Nagle stracił czucie w nogach i ramionach. Prosto z szatni karetką na sygnale pojechał do szpitala. Towarzyszył mu roztrzęsiony ojciec. - To była najgorsza noc w mojej karierze. Już nawet nie chodzi o samą kontuzję, ale widok taty całego we łzach - opowiadał potem.
W lutym 2015 roku w meczu Ligi Mistrzów Atletico Madryt z Bayerem Leverkusen dostał cios mocny cios w żebra od Kyriakosa Papadopoulousa. Zanim doszedł do szatni, prawie nieprzytomny zatrzymywał się siedem razy. Okazało się, że młody Hiszpan miał - jak to ujął prezydent madryckiego klubu Enrique Cerezo - zniszczone nerki. Potem, przez dwa kolejne lata, cierpiąc w milczeniu grał z wewnętrznym cewnikiem. - Przez te dwa lata, po każdym meczu czy treningu sikałem krwią - opowiadał.
Dobrze w ogóle, że mógł grać. Bo ta kariera zawisła na włosku. Saul Niguez okazał się jednak twardzielem. Nic więc dziwnego, że idealnie odnalazł się w zespole innego macho - Diego Simeone.
[b]
Europa na kolanach
[/b]
We wtorek 22-letni piłkarz rzucił Kraków i całą piłkarską Europę na kolana. Choć jego koledzy i trener podkreślali, że 3:1 Włochów pokonał cały zespół, to jednak strzelając trzy gole bohater mógł być tylko jeden. Wcześniej zdobył gola w meczu z Macedonią, dorzucił tam asystę. Trafił też w pojedynku z Portugalią. Prawdopodobnie zostanie wybrany najlepszym piłkarzem polskich mistrzostw Europy.
Pytanie, graczem jakiego klubu będzie w przyszłym sezonie. Filigranowego pomocnika chce Barcelona. Cena - 80 mln euro.
ZOBACZ WIDEO Getafe wraca do Primera Division. Zobacz skrót meczu z CD Tenerife [ZDJĘCIA ELEVEN]
Żołnierz z jednostki specjalnej
Na razie ciągle jest żołnierzem Simeone. Takim z jednostki do zadań specjalnych. Biega po całym boisku, odbiera piłki, może być pomocnikiem, może być obrońcą. Męczył się dwa lata z tym cewnikiem, ale twardo wychodził na murawę. Zaciskał zęby, bolało, ale grał regularnie. 48 meczów w sezonie 2015/16, 53 spotkania w nogach w poprzednich rozgrywkach.
Bolało go też, gdy był dzieckiem i myślał, że Real Madryt będzie miejscem, w którym spełni swoje marzenia. Piłkarzem i to całkiem niezłym był jego ojciec Jose Antonio. Piłkę kopało dwóch jego braci. Saul w wieku 10 lat trafił do szkółki piłkarskiej Królewskich.
Kilka lat później, na łamach "Mundo Deportivo", wyznał: - Wiele się tam nauczyłem, bo to był bardzo trudny czas. Nie miałem kolegów. Byłem okradany z butów, z jedzenia. Otrzymywałem ogromne kary za coś, czego nie robiłem. I to zdarzało się wielokrotnie.
Szykanowanemu młodzieńcowi futbol obrzydł wybitnie, chciał go rzucić w diabły. I diabeł do jednego ucha mówił, żeby dał sobie spokój. Anioł przy drugim przekonał go jednak, że nie warto rezygnować z marzeń. I swoje szczęście Saul Niguez odnalazł w obozie znienawidzonego w Realu - Atletico. Gdy miał zaledwie 15 lat dostał zaproszenie na treningi z pierwszym zespołem. Dwa lata później już w tej drużynie zagrał.
Diego Simeone, argentyński twardziel w młodym chłopaku z Elche dostrzegł wzorowego kadeta. Wiedział, że ulepi z niego żołnierza nie do zdarcia.
Dwa lata po zderzeniu z Papadopoulosem Saul Niguez wrócił do Leverkusen. Atletico wygrało 4:2 z Bayerem i awansowało do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Saul Niguez strzelił gola.
Jeśli jego ojciec wtedy płakał, to już ze szczęścia.
a "dlaczemu" redaktor nie dodal z jakiego powodu byl tak w Realu traktowany?:)
co do ewentualnego transferu...
"I have no intention of moving," he told AS.
"I'm where I want to b Czytaj całość