Już niemal dwie dekady trwa kadencja obecnego menedżera Arsenalu, jednak liczby są dla niego porażające. Ostatnie mistrzostwo Anglii wywalczył trzynaście lat temu, a ostatni godny uwagi sukces w europejskich pucharach osiągnął jedenaście lat temu (finał Ligi Mistrzów).
Niewielu kibiców Kanonierów zachowuje wiarę w Arsene'a Wengera, ale gorsze dla niego jest podobne nastawienie piłkarzy. Alexis Sanchez, który notuje znakomite liczby (w samej Premier League ma 19 goli i 10 asyst), coraz częściej kończy mecze z kwaśną miną, a gdy spogląda w tabelę, widzi, że jego wysiłek idzie na marne. Chilijczyk nie chce podpisać nowej umowy i wolałby zmienić barwy, a to dla jego obecnego pracodawcy może być ogromnym ciosem, zwłaszcza że największe zainteresowanie przejawiają krajowi rywale - Chelsea i Manchester City.
Wenger nie ma argumentów, którymi mógłby zatrzymać kluczowych graczy. Nie potrafi poprowadzić zespołu do sukcesów ani w lidze, ani w europejskich pucharach. Co roku szczytem możliwości Kanonierów jest osiągnięcie pierwszej czwórki Premier League, a tym razem może zabraknąć nawet tego, co poskutkowałoby brakiem gry w Lidze Mistrzów. Z niej zresztą londyńczycy siedem razy z rzędu odpadali na etapie 1/8 finału, co dla zawodników światowego formatu - jak wspomniany Sanchez czy np. Mesut Oezil - jest czymś nie do zaakceptowania.
Angielskie media nie przestają spekulować i ostatnio pojawiły się informacje, jakoby pozostanie Wengera w klubie miało się ziścić i być nawet okraszone budżetem w wysokości 200 mln funtów na transfery. To byłby największy błąd władz Arsenalu. Odejścia któregoś z kluczowych graczy i tak nie uda się uniknąć, a przy coraz bardziej realnej perspektywie gry tylko w Lidze Europy, ściągnięcie wartościowych następców będzie piekielnie trudne.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok
Odbudowa potęgi Arsenalu z Francuzem na ławce jest praktycznie niemożliwa. Piłkarze ze światowego topu nie chcą u niego grać, bo obawiają się posuchy jeśli chodzi o trofea, a sam 67-latek - choć na każdym kroku podkreśla, że chciałby kontynuować misję - nie sprawia wrażenia człowieka, który panuje nad sytuacją. Jego drużyna zatraciła już nawet to, z czego słynęła jeszcze w niedawnej przeszłości - ładną dla oka grę. Dziś błyskotliwych kombinacyjnych akcji, które były znakiem firmowym Arsenalu, oglądamy coraz mniej, a jest to zapewne spowodowane pogarszającą się atmosferą w drużynie. Nikt nie lubi ciągle oglądać pleców głównych rywali i chyba właśnie nadszedł moment przesilenia.
Arsenal stoi przed epokową decyzją. Zasługi Wengera są niepodważalne. Doskonale zarządzał zespołem w okresie, gdy trzeba było spłacać olbrzymi kredyt za Emirates Stadium, wypromował wielu młodych zawodników i przez długi czas utrzymywał drużynę na wysokim poziomie. Coś jednak w końcu pękło i zakłamywanie tej rzeczywistości ofertą nowego kontraktu byłoby największym błędem działaczy.
Obecny menedżer prochu już nie wymyśli i nie warto w niego inwestować. Trudno sobie zresztą wyobrazić jak miałby wydać 200 mln funtów, które padają w spekulacjach prasowych. Światowych gwiazd nie uda mu się pozyskać, może jedynie sięgnąć po szerszą grupę nieco mniej znanych zawodników, dla których gra w Arsenalu byłaby spełnieniem marzeń. Pytanie tylko, czy oni byliby w stanie spełnić marzenia samego Wengera i kibiców Kanonierów.