Były junior Napoli zastrzelony. "Jego śmierć nie była zaskoczeniem"

 / Znicz
/ Znicz

- Śmierć Renato Di Giovanniego nie odbiła się w mieście echem - mówi nam dziennikarz "La Gazzetta dello Sport", Gianluca Monti.

W tym artykule dowiesz się o:

Reportera największej gazety sportowej we Włoszech zapytaliśmy o reakcję mieszkańców Neapolu po tym, jak na jednej z ulic miasta został zastrzelony były junior SSC Napoli, Renato Di Giovanni.

- Szczerze, to reakcja mieszkańców miasta była normalna. Dla ludzi zginął po prostu kolejny człowiek uwikłany w porachunki z gangsterami, a dokładnie z Camorrą. To nie był znany czy ważny gracz dla środowiska piłkarskiego. Jego śmierć nie odbiła się echem w Neapolu. To po prostu kolejny człowiek, który zginął, bo zadarł z mafią. Do takich incydentów dochodzi w naszym mieście co jakiś czas - tłumaczy nam Monti.

Di Giovanni występował w przeszłości w młodzieżowej drużynie Napoli, na pozycji ofensywnego pomocnika. W sezonie 2013-14 grał w zespole do lat 19.

- Na dłuższą metę nie był to zawodnik perspektywiczny. Napoli zrezygnowało z niego po okresie, który spędził w drużynach młodzieżowych. Później zaczął grać w niższej klasie rozgrywkowej - uzupełnia dziennikarz "La Gazzetta dello Sport". Di Giovanni w wieku 18 lat odszedł z Napoli do zespołu z Serie D (czwarta liga) - Arzanese Calcio. Monti informuje, że były zawodnik szybko po tym transferze przestał grać w piłkę i zajął się handlem narkotykami.

Włosi opisują nieżyjącego już, byłego juniora, jako talent, który nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. "Był dobrym chłopakiem, ale diabłem na ulicy" - charakteryzuje go Monti. Di Giovanni zginął w zachodniej części miasta, naprzeciwko kościoła Santa Maria di Montevergine w dzielnicy Soccavo. W ciągu dnia, podczas spaceru. Zabójcy postrzelili go kilka razy i uciekli na skuterze. 21-latek zmarł na miejscu.

W Neapolu już kilkakrotnie dochodziło do sytuacji, w których ofiarami napaści padali piłkarze pierwszej drużyny. Okradany był największy gwiazdor zespołu, Marek Hamsik. Również Lorenzo Insigne przekonał się, że cenne rzeczy lepiej zostawiać w domu. Piłkarz został okradziony podczas spaceru z żoną, a uciekający złodziej wykrzyczał z bronią w ręku, by ten zadedykował mu gola. O bezpieczeństwie w mieście pytaliśmy na początku trwającego sezonu dwóch naszych piłkarzy.

- Kiedyś jechały za mną dwa skutery, przez około pięć kilometrów. Jak zatrzymałem się na czerwonym świetle, kibice zapukali w szybę i poprosili o autograf. Bałem się, że chcą zrobić coś innego, okraść. Koledzy z drużyny mówili w szatni żebym uważał i nie nosił na ręku drogich przedmiotów, na przykład zegarka. W Neapolu do końca nie jest bezpiecznie. Krzywda nikomu się jeszcze nie stała, ale lepiej pewnych sytuacji unikać. Na szczęście kibice ze skutera chcieli tylko zdjęcie, więc się ucieszyłem - mówił nam w listopadzie Arkadiusz Milik.

Także Piotr Zieliński został przez kolegów ostrzeżony. Pomocnik zapowiedział jednak, że nie zamierza zmieniać swoich nawyków. - Mam nadzieję, że żadnych włamań do domu nie będzie. Po mieście też nie będę się bał spacerować. Trzeba cieszyć się życiem, a nie chować się w mieszkaniu. Najwyżej oddam zegarek albo pieniądze, nie będę się szarpał. Obym tego nie doświadczył - komentował reprezentant Polski.

Monti przekonuje, że piłkarze mogą czuć się w mieście bezpiecznie. - Neapol to Neapol. Nie jest ani bardzo niebezpiecznie, ani też bezpiecznie. Myślę, że to niemożliwe, by ktoś z mafii odważył się zabić piłkarza Napoli. Zawodnicy są w mieście niesamowicie szanowani. Kibice ich po prostu ubóstwiają, a tu w zasadzie każdy jest fanem Napoli. Nikt by im krzywdy nie zrobił - tłumaczy. - Podkreślam: to nie morderstwo wymierzone w futbol. Ta śmierć mało w mieście znaczy. Piłka dla tego chłopaka była tylko dodatkiem - kończy dziennikarz.

Komentarze (0)