Paweł Kapusta, WP SportoweFakty: Jest pan Judaszem? Zdrajcą?
Krzysztof Mączyński: Czytając opinie kibiców, można odnieść takie wrażenie. Ja jednak uważam, że wiele zrobiłem dla Wisły. Klub z mojego transferu odniósł korzyści, zarobił naprawdę dobre pieniądze. Z drugiej strony, ja zyskałem pod względem sportowym. A do tego, co mówią i piszą o mnie kibice Wisły, nie chcę się już odnosić. Każdy ma prawo do wyrażenia własnej opinii, mogą myśleć o mnie co chcą.
Kibice mają panu za złe, że deklarował pan zostanie w klubie, a ostatecznie odszedł pan do Legii Warszawa.
To, co napisałem na Twitterze odnośnie pozostania w klubie, było spontaniczną odpowiedzią w dyskusji o zaległościach finansowych. Miałem tego dość i chciałem się już od tego odciąć. I żeby nie było, że się tłumaczę albo zaprzeczam pewnym faktom. Chciałem zakończyć karierę w Wiśle, tak planowałem. Wróciłem z Chin, związałem się z klubem, którego jestem wychowankiem, wybudowałem dom. Wszystko zmierzało do tego, że to w Wiśle będę grał do końca. Okazało się jednak, że trzeba było zmienić plany. Rzeczywistość napisała inny scenariusz.
Ale co konkretnego się stało, że zdecydował się pan na wyjazd z Krakowa? Od momentu deklaracji, że zostaje pan w zespole, do odejścia z Wisły nie minęło wiele czasu.
Nie chcę wchodzić w szczegóły tego, czego dotyczyły moje rozmowy z klubem. Proszę jednak pamiętać, że z Wisłą miałem przecież wciąż ważny kontrakt. To oznacza, że moje odejście jest efektem porozumienia, dojściem do wspólnego stanowiska. Z drugiej strony piłka to nasz zawód, każdy ma swoje ambicje sportowe. Każdy piłkarz myśli o tym, żeby się rozwijać, iść do góry, grać w coraz lepszych zespołach, zapewniających możliwość rozwoju i walki o coraz większe sukcesy.
Jaką atmosferę miało pana odejście z Wisły? Z władzami klubu żyjecie w zgodzie? Podaliście sobie ręce?
Oczywiście, że podaliśmy sobie ręce. Rozstaliśmy się w zgodzie.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zakpił z piłkarza Realu. Film zrobił furorę (WIDEO)
Dla wychowanka Wisły Kraków taka sytuacja - potężna krytyka ze strony kibiców - musi być trudna.
Wiśle zawdzięczam wiele, ale to działa w dwie strony, sam również klubowi dałem od siebie naprawdę wiele. Na pewno nie wyciągnie pan ode mnie złego słowa pod adresem Wisły. Spotkałem tam w szatni świetnych ludzi, to fantastyczna grupa, której będę kibicował. Doceniam, w jaki sposób koledzy z drużyny mnie pożegnali. Dla mnie to przede wszystkim krok sportowy.
Nie będzie się pan teraz bał chodzić po ulicy w Krakowie?
Nie, dlaczego? To, co się teraz dzieje, to po prostu internetowy hejt. Przecież w Krakowie kibice do mnie normalnie podchodzili, kulturalnie ze mną rozmawiali, dopytywali o powody decyzji. Nikt nie zachowywał się wobec mnie chamsko czy wulgarnie. A już na pewno nie agresywnie. Chcę już zamknąć temat kibicowski, chcę się skupić w końcu na tym, co mam do zrobienia na boisku. Za chwilę startuje liga, zaczyna się walka o fazę grupową pucharów. To jest teraz najważniejsze, a nie szarpanie się na Twitterze.
[b]
Kibice Legii mają w stosunku do pana pewną obawę: że będzie pan prowadził klubowe konto na Twitterze.
[/b]
Bez obaw... Twittera założyłem, bo chciałem być bliżej kibiców, wchodzić z nimi w dyskusje, ewentualnie dementować nieprawdziwe informacje na mój temat. To był jednak błąd i nauczka, bo konto w serwisie społecznościowym trzeba umieć prowadzić, a ja tego nie czułem. Nie umiesz - nie rób, prosta zasada. Postanowiłem, że w najbliższym czasie nie będę się udzielał w takim stopniu, jak miało to miejsce ostatnio.
