Wielka czeska katastrofa. Nasi południowi sąsiedzi znów poza mundialem

Reuters / Matthew Childs / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Czech przed meczem el. MŚ 2018 z Irlandią Północną
Reuters / Matthew Childs / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Czech przed meczem el. MŚ 2018 z Irlandią Północną

Kwalifikacji do Mistrzostw Świata 2018 nie będą dobrze wspominać Czesi. Pomimo stosunkowo łatwej grupy, podopieczni Karela Jarolima pożegnali się z szansami nawet na baraże już we wrześniu.

W tym artykule dowiesz się o:

Tylko zwycięstwo w Belfaście przeciwko Irlandii Północnej przedłużało nadzieje czeskiej drużyny na awans do Mistrzostw Świata w Rosji. Ale nawet wówczas nie byliby oni w idealnej sytuacji. Do barażowego miejsca traciliby trzy punkty, a wyspiarze wciąż mieli wszystko w swoich rękach. Pozytywów należało się doszukiwać w dość korzystnym terminarzu - wyjazdowe spotkanie z Azerbejdżanem i domowy mecz z outsiderem z San Marino to spora szansa na sześć punktów i grę w barażu.

Na Windsor Park nie zagrało jednak nic. Bez jednej dogodnej szansy, bez jednego porządnego strzału - tak podsumowuje postawę Czechów we wczorajszym meczu portal iDnes.cz. Irlandczycy z północy mają jedną potężną broń - stałe fragmenty gry. I to właśnie one zabiły naszych południowych sąsiadów. Najpierw głową po ciekawym rozegraniu rzutu rożnego trafił Jonny Evans, a w 41. minucie bezpośrednio z rzutu wolnego przepiękną bramkę zdobył Chris Brunt.

Przy obu trafieniach wydatny udział miał 27-letni stoper FC Midtjylland Filip Novak. Najpierw niepotrzebnie wybijał piłkę na rzut rożny, a potem faulował na wysokości 20 metrów od bramki. W swoich ocenach bardzo krytyczny był portal isport.blesk.cz, który wystawił mu notę "2" w 10-stopniowej skali. Podobnie został oceniony golkiper Tomas Vaclik, który przy obu bramkach mógł zachować się o wiele lepiej. Na najlepszą notę zapracował kapitan Marek Suchy, lecz "5" oznacza ledwie przeciętny występ na tle słabych kolegów.

Czy Czesi mogą mówić już o kompleksie mistrzostw świata? Całkiem możliwe. Gra o tak wysoką stawkę kompletnie ich paraliżuje. Po losowaniu faworyt grupy C był tylko jeden - reprezentacja Niemiec. Lecz walka o drugie miejsce była całkowicie realna. Irlandia Północna okazała się rywalem nie do przejścia, ale na chwilę obecną zespół Jarolima wyprzedza również Azerbejdżan, z którym przyjdzie się mu bić o trzecie miejsce w grupie. Przy skrajnie niekorzystnych wynikach w październikowych spotkaniach, zagrożony jest nawet spadek na przedostatnią lokatę w grupie, kosztem Norwegii.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik: Nie możemy pozwolić sobie na kolejną wpadkę

Po rozpadzie Czechosłowacji, Czesi zagrali na mundialu tylko raz, a stało się to w roku 2006. Wówczas drużyna Karela Brucknera, gdzie grali m.in. Milan Baros, Jan Koller, Marek Jankulovski, Petr Cech czy Tomas Ujfalusi kompletnie rozczarowała i odpadła już po fazie grupowej. Nawet wicemistrzowie Europy z 1996 roku nie zdołali przebić się przez kwalifikacyjne sito. W eliminacjach do mundialu we Francji lepsi okazali się Hiszpanie i Jugosłowianie. Cztery lata później katastrofa przyszła dopiero w barażu - w listopadzie 2001 roku dwukrotnie lepsza okazała się Belgia.

Doskonale pamiętamy katusze naszej kadry w kwalifikacjach do mistrzostw świata w RPA. Podobnie czuli się jednak kibice czescy. Ich zespół odpadł w przedbiegach, zdobywając 16 punktów i oglądając plecy Słowaków oraz Słoweńców. Do Brazylii Czesi również nie polecieli. W swojej grupie wygrali zaledwie 4 z 10 spotkań, w tym dwa z Maltą. Ciekawostką jest, iż gdy przychodzi grać o awans do mistrzostw Europy reprezentacja Czech nie zawodzi nigdy, a same turnieje były dla niej prawdziwym pasmem sukcesów, co potwierdza srebrny medal przywieziony z Anglii i półfinał osiągnięty w 2004 roku w Portugalii.

Nie da się ukryć, że aktualnie w zespole brakuje gwiazd na miarę Pavla Nedveda, Tomasa Rosickiego czy duetu Koller - Baros. Nie ma też zawodników doświadczonych. Dość powiedzieć, że w wyjściowej jedenastce z Windsor Park zagrało zaledwie 4 graczy, którzy mają na swoim koncie więcej niż 10 spotkań w reprezentacji, a najdłuższy staż ma naturalizowany Theo Gebre Selassie z Werderu Brema. Nie został powołany Patrik Schick, który jest gwiazdą ataku Sampdorii Genua, a w letnim okienku transferowym był bliski transferu do Juventusu Turyn, lecz po oblaniu testów medycznych powrócił do macierzystego klubu.

Paradoksalnie, czeska piłka klubowa ma się całkiem dobrze. Wprawdzie Slavia Praga i Viktoria Pilzno odpadły w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, lecz wraz z Fastavem Zlin wciąż grają w pucharach i mają spore szanse na wyjście z fazy grupowej Ligi Europy. W Slavię zainwestował chiński konglomerat energetyczny CEFC China Energy, co zaowocowało pozyskaniem Portugalczyka Danny'ego, Turka Halila Altintopa i Ukraińca Rusłana Rotania. Do Sparty Praga, która w pucharach już nie gra, przybył zaś były reprezentant Francji - Rio Mavuba.

Właśnie na graczach ligowych chce oprzeć swój zespół Karel Jarolim, lecz póki co reprezentacja Czech jest poligonem doświadczalnym i swoistym placem budowy, gdzie brakuje lidera z prawdziwego zdarzenia. Na kolejną szansę przyjdzie naszym południowym sąsiadom poczekać do kolejnych kwalifikacji - tym razem do Euro 2020. Nie można też zapomnieć o debiutujących rozgrywkach Ligi Narodów UEFA. Czesi, jako drużyna z piątej dziesiątki rankingu FIFA, zagrają najprawdopodobniej w drugiej grupie.

Komentarze (1)
avatar
fuj...
6.09.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Arkadiusz Milik: Nie możemy pozwolić sobie na kolejną wpadkę...to nie graj Arek i nie rób z siebie Rasiaka.....