Sebastian Najman: Kielce. Polska stolica absurdu (komentarz)

Niby niemiecki właściciel a zamieszanie typowo polskie. Po sprzedaży Korony wielu odetchnęło z ulgą. Pojawiły się opinie, że w końcu będzie normalnie i bez politycznego bicia piany wokół klubu. Póki co normalne jest to, że o Koronie znów jest głośno.

Po decyzji o zakończeniu współpracy z trenerem Maciejem Bartoszkiem wraz z końcem sezonu Lotto Ekstraklasy nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać. Aż ciśnie się na usta - niemiecka jakość. Zrób wynik i spadaj. I nie jest to wcale żadna złośliwość z mojej strony. Tak to niestety wygląda.

Po zdumiewającej fragmentami konferencji prasowej prezesa Krzysztofa Zająca ciężko uwierzyć w te wszystkie wcześniejsze słowa o budowie poważnego klubu. Tak naprawdę w cokolwiek ciężko uwierzyć, bo skoro nawet zapisy kontraktowe przestają mieć znaczenie? Po tym co usłyszeliśmy w środowe przedpołudnie trudno doszukać się jakiejkolwiek logiki. A przyznanie się samego Zająca, że on również jej nie dostrzega? No cóż, pozostaje się jedynie uśmiechnąć.

Smutne jest to, że zatrudnia się trenera, w jego umowie widnieje zapis, że awans do górnej ósemki daje mu dodatkowe 12 miesięcy spokojnej pracy, a gdy ten zrobi swoje, to przychodzi nowa ekipa i całym tym dokumentem podciera sobie wiadomo co. I co gorsza, wprowadzając wszystkich w błąd zapewnieniami sprzed kilku tygodni o rzekomym braku zastrzeżeń do pracy sztabu szkoleniowego. I to wszystko niby w imię "długofalowej wizji rozwoju klubu".

Jeszcze nie tak dawno kibice i osoby blisko związane z Koroną z optymizmem spoglądały w przyszłość. W końcu początek rządów nowego właściciela był obiecujący. Udało się przywrócić zorganizowany doping, to "ryknięcie" dodające siły, nieobecne na Kolporter Arenie przez rok. Pytanie, czy decyzja o rozstaniu się z trenerem Bartoszkiem nie spowoduje przypadkiem kolejnego konfliktu. Głos trybun na ten temat z pewnością poznamy przy okazji najbliższego domowego meczu z Wisłą Kraków.

ZOBACZ WIDEO Serie A: AS Roma wiceliderem, Edin Dzeko liderem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Już teraz jedno jest pewne. Wokół klubu znów pojawiło się wiele znaków zapytania, Korona kolejny raz staje się pośmiewiskiem piłkarskiej Polski. I ciężko oprzeć się wrażeniu, że jak najbardziej zasłużenie. Zwalnianie trenera, który podjął się trudnej misji wydobycia zespołu z głębokiego dołka, a następnie znalazł się z nim w grupie mistrzowskiej to bardzo ryzykowny ruch, chociaż w nieoficjalnych rozmowach z piłkarzami usłyszałem też, że po prostu głupota. W normalnych warunkach wydawałoby się, że taki szkoleniowiec zapracował na premię. W Kielcach ową premią jest wcześniejsze poinformowanie go, że powinien sobie szukać nowego zajęcia.

O Macieja Bartoszka jednak bym się nie martwił. Przez tych kilka miesięcy pracy pokazał, że oprócz zjednania sobie zawodników i podniesienia ich umiejętności, potrafił funkcjonować w atmosferze ciągłego zaciskania pasa. To ważna cecha w wielu naszych klubach, które z pewnością stoczą interesującą walkę o tego 40-latka.

A Korona? Pozostaje czekać i bacznie się przyglądać. Jeśli ktoś liczył, że w stolicy woj. świętokrzyskiego wraz ze sprzedażą klubu skończy się festiwal absurdu to chyba już wie, że był w błędzie. Można sobie zażartować, że gdzieś między ratuszem a stadionem Korony jest solidne źródło tych dziwnych sytuacji, które obserwujemy od lat. W klubie zapewne nie wszystkim będzie z tego powodu do śmiechu, a to dlatego, że najbliższe tygodnie przy Ściegiennego zapowiadają się naprawdę ciekawie. Nie wiadomo tylko czy wyniknie z tego coś dobrego.

Sebastian Najman

Źródło artykułu: