- Mogliśmy przegrać, ale nie w ten sposób - denerwował się Claudio Ranieri po meczu z FC Porto. Włoch przyznał, że jest mu bardzo, bardzo przykro, ale trudno się dziwić, ponieważ zobaczył drużynę, która w niczym nie przypominała zawodowego zespołu.
Kiedy w 37. minucie realizator transmisji przedstawił liczbę podań Leicester City, to każdy obserwator mógł się złapać za głowę: ledwie 61, a to oznacza, że goście wymieniali niecałe dwa podania w ciągu minuty.
W pierwszej połowie Leicester ani razu nie zagroziło bramce FC Porto. Nie oddało żadnego strzału, a w całym meczu ani jednego celnego. Zatrważająca statystyka i chociaż ostatecznie goście dobili do 261 podań, to obraz po tym spotkaniu jest przerażający dla 3200 fanów, którzy polecieli do Portugalii.
Lisy wygrały swoją grupę, ale są najbardziej łakomym kąskiem w fazie pucharowej. Fani są zrozpaczeni i boją się upokorzenia w następnej rundzie, a przecież mogą trafić na Real Madryt czy Bayern Monachium. W tak dramatycznej formie, to Leicester City zostanie zmiecione z 1/8 Ligi Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO Guilherme: To był perfekcyjny wieczór
A przecież to właśnie w europejskich pucharach Leicester grało dobrze. W Premier League zbierało cięgi, ale przychodziły starcia w LM i ekipa Ranieriego zachwycała. Jednak ostatnie dwa mecze to olbrzymie rozczarowanie dla fanów.
Wprawdzie z FC Porto zagrali głównie rezerwowi, to jednak w niczym nie usprawiedliwia mistrza Anglii. Lider grupy przegrywa 0:5? Brzmi abstrakcyjnie.
Marcin Wasilewski również nie będzie dobrze wspominał tego meczu, ponieważ dziennikarze "Leicester Mercury" uznali go za jednego z najgorszych zawodników tego wieczoru. Nota 3,0 w dziesięciopunktowej skali to policzek w twarz.
Ranieri zapowiada, że teraz skupia się na Premier League. A jest co poprawiać - dwa punkty nad strefą spadkową to wynik poniżej pasa dla mistrza kraju.