyną, raczej nie rokuje na przyszłość. Jodłowiec dawno nie miał aż tak wyraźnego dołka formy jak jesienią 2016 roku. Przypomnijmy - jeszcze jako zawodnik Polonii Warszawa mógł trafić do Napoli, ale nie był zainteresowany. Został w polskiej lidze i cały czas się rozwijał. Przez wiele sezonów stanowił kluczowy element Legii - niezastąpiony, efektywny, czasem nawet efektowny. Zdobywał 4, 3 i 6 bramek w kolejnych sezonach. Tymczasem zmęczenie wiosną i długim zgrupowaniem przed oraz w trakcie Euro 2016, plus z marszu niemal włączenie się do gier kwalifikacyjnych Ligi Mistrzów sprawiło, że prawdopodobnie nie zdążył nabrać świeżości i głodu piłki.

Jodła, czyli doskok

Konsekwentnie do drużyny wprowadzany jest Kopczyński, który prezentuje się dobrze, lecz nie potrafi jeszcze dać tyle w grze do przodu, co "Jodła". Niemniej krzepnie i już dziś jest zawodnikiem ligowego formatu. Ciekawą statystykę przytoczył Michał Zachodny ze sport.pl. W historycznym jakby nie patrzeć meczu w Dortmundzie biegający jak nakręcony Kopczyński wygrał sześć pojedynków w obronie, tyle samo ile Vadis Odjidja-Ofoe, Michał Kucharczyk, Miroslav Radović  i Guilherme (nawiasem mówiąc, Brazylijczyk również był próbowany na pozycji cofniętego pomocnika, ale to kompletnie nie jego bajka) razem wzięci. Pozostaje Moulin, którego trzeba chyba sytuować między pozycjami nr 6 i 8, i który również miewa rozmaite okresy; świetny na początku sezonu, później niewidoczny, odnalazł się w końcówce.

ZOBACZ WIDEO Valencia znów bez zwycięstwa. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Ale Moulin na pewno nie jest klasyczną szóstką, tyle że w Legii jest tylu piłkarzy aspirujących do miana ofensywnego rozgrywającego, że Francuz siłą rzeczy zajmuje miejsce z tyłu - komentuje Prusik. - Klasycznymi defensywnymi pomocnikami są bez wątpienia Jodłowiec i Kopczyński, ale jest między nimi dość istotna różnica. Jodła w formie to gracz wyjątkowy, bo potrafiący wygrywać pojedynki, wdający się w udane dryblingi, wychodzący na pozycje, wbiegający w wolne strefy, ale przede wszystkim niezwykle skuteczny w odbiorze. Natomiast Kopczyńskiemu brakuje dynamiki. Dużo biega, ale chyba nie ma tyle odbiorów co starszy kolega, bo szwankuje doskok. Błyskawiczne przyspieszenie, dopadnięcie do rywala na dwóch, trzech metrach. Z tego rozlicza się defensywnych pomocników. Jodła to ma, w dodatku przy idealnym timingu. Kopczyński być może mieć będzie również.

Pasiaste wieżowce

Pogoń to gigant. Trójka środkowych pomocników, z których każdy może na dobrą sprawę pełnić rolę defensywnego, decyduje często o obliczu zespołu. Trio Rafał Murawski - Mateusz Matras - Kamil Drygas zdobyło jesienią 11 bramek dla Pogoni, czyli więcej niż jedną trzecią całego dorobku. Najmłodszy z tego grona Matras wciąż się rozwija, a imponuje nie tylko siłą fizyczną i grą w powietrzu, ale coraz częściej dokładnymi podaniami (2 asysty).

- Przy takim zawodniku jak Murawski, grzechem byłoby się nie rozwijać i nie wykorzystywać obecności starszego kolegi - nie ma wątpliwości były reprezentant Polski. - W dodatku jest w cieniu, nikt od niego nie wymaga cudów, po odbiorze piłki partnerzy i tak szybko przekazują ją Murawskiemu, bo to on ma zdecydować o kierunku działania. Poza tym Matras wcześniej grał jako obrońca, co niewątpliwie pomaga mu na obecnej pozycji.

