Patrik Schick po udanym sezonie spędzonym w barwach Sampdorii Genua wzbudził zainteresowanie mocniejszych klubów. Juventus Turyn był skłonny zapłacić za 21-latka aż 30 milionów euro. Transfer był już na ostatniej prostej, a Sampdoria znalazła następce Czecha. Ostatecznie wszystkie plany spaliły na panewce, gdyż Schick nie przeszedł testów medycznych.
Lekarze Juventusu dopatrzyli się u Schicka problemów kardiologicznych. Sygnały dotyczące stanu zdrowia Czecha nie zostały zlekceważone. Piłkarz musiałby przejść specjalną kurację i mistrzowie Włoch nie chcieli ryzykować wydania tak dużych pieniędzy.
Negocjacje pomiędzy oboma klubami trwały długo. Juventus chciał zejść z ceny za Schicka, ale Sampdoria pozostała nieugięta. Zdaniem prezydenta zespołu z Genui, czeski piłkarz jest w stu procentach zdrowy. - To zupełna nieprawda. Jeżeli Juventus chce się wycofać, to sprzedamy Schicka do jednego z czterech chętnych klubów - grzmiał Massimo Ferrero.
Problemy z sercem u Schicka potwierdził jego kolega z młodzieżowej reprezentacji Czech, Jakub Jankto. - Wiedziałem, że je ma, ale to nie powinno być nic poważnego - mówił czeski piłkarz.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: gwiazdy Arsenalu trenowały... kung-fu
Brak transferu Schicka to zła wiadomość dla Dawida Kownackiego, który w Sampdorii miał być następcą Schicka. Jeśli działaczom nie uda się sprzedać czeskiego piłkarza, to polskiemu graczowi trudno będzie wywalczyć miejsce w podstawowym składzie. Schick w swoim debiutanckim sezonie w Serie A strzelił 11 goli i zaliczył pięć asyst, a we Włoszech wróży mu się dużą karierę.
Sampdoria na zmianie decyzji... zarobić. Wcześniejsza umowa sprzedaży opiewała na 30 mln euro, ale jest już nieaktualna. Teraz działacze mogą sprzedać Czecha za 40-50 mln.