Arka przyjechała do Krakowa w glorii zdobywcy Pucharu Polski, ale nie zagrała przy Kałuży 1 jak na triumfatora tych rozgrywek przystało. Gdynianie byli tylko tłem dla Pasów i nawet ani razu im nie zagrozili. Finał Pucharu Polski odbył się we wtorek, a jeszcze w sobotę drużyna Leszka Ojrzyńskiego fetowała sukces z kibicami, więc zbyt długie świętowanie mogło mieć wpływ na słabą dyspozycję Arki w poniedziałkowym meczu.
- Nie jesteśmy zadowoleni. Trzeba pogratulować Cracovii, bo była od nas lepsza. Szczególnie w pierwszej połowie, bo to, co robiliśmy w pierwszej połowie, było niesamowite. Straciliśmy jedną bramkę, a mogliśmy więcej - komentuje trener Leszek Ojrzyński.
- Nie wiem, czy jeszcze byliśmy myślami przy pucharze na Stadionie Narodowym, czy gdzieś w chmurach mieliśmy głowy. Mieliśmy problem z czystym trafieniem w piłkę, z agresywnym doskokiem. Byliśmy zagubieni - dodaje opiekun Arki.
Ojrzyński ma pretensje do zawodników o to, że stracili obie bramki tuż po wznowieniu gry z autu, a uczulał swoich podopiecznych na to, by akurat przy tym elemencie gry byli szczególnie czujni.
ZOBACZ WIDEO Serie A: AS Roma wiceliderem, Edin Dzeko liderem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- Przegrywaliśmy 0:1 po golu po wrzucie z autu, a pokazywaliśmy sobie przed meczem, że z Zagłębiem Lubin Cracovia dwie bramki zdobyła po wznowieniu gry z autu. Gapiostwo z naszej strony. Druga bramka padła z karnego, ale akcja też zaczęła się od wrzutu z autu - mówi Ojrzyński i dodaje: - Za grę z zębem w drugiej połowie muszę już swój zespół pochwalić, ale to nie był nasz dzień, co było widać gołym okiem od pierwszego gwizdka. Pierwsza połowa była makabryczna w naszym wykonaniu.
Odkąd Ojrzyński prowadzi Arkę, gdynianie nie wygrali żadnego meczu ligowego: dwa zremisowali, a dwa przegrali. Po porażce z Cracovią żółto-niebiescy wylądowali w strefie spadkowej.