W tym roku obrońca mistrzów Polski spędził na boisku 180 minut. To blisko dwie trzecie dorobku, który wypracował jako zawodnik Legii jesienią. Czas był to jednak koszmarny, bo warszawiacy przegrali wówczas z Arką Gdynia (1:3) oraz dostali manto od Borussii Dortmund (0:6).
Podczas starcia z Niemcami Dąbrowski przypominał dziecko we mgle. Rywale robili z nim, co chcieli. To był dla niego początek i koniec przygody z Ligą Mistrzów, bo później w fazie grupowej pojawił się na boisku jeszcze tylko przez minutę. Czwartkowym meczem LE wrócił na europejską arenę jako podstawowy zawodnik mistrzów Polski i rozegrał swoje najlepsze spotkanie w zespole z Łazienkowskiej. To był zupełnie inny Dąbrowski.
29-latek był solidny i pewny. Nieźle spisywał się w walce o górne piłki, pod jego kryciem nie mógł sobie poradzić Kasper Dolberg. Dobrze się ustawiał, jego współpraca z Michałem Pazdanem układała się bez zarzutu. Do pełni szczęścia zabrakło dobrze wyprowadzanych piłek. Widać było, że ma z tym spore problemy; często wybijał futbolówkę lub wycofywał ją do Arkadiusza Malarza.
Według statystyk portalu whoscored.com Dąbrowski wygrał trzy pojedynki główkowe oraz wykonał dwa wślizgi; podawał z 70-procentową skutecznością. Został oceniony na 8,2 i trafił do najlepszej jedenastki dnia. Doceniła go też Squawka. Według jej wyliczeń defensor mistrzów Polski był w czwartek - obok Andre Onany i Davisona Sancheza - najlepszym zawodnikiem meczu.
29-latka w ogóle nie byłoby na boisku, gdyby nie kontuzja Jakuba Rzeźniczaka. Doświadczony zawodnik w połowie stycznia podczas treningu złamał rękę. Podczas spotkania z Ajaksem usiadł już na ławce rezerwowych, ale to wcale nie znaczy, że za chwilę wróci do składu. Jego zmiennik nie zawiódł zarówno podczas starcia z amsterdamczykami, jak i kilka dni wcześniej w meczu z Arką Gdynia (1:0).
ZOBACZ WIDEO Łukasz Broź: Chcieliśmy wygrać
- Nikt nie zamierza sadzać Maćka na ławce - podkreśla trener stołecznej drużyny Jacek Magiera. - Kiedy przychodziłem do klubu był w trudnej sytuacji, bo postawiłem na zawodników, których znałem. On jednak pracował, nie marudził. A ja takich piłkarzy cenię. Dostał szansę i ją wykorzystał.
Tego, kto wybiegnie w podstawowym składzie na niedzielne starcie z Ruchem Chorzów (godz. 18:00), trener zdradzać nie chce. Mówi tylko, że ma pozytywny ból głowy. Bo Dąbrowski po pół roku wśród rezerwowych wreszcie wrócił do gry.