Potężną siłą między liniami obrony a zawodnikami ofensywnymi dysponują Cracovia i Jagiellonia Białystok. Oba pasiaste wieżowce - Miroslav Covilo i Damian Dąbrowski - nie imponują szczególnym wybieganiem, przyklejaniem się do rywala, mają za to inne walory. Covilo, który wcześniej był przedmiotem marzeń Lecha Poznań, jest absolutnym suwerenem w grze powietrznej. Potężnie zbudowany serbski Bośniak (lub bośniacki Serb) wygrywa każdy pojedynek główkowy na obu polach karnych. Nieoceniony przy stałych fragmentach, przy swojej masie (93 kilogramy przy 193 centymetrach) i sprawności ogólnej (posiadacz czarnego pasa karate) jest nie do zatrzymania, gdy odrywa się od ziemi. Z siedmiu zdobytych w tym sezonie bramek, 5 padło po uderzeniach głową, przy czym trzy jego trafienia były wyjątkowo ekskluzywne, bo każdorazowo dawały Cracovii remisy. Innym typem jest Dąbrowski (wraz z Jackiem Góralskim, Krzysztofem Mączyńskim i Jodłowcem powołany na ostatnie zgrupowanie reprezentacji Polski), w przeciwieństwie do Covilo świetnie czujący się również w roli rozgrywającego.

- Absolutnie ma zmysł do rozegrania piłki, fajnie ją wyprowadza, potrafi znaleźć partnerów prostopadłym podaniem - potwierdza Prusik. - Covilo to atut dla każdego trenera przy stałych fragmentach, ale błędy w destrukcji popełnia. Ofensywnie usposobiona para C-D uzbierała już 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, 8 żółtych kartek i ani jednego wykluczenia, tymczasem opierając się na danych EkstraStats Cracovia jest najczęściej faulującą drużyną w Lotto Ekstraklasie, ze średnią po 16 kolejkach 15,7 faulu na mecz.

Mączyński, wróć!

Dobrze wygląda środek pola w Jagiellonii. Na razie, bo im lepiej on wygląda, tym szybciej przestanie istnieć. O Tarasa Romanczuka już latem zabiegali Turcy, na Jacka Góralskiego chrapkę ma Legia Warszawa.

- Góralski to jednak wciąż zawodnik na dorobku i na razie formatu ligowego – zastrzega ekspert. - Wprawdzie zadebiutował w drużynie narodowej i nawet zebrał dobre recenzje, ale byłem na meczu ze Słowenią i widziałem, że był momentami zagubiony, nie bardzo nawet wiedział jak się poruszać. Musi dużo poprawić, by dojść do reprezentacyjnego poziomu. W Jagiellonii stanowi jednak dobre uzupełnienie Romanczuka, który częściej bierze się za kreowanie gry, pojawia się w polu karnym, nieźle gra głową i bywa skuteczny (1 gol głową, trzy lewą nogą – dop. red.). Dalsze postępy robić będzie Jarosław Kubicki z Zagłębia, a nieźle wygląda współpraca Bartłomieja Babiarza z Vlastimirem Jovanoviciem w Niecieczy (ostatnio często na pozycji defensywnego pomocnika występuje Mateusz Kupczak – dop. red.). Ten pierwszy dużo myśli na boisku i ma niezłe uderzenie z dystansu plus podanie, choć to Jovanović częściej rozgrywa. W Śląsku nie ma takiej pary jak w ubiegłym sezonie Tom Hateley i Tomasz Hołota. Mimo to pozytywnie zaskakuje mnie Adam Kokoszka, który przestawiony ze środka obrony do drugiej linii, radzi sobie bardzo dobrze.

Ci, którzy błyszczeli w poprzednim sezonie, jak wspomniany Jodłowiec, Radosław Murawski czy Mączyński, notują obniżkę dyspozycji. Oczywiście wiślak, jeśli jest w pełni sił i formy, pozostaje absolutnie jednym z najlepszych na swojej pozycji w lidze, co zresztą potwierdził znakomitym występem przeciwko Arce [tekst powstał przed ostatnim meczem z Lechią].

-  Wystarczy spojrzeć na statystykę reprezentacyjną. Kiedy na Euro 2016 Mączyński uzupełniał Krychowiaka, reprezentacja straciła tyko dwa gole. Gdy w eliminacjach mistrzostw świata z pomocnikiem PSG w parze występował ofensywnie usposobiony Piotr Zieliński, w trzech pierwszych meczach - z Armenią, Danią i Kazachstanem -  rywale wbili nam pięć goli - wylicza Prusik.

Zbigniew Mucha

Komentarze (0)