Bartłomiej Drągowski: Do Boruca już mnie nie porównują. Zobaczyli, że jestem słabszy i przestali

- Do Boruca już mnie nie porównują. Zobaczyli, że jestem słabszy i przestali... Trzeba umieć z siebie żartować, bo ileż można siedzieć ze spuszczoną głową? - mówi WP SportoweFakty bramkarz Fiorentiny i reprezentacji Polski U-21, Bartłomiej Drągowski.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
PAP / Darek Delmanowicz

Maciej Kmita, WP SportoweFakty: Miał pan obawy o to, że występ w mistrzostwach przejdzie panu koło nosa? Był taki moment, że trafił pan do kadry U-20.

Bartłomiej Drągowski, bramkarz Fiorentiny i reprezentacji Polski U-21: Powołanie do drużyny U-20 miało na celu to, żebym miał szansę gry. To było wyciągnięcie w moją stronę pomocnej dłoni, żebym mógł rozegrać pełne dziewięćdziesiąt minut. Ale faktycznie, miałem lekkie obawy co do powołania na mistrzostwa - nie mogłem go być pewnym do samego końca. Ciągle żyłem tą drużyną, a grając w Primaverze (włoska liga młodzieżowa - przyp. red.), pokazałem trenerowi, że chcę być w jego zespole. Myślę, że nie znalazłem się w tej kadrze na wyrost - pracowałem na to już dużo wcześniej.

Idąc do Fiorentiny, nie liczył pan na wygryzienie Cipriana Tatarusanu, ale też pewnie spodziewał się pan, że debiut przyjdzie wcześniej niż w ostatniej kolejce.

Nie powiem, że nie chciałem wygryźć Tatarusanu, bo po to szedłem do Fiorentiny, żeby walczyć o miejsce w podstawowym składzie. No, nie wyszło to tak, jak sobie zaplanowałem, bo cały sezon byłem trzecim bramkarzem. To dla mnie nowe doświadczenie, które nauczyło mnie cierpliwości. Czuję się lepszym bramkarzem, czuję, że zrobiłem postęp, ale nie grałem.

ZOBACZ WIDEO Wojciech Szczęsny: Nie sądzę, że to przełom jeżeli chodzi o obsadę bramki

Nie jest pan typem zawodnika, który zasłania się kontuzjami, ale wyjechał pan do Florencji z urazem mięśnia uda, a potem stracił pan kilka tygodni przez kontuzję kolana.

To normalna rzecz. Nie były to poważne kontuzje, które wymagały operacji. To nie były urazy, które uniemożliwiły mi grę. Jedynie wybiły mnie na chwilę z rytmu treningowego. To nie przez kontuzje miałem w Fiorentinie taką, a nie inną pozycję. Nie mam się czym zasłaniać, ale nie dopuszczę do tego, żeby w kolejnym sezonie znów być tylko trzecim bramkarzem.

To się wiąże ze zmianą klubu?

Chcę grać i chcę się rozwijać. Rok bez gry minął mi bardzo szybko, a nie chcę w ten sposób stracić kolejnego sezonu. Mam 20 lat, ale czas leci szybko i nie chcę go tracić. Z trenerem Stefano Piolim (po sezonie zastąpił Paulo Sousę - przyp. red.) jeszcze nie rozmawialiśmy, ale obsada bramki raczej się nie zmieni, a jeszcze z wypożyczenia wróci Lezzerini. A ja chcę po prostu regularnie grać. Gdziekolwiek.

Mówi pan, że mimo braku gry jest pan lepszym bramkarzem. Trening bramkarzy we Włoszech stoi na wyższym poziomie niż w Polsce?

W Polsce treningi bramkarskie są na bardzo, bardzo wysokim poziomie. A w Fiorentinie miałem trenera Hiszpana, więc o metodach włoskich nic nie powiem. Dużo pracowaliśmy nad grą nogami. Kiedy wyjeżdżałem z Polski, to wydawało mi się, że jak na bramkarza, nogami gram całkiem dobrze, ale okazało się, że mam duże, duże, duże rezerwy. Teraz dopiero mogę powiedzieć, że gram nogami przyzwoicie. Dużych różnic w samym treningu bramkarskim nie ma. W Polsce z bramkarzami pracuje się bardzo dobrze.

A jak panu idzie z językiem włoskim?

Powiem tak: wywiadu bym nie udzielił. Ale na co dzień nie mam żadnych problemów. Krok po kroku jest coraz lepiej. Najpierw lekcje zapewniał mi klub, a potem uczyłem się we własnym zakresie.

Włochy pana zachwyciły? Karol Linetty powiedział nam niedawno, że nie zamieniłby teraz Italii na żaden inny kraj.

