Mario Situm - żołnierz Nenada Bjelicy

PAP/EPA / EPA/DI MARCO
PAP/EPA / EPA/DI MARCO

Mario Situm uchodził w Chorwacji za wielki talent, ale pewnego dnia coś poszło nie tak. Dzięki Nenadowi Bjelicy wrócił do świata poważnego futbolu, a dziś, już jako zawodnik Lecha Poznań, ma szansę stać się gwiazdą Ekstraklasy.

Kibice Dinama Zagrzeb bez trudu rozpoznawali ten samochód. Pośród nowych audi, mercedesów, które mogłyby rywalizować w konkursie piękności, stał wysłużony BMW, może nie przesadnie stary, ale z wyraźnymi śladami użytkowania w postaci rys i wgnieceń na drzwiach. To zostało jeszcze z czasów gry we Włoszech. Któryś z kolegów zaparkował nieostrożnie. Jeśli stoi na parkingu, to znaczy, że Mario Situm  zameldował się już na treningu.

Jest trochę taki jak ten samochód. A więc niezbyt spektakularny, ale niezawodny. Profesjonalny, zawsze grający na pełnych obrotach.

- Jestem nudnym gościem - mówi o sobie. - Nie spotkasz mnie w nocnych klubach. Raczej na spacerze z żoną i psem.

Teraz będzie chodził po poznańskich parkach. Mógłby w Rijece, bo miał stamtąd dobrą ofertę. Załatwił to jego szwagier, kapitan zespołu Mate Males. Negocjacje trwały, namawiała go nawet siostra. Ale w Chorwacji Situm nie zagra w innym klubie niż Dinamo. Tak postanowił. Uważa się za dziecko klubu ze stadionu Maksimira, nie zawsze chciane.

ZOBACZ WIDEO ME U-21. Jan Bednarek: Jestem dumny z tej drużyny

Wybrał Lecha Pozna, bo tu jest Nenad Bjelica. A Mario Situm jest żołnierzem Bjelicy.

Tomo Nicota, dziennikarz "Sportskich Novosti" jest transferem pomocnika do Lecha Poznań zdziwiony: - On grał bardzo dobrze w Dinamie, dlatego trochę nie rozumiem tego wypożyczenia. To zawodnik, który zawsze gra na najwyższych obrotach.

Situm pochodzi z Zagrzebia i jako dzieciak grywał w lokalnych klubach. Gdy miał 16 lat trafił do Dinama, spełniając największe marzenie każdego chłopca ze stolicy Chorwacji, który zaczyna grać w piłkę. Rozwijał się nieźle, już w debiucie strzelił gol drużynie Karlova. Grał w młodzieżowych reprezentacjach kraju.

Jako 19 latek zadebiutował w Lidze Mistrzów. Było to zaledwie ostatnie 5 minut meczu, ale za to z Realem Madryt. Potem dostał jeszcze 20 minut z Ajaksem Amsterdami oraz ponad pół godziny z Olympique Lyon.

Wszystko szło w odpowiednim kierunku, choć nie był to najlepszy czas dla zespołu z Zagrzebia. Dinamo przegrał wszystkie 6 spotkań, strzeliło 3 bramki, straciło 22. Ci, którzy mieli się pokazać, pokazali się. Situm zniknął w lokalnym klubie Lokomotiva, gdzie spędził dwa lata.

Pytany o to przez dziennikarza gazety "Vecernji List", mówi: - Piłka jest dziwna, tak jak życie. Ale kiedy wszystko zsumuję, powinienem być zadowolony. Są z mojego pokolenia zawodnicy, którzy grają w największych klubach świata. Ale są też tacy, którzy dorabiają jako dostawcy pizzy. Więc nie ma co narzekać, choć oczywiście mogło pójść lepiej.

Po 2,5 roku w Lokomotivie zgłosiła się do niego Spezia Calcio, ale nie bardzo uśmiechało się mu grać w 2. lidze.

- Nie chciałem tam iść. Myślałem sobie: "Co ja będę robił w 2. lidze? Myliłem się. To co się tam stało to cud. Pełny stadion, świetna atmosfera, znakomite miasto i trener, który we mnie wierzył - opowiadał dziennikowi "Jutarnji List", wkrótce po tym jak dostał powołanie do kadry narodowej. Była to wielka sensacja w Chorwacji i coś, czego nigdy Situm Bjelicy nie zapomni.

- Wiele mu zawdzięczam. Każdego dnia robiłem postęp - mówi.

Bjelica od początku go "kupił". Situm przyjechał do Włoch z kontuzją. Bjelica odczekał tyle, ile musiał i wystawił bez słowa na mecz z Perugią. Drużynie wtedy nie szło i Bjelica postawił na nowego piłkarza. Drużyna wygrała 2:0, Chorwat strzelił jedną z bramek. A potem, jak mówi sam piłkarz, "wszystko przeszło przyjemnie jak spaghetti".

Dziennikarze pisali, że Situm czuł się jak u siebie, w końcu w zespole było aż 8 Chorwatów, a na ławce Bjelica. Dostawał najlepsze noty. Ale nie zdobył tego, co najważniejsze - awansu do Serie A. Dlatego po dwóch latach wrócił do Dinama, którego jest trochę zakładnikiem. Kiedyś podpisał 7,5-letni kontrakt, czego zresztą żałuje, mimo że Dinamu zawsze kibicuje. Tyle tylko, że nie najlepiej wyszedł na tym finansowo.

- Dinamo to mój klub, kocham go i czuję to za każdym razem gdy dla niego gram. Ale jest to miłość ciężka i nieszczęśliwa - mówił. Nie mógł zapomnieć, że nie dostał prawdziwej szansy.

- Może to ja powinienem być lepszy, a może oni bardziej cierpliwi? - zastanawiał się.

Ale może wszystko dobrze się potoczyło. Może potrzebował odrzucenia i Spezii? Sam mówił, że przez sezon we Włoszech stał się zawodnikiem o 50 procent lepszym. A i jego kontrakt znacznie urósł. Ale gdy klub nie awansował, Situm wrócił do Chorwacji.

I w końcu swoją drugą szansę w Dinamie dostał. Grał na prawej obronie, był wielokrotnie podstawowym zawodnikiem, również w meczach Ligi Mistrzów. Był w dość powszechnej opinii lepszy od zawodników zwykle występujących na tej pozycji: Słoweńca Petara Stojanovicia i Rumuna Alexandru Matela. Dlatego jego odejście uznano za dziwne.

Tomo Nicota, dziennikarz "Sportskich Novosti": - Z punktu widzenia Lecha to bardzo dobry układ. Bjelica i Situm to zwycięskie połączenie.

Źródło artykułu: