Dla bydgoszczan było to niezwykle ważne spotkanie, bowiem po raz pierwszy od czasu zakończenia rundy jesiennej podopieczni Mariusza Kurasa mogli zagrać na własnym stadionie. - Cieszę się niezmiernie z tego faktu. To bardzo ważne, że wreszcie możemy grać na swoim obiekcie. Szkoda tylko, że znów w następnych meczach będziemy osłabieni kadrowo, bo dziś czerwoną kartkę zobaczył Krzysztof Szal - mówił na pomeczowej konferencji trener Zawiszy, Mariusz Kuras.
Początek piątkowego pojedynku należał jednak do gospodarzy. Już w 23. minucie po dośrodkowaniu Rafała Piętki, obrońca Rakowa Paweł Kowalczyk skierował głową piłkę do własnej siatki. To było też ważne wydarzenie dla graczy Zawiszy, którzy dopiero po 469 minutach przerwy odczarowali bramkę rywali. - Chciałbym w tym miejscu podziękować naszym chłopakom, bo oni potrzebowali tych bramek. Walczyli do końca, choć się nie udało. W środę gramy kolejny ciekawe spotkanie, tym razem z Pogonią - dodał miejscowy szkoleniowiec.
Podopieczni Mariusza Kurasa chcieli pójść za ciosem, ale brakowało im klarownych i czystych sytuacji. Takie mieli częstochowianie, którzy już na początku drugiej połowy, po silnym strzale z rzutu wolnego Lenartowskiego doprowadzili do wyrównania. Z remisu nie cieszyli się jednak długo, bo zaledwie parę chwil później po dośrodkowaniu Tarnowskiego i główce Bajery, zawiszanie ponownie objęli jednobramkowe prowadzenie. - Cały czas goniliśmy wynik, choć chcieliśmy tutaj wygrać. Należy jednak cieszyć się z remisu, bo przegrana byłaby dla nas niesprawiedliwa, gdyż w drugiej połowie idealne sytuacje na podwyższenie rezultatu miał Korytkowski, który trafił w poprzeczkę - wtrącił po chwili opiekun gości, Leszek Ojrzyński.
Przyjezdni i tak mieli sporo szczęścia. Trzy punkty prawdopodobnie zostałaby w Bydgoszczy, gdyby na kilka minut przed końcem gry drugiej żółtej kartki nie zobaczył Krzysztof Szal. Częstochowianie przewagę wykorzystali zaledwie kilka chwil później, bo przed polem karnym swojego rywala nieprzepisowo zatrzymał Piotr Bajera. Kapitalnym strzałem z rzutu wolnego popisał się Rogalski, który jednocześnie ustalił wynik spotkania. - W końcówce mieliśmy trochę więcej sytuacji niż Zawisza. Jeśli wcześniej byśmy doprowadzili do remisu, to z pewnością rezultat by się jeszcze zmienił na naszą korzyść - podsumował wydarzenia na boisku golkiper Rakowa, Krzysztof Pyskaty.
Zawodnicy obu zespołów mieli też sporo pretensje do pracy sędziego. Artur Ciecierski w drugiej części gry zbytnio nie panował nad sytuacją na boisku, co celnie zauważył bramkarz gości. - Bydgoscy kibice mogą mieć pretensje do arbitra, my także możemy mieć swoje uwagi. Sędzia mylił się jednak w obie strony, co zresztą było widać w trakcie gry - stwierdził.
Zawisza Bydgoszcz - Raków Częstochowa 2:2 (1:0)
1:0 - Kowalczyk (sam.) 12'
1:1 - Lenartowski 52'
2:1 - Bajera 58'
2:2 - Rogalski 87'
Składy:
Zawisza Bydgoszcz: Gajewski - Tomczak, Dąbrowski, Rogalski, Łukaszewski - Brzeziński (90' Gajkowski), Bajera, Piętka', Tarnowski (71' Kozłowski) - Krzywicki (61' Cielasiński), Szal.
Raków Częstochowa: Pyskaty - Kowalczyk, Mastalerz, Bukowiec, Kisiel (64' Zachara) - Gliński (85' Witczyk), Lenartowski, Rogalski, Foszmańczyk - Orzechowski, Bański (25' Korytkowski).
Żółte kartki: Gajewski, Krzywicki, Szal, Brzeziński (Zawisza) oraz Foszmańczyk, Korytkowski, Zachara, Bukowiec, Orzechowski (Raków).
Czerwona kartka: Szal (Zawisza).
Sędzia: Artur Ciecierski (Warszawa).
Widzów: 3500.