Jest cieplej niż w Polsce, a Florencja jest pięknym miastem, ale ja bardzo tęsknię za Polską. Mieszkam z narzeczoną i razem jest nam łatwiej, ale nie będę ukrywał - ciągnie mnie do domu. Karol jest też w innej sytuacji, bo grał cały sezon, a pozycja w drużynie ma duży wpływ na samopoczucie i postrzeganie świata. Może gdybym grał, to tęskniłbym mniej. A tak uciekł mi sezon.

Auto prowadzi pan już po włosku?

Już się przyzwyczaiłem. Zdarzają się śmieszne sytuacje, ale na początku był lekki strach. Stłuczki jeszcze nie miałem, ale ktoś się już przytulał do mojego samochodu i jest obrysowany. O przesiadce na skuter nigdy nie myślałem - zawsze chciałem jeździć czterokołowcem.

Czyli Italią pan jeszcze nie przesiąknął?

Mieszkam we Włoszech niecały rok, więc trudno, żebym stał się bardziej włoski niż polski. Jedynie piję trochę więcej kawy. No i jedzenie smakuje mi bardziej niż w Polsce. Może też dlatego, że sam nie gotuję. W klubie mamy dwa posiłki, a wieczorem wychodzimy z narzeczoną na kolacje.

Jest pan rozpoznawalny na ulicach Florencji? Na początku Włosi porównywali pana do Artura Boruca.

Zdarzyło się parę razy, że ktoś mnie rozpoznał. To było miłe. Do Boruca mnie już nie porównują. Zobaczyli, że jestem słabszy i przestali...

Szerokim echem we Włoszech odbiła się pana wypowiedź dla Polsatu Sport, w której stwierdził pan z uśmiechem, że w kolejce do gry są przed panem nawet masażyści. Klub na to zareagował?

Powiedziałem to żartem i zdecydowana większość ludzi tak to odebrała, ale znalazł się ktoś, kto tego nie zrozumiał i myślał, że narzekam i czuję się skrzywdzony. Trzeba umieć z siebie żartować, bo ileż można siedzieć przygnębionym i ze spuszczoną głową? Trzeba mieć do siebie dystans. A klub? Nie chcę komentować.

Przesiedział pan sezon na ławce Fiorentiny, a Jagiellonia walczyła o mistrzostwo Polski. Nie żałował pan w trakcie sezonu, że zamienił Białystok na Florencję?

Raczej się cieszyłem, że jak odszedłem, to w końcu do Jagiellonii przyszedł dobry bramkarz i klub mógł walczyć o tytuł. A tak na poważnie, to z całego serca kibicowałem Jagiellonii, ale nie żałowałem, że odszedłem akurat przed takim sezonem. Jakbym został w Jagiellonii, to pewnie żałowałbym, że jednak nie wyjechałem. Trzeba być odpowiedzialnym za swoje decyzje. We Florencji dostałem lekcję. Chciałem się sprawdzić na Zachodzie, a pewnie gdybym grał, miałbym bliżej do pierwszej reprezentacji, a to jest marzenie każdego z nas. Pierwszy rok był trudny i nie dopuszczę do tego, by w kolejnym sezonie znów siedzieć na ławce albo na trybunach.

W styczniu mówiło się o tym, że może pan trafić do Panathinaikosu. W kwietniu z kolei pojawiła się informacja, że ma pan zastąpić Łukasza Skorupskiego w Empoli.

O Panathinaikosie nie słyszałem. Zresztą w styczniu powiedziałem w klubie, że nie chcę odchodzić, bo nie chciałem co pół roku zmieniać otoczenia. A zainteresowanie ze strony Empoli potwierdzam. Nie chciałem podejmować decyzji przed mistrzostwami. Nie dlatego, że liczę na to, że w czasie turnieju się wypromuję - chciałem się skupić na mistrzostwach.

A powrót do Polski bierze pan pod uwagę czy to byłby krok wstecz?

To nie byłby krok wstecz. Każde rozegrane dziewięćdziesiąt minut to krok do przodu w rozwoju. Można się śmiać z ekstraklasy, że jest niski poziom, że drużyny szybko odpadają z pucharów, ale polska liga nie jest słaba. Karol Linetty poszedł z Lecha Poznań i gra w Sampdorii. Dołączył do niego Bartek Bereszyński i gra. Nie mówię "nie" powrotowi do Polski. Nie chcę przesiedzieć na ławce kolejnego sezonu. Zaraz przestanę być młodym, perspektywicznym zawodnikiem, a na liczniku nie będę miał wielu występów.

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Bartłomiej Drągowski powinien wrócić do Lotto Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×