Szymon Mierzyński: Ryzykowne eksperymenty Nenada Bjelicy (komentarz)
Gdy Lech suchą stopą przeszedł przez dwumecz z Pelisterem, jego kibice mogli nabrać sporo optymizmu. W II rundzie przyszedł jednak czas na silniejszego rywala i na tle FK Haugesund jak na dłoni było widać, że poznański zespół jest dopiero w budowie.
Luki wypełniono szeroką grupą nowych zawodników, lecz czas pokazał, że termin tej rewolucji jest mocno niefortunny. Ostatnie wzmocnienia były dogrywane zaledwie kilka dni przed II rundą eliminacyjną Ligi Europy i spotkanie w Norwegii pokazało, że Nenad Bjelica tak naprawdę wciąż eksperymentuje.
Z jednej strony w podstawowym składzie pojawił się tylko jeden nowy piłkarz (Christian Gytkjaer), z drugiej gdy spojrzymy na wyjściową jedenastkę, różnic w porównaniu do ubiegłego sezonu jest zdecydowanie więcej. Zasadnicze dotyczą obrony, gdzie na prawej stronie występuje Robert Gumny, a w środku Łukasz Trałka. Zdobywca Pucharu Macedonii nie był w stanie im zagrozić, ale Norwegowie pokazali, że o jakimkolwiek zgraniu nie ma na razie mowy. Najlepiej świadczą o tym drugi i trzeci stracony gol. Łatwość, z jaką piłkarze FK Haugesund przedzierali się środkiem boiska pod bramkę Matusa Putnocky'ego to najbardziej niepokojący wniosek po czwartkowym meczu. Bjelica nie chciał ryzykować i nie wystawił pozyskanego niedawno Nikoli Vujadinovicia. Sam mecz pokazał natomiast, że opcja z Trałką na dłuższą metę nie wypali, bo defensywny pomocnik nie ma nawyków do gry na tej pozycji i w wieku 33 lat już ich nie nabędzie.
Blado wypadł debiut Gytkjaera, po którym spośród wszystkich nowych piłkarzy obiecywano sobie w Poznaniu najwięcej. Na ocenianie Duńczyka jest oczywiście za wcześnie, choć sytuacja sam na sam, którą zmarnował po podaniu Radosława Majewskiego mogła doprowadzić kibiców Lecha do frustracji. Jeśli chodzi o obsadę ataku, trener Bjelica też zaryzykował wiele, bo zostawił w stolicy Wielkopolski Marcina Robaka, tłumacząc, że ten chce odejść, a na takich zawodników stawiać nie warto.Biorąc pod uwagę kształt terminarza, Kolejorz dokonał transferów późno i w czwartek zapłacił za to cenę - na szczęście nie tak wysoką jak wydawało się jeszcze na kwadrans przed końcem pojedynku. Chorwacki szkoleniowiec ma co robić. Pracuje na żywym organizmie, siłą rzeczy eksperymentuje i jest jeszcze daleki od znalezienia optymalnego ustawienia. Oby poszło mu jak najszybciej. W przeciwnym wypadku może się okazać, że gdy nowe nabytki Lecha zaczną pokazywać pełnię swoich możliwości, pucharów w Poznaniu już nie będzie.
Szymon Mierzyński
Obserwuj @szmierzynski
Zobacz inne teksty Szymona Mierzyńskiego
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Ronaldo pokazał rodzinę. Na zdjęciu 16 osób