To jego słowa, wypowiedziane ostatnio przed kamerami stacji Canal + Sport. Pomeczowa rozmowa zeszła na wybuchowy charakter trenera. Michał Probierz zripostował tak: - Jest taki fajny cytat: Po czterdziestce coraz więcej ludzi może mnie w d... pocałować.
I zapowiedział, że zmieniać się nie zamierza. Niedługo potem ogłosił, że skoro jego słowa tak mocno przeszkadzają, to nie będzie mówił nic.
Czasami ma się wrażenie, że trener Jagiellonii cały czas rozgrywa swój prywatny mecz. Czasem rywalem są zagraniczni szkoleniowcy, czasem sędziowie, czasem wszyscy dokoła. To Probierz mówił na konferencji prasowej po niemiecku, bo przyszła moda na zatrudnianie obcokrajowców. To on podarował Henningowi Bergowi rozmówki polsko-norweskie. On też kiedyś narzekał, że w Białymstoku nie ma lotniska. Dawał popalić sędziom, ale też kiedy w poprzednim sezonie fani bluzgali na jego zawodników, to stał z piłkarzami na pierwszej linii frontu i do agresywnej publiki ruszył z pięściami.
Już dziś jest najwybitniejszym trenerem, jaki kiedykolwiek prowadził drużynę z Białegostoku. Zdobył z nią Puchar Polski i brązowy medal. Teraz jest o krok od tytułu, choć on sam - w swoim stylu - przekornie pogratulował już mistrzostwa największym rywalom. Jednak w środę Jagiellonia gra na wyjeździe z Lechią Gdańsk i jeśli nie przegra, to jej sytuacja wyjściowa przed trzema ostatnimi meczami będzie świetna. Poza wyjazdem do Niecieczy i meczem z przebywającą już na mentalnych wakacjach Termaliką, białostoczan czekają jeszcze starcia u siebie z Legią Warszawa i Lechem Poznań. A na stadionie przy ul. Słonecznej może wszystko się zdarzyć.
ZOBACZ WIDEO: AC Milan uratował remis [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Niezależnie od wyników, ofiarne społeczeństwo Białegostoku i tak powinno pomyśleć, aby nadać mu tytuł honorowego obywatela miasta. Probierzowi wyjątkowo służy świeże podlaskie powietrze, ciężko będzie tam jego osiągnięcia powtórzyć. Jagiellonia ma budżet kilka razy mniejszy od Lecha i Lechii, o Legii Warszawa grającej w innej finansowej lidze nie wspominając. A jednak trener ze Śląska potrafił tam budować drużynę gotową do walki o mistrzostwo.
W ekstraklasie pokazał już, że po prostu zna się na robocie. Potrzebuje tylko czasu i zaufania. Dwukrotnie dostał go w Białymstoku, bo przecież na Podlasie wracał po przerwie. W jej trakcie pracował w ŁKS i dźwignął upadającą drużynę, ale szybko wyjechał do Grecji. Przygoda z Arisem zakończyła się błyskawicznie, gdyż Grecy płacili przede wszystkim słońcem, a to jednak za mało.
W Wiśle Kraków sam uznał, że ze zbuntowaną drużyną nie wygra, w Bełchatowie inaczej umawiał się z właścicielami co do transferów i też dał sobie spokój. W Lechii Gdańsk zmieniła się koncepcja. Przyszedł niemiecki właściciel i mu podziękował.
To może być argument przeciwko trenerowi, że w ostatnich latach poszło mu tylko w Białymstoku. Jednak tylko tam dostał kredyt zaufania, jak Grecja ten finansowy w Europie. Nawet gdy w poprzednim sezonie medalowy zespół walczył o utrzymanie, to nikt go zwalniać nie zamierzał. O taką pożyczkę wyrozumiałości w innym miejscu będzie mu naprawdę ciężko. I może się zdarzyć, że znowu koniec końców wróci na Podlasie.
Teraz bowiem najwidoczniej uznał już, że doszedł też do ściany, bo ponoć po sezonie rozstanie się z Jagiellonią. I wyjedzie po raz drugi podbijać zagranicę. W Grecji mu kilka lat temu nie wyszło, teraz – jak informował "Przegląd Sportowy" ma propozycje z Niemiec i Turcji.
Ciekawe, czy wyjedzie jako mistrz Polski. Tak czy inaczej, znowu zrobił swoje, opuści Jagiellonię z poczuciem dobrze wykonanej roboty.
I z czystym sumieniem, w domu czytając dobrą książkę, "pier…. sobie whisky". To też jego cytat.