Jakie uczucie dominuje u pana po transferze? Z jednej strony zaliczył pan sportowy awans, z drugiej - wytworzyła się wokół pana wielka afera.
Zna mnie pan już dość długo, kiedyś mieliśmy już okazję rozmawiać na temat internetowego hejtu i krytyki, której pod moim adresem nie szczędzono. Krytykowano mnie i za transfer do Chin, i za występy w reprezentacji. Spływa to po mnie. Skupiam się na tym, co jest dla mnie najistotniejsze. Mam wspaniałą rodzinę, dzieci, które są dla mnie wszystkim. To dla nich gram w piłkę, staram się im zapewnić dobre życie. A to, co się o mnie pisze? Na pewno pamięta pan, co o mnie pisano jeszcze dwa czy trzy lata temu. Swoją wartość udowadniam na boisku.
Nigdy się pan nie przejmował opiniami na swój temat?
Przejmowałem się i to mocno. Czytałem, śledziłem, denerwowałem się z tego powodu. Uważam, że osiągnięcie sukcesu w piłce nożnej w bardzo dużej mierze zależy od psychiki, głowy. Musisz być pewny siebie, przekonany o swojej wartości, a czytanie negatywnych komentarzy, hejtu czy wyzwisk pod twoim adresem tylko przeszkadza, mąci w głowie. Dlatego postanowiłem w pewnym momencie, że zupełnie nie będę na to zwracał uwagi. Zawsze radzę to także młodym piłkarzom. Największym błędem zawodnika może być czytanie negatywnych komentarzy i nie daj Boże – wchodzenie z fanami w dyskusję na ten temat. Później wychodzisz na boisko i zamiast być skupionym na grze, być pewnym siebie, rozmyślasz tylko, co zrobić, żeby dobrze wypaść. I wtedy jest już po tobie.
Przeszedł pan bardzo długą drogę - od gościa, który po meczach kadry zawsze był najbardziej krytykowany do ostatniego spotkania, w którym wyszedł pan w pierwszym składzie zamiast Grzegorza Krychowiaka, a po kontuzji odebrał setki wiadomości wsparcia.
To były bardzo miłe gesty, które doceniam. Ale do tego też podchodzę z dystansem. Zawsze jest dobrze, gdy są wyniki, wszyscy cię chwalą, klepią po plecach. Prawdziwych przyjaciół poznaje się jednak w trudnych chwilach, gdy nie idzie.
Legii się nie odmawia?
W tym okienku transferowym miałem dwie konkretne oferty - z Jagiellonii i Legii. Nie jestem piłkarzem, który co okienko ma kilka propozycji transferowych. W poprzednich okienkach miałem ofertę z Włoch, która została odrzucona. Teraz przyszły dwie, trzeba było podjąć pewne decyzje. Legia zapewnia mi przede wszystkim sportowe wyzwania, choćby w postaci europejskich pucharów. Przecież ja jeszcze, mimo że mam 30 lat, nigdy nie zagrałem choćby jednego meczu w Lidze Europy albo Lidze Mistrzów. To jedno z moich niespełnionych marzeń. Tutaj będę miał szansę o nie powalczyć.
Zdecydował się pan na transfer w kluczowym momencie, na rok przed ewentualnym wyjazdem na mundial. Jeśli nie będzie pan regularnie grał, może być ciężko.
Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Doskonale wiem, że nikt mi w Legii niczego za darmo nie da. Z drugiej strony znam jednak swoje możliwości, wiem na co mnie stać, pokazałem to choćby w meczach kadry. Zdawałem sobie sprawę, że jako reprezentant Polski spotkam się tu ze sporymi oczekiwaniami, ale nie przychodzę tu jako anonimowy zawodnik. Chcę dać Legii dodatkowy bodziec.
Wyjazdowy mecz z Wisłą - to może być dla pana spore wyzwanie.
Taka jest nasza praca, musimy sobie radzić z presją i takimi wyzwaniami. Trzeba będzie po prostu pokazać, że ma się jaja. A ja już nie raz pokazywałem, że je mam.