Kamil Wilczek: Nie czuję się pewniakiem

- Byłem na testach w Atletico Madryt. Jednego dnia przyszedł do mnie trener i powiedział, że jutro podpiszemy kontrakt - opowiada napastnik Broendby Kopenhaga i reprezentacji Polski Kamil Wilczek.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Na zdjęciu; Kamil Wilczek w trakcie treningu reprezentacji Polski PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu; Kamil Wilczek w trakcie treningu reprezentacji Polski

Rok temu doskonale prezentował się na duńskich boiskach, strzelając gola za golem, a selekcjoner Adam Nawałka powołał go do reprezentacji Polski. Wiosną jednak nie błyszczał, ale miejsca w kadrze nie stracił. Kamil Wilczek opowiada o życiu w Danii, niedoszłym transferze do Atletico Madryt i ewentualnym powrocie do kraju.

Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Co się stało z reprezentacją Polski w meczu z Danią?

Kamil Wilczek: Mecz nam się nie ułożył. Rywale od początku zdominowali nas i nie pozwolili na zbyt wiele .

Trener Danii był zadowolony, że udało się wciągnąć Polaków w chaotyczny futbol.

Rywale grali prostą piłkę - szukali długich podań w kierunku napastników, którzy dobrze wywiązywali się z zadań i zgrywali futbolówkę do pomocników. W stu procentach wykorzystali swoje atuty.

Dla pana ta porażka jest szczególna, gdyż Polska przegrała w kraju, gdzie pan funkcjonuje na co dzień.

Dla mnie każda porażka jest szczególna. Nikt nie lubi przegrywać. Nie było czasu, aby płakać i to rozpamiętywać, ponieważ trzy dni później czekał nas mecz z Kazachstanem.

Koledzy z klubu dzwonili?

Rozmawialiśmy chwilę przed meczem i to wszystko. Po spotkaniu nie było okazji, ale nie spodziewam się, że będą ze mnie żartować. Po zwycięstwie w Warszawie ja się z nich nie śmiałem. Na pewno jakieś delikatne złośliwości będą, ale wszystko z umiarem.

ZOBACZ WIDEO Dariusz Mioduski: To początek realizacji mojej wizji

Dużo rozmawialiście w Broendby o meczu Dania – Polska?

Kilka razy poruszyliśmy temat. Opowiadaliśmy o nastrojach i oczekiwaniach. To, co mówili Duńczycy, potwierdziło się w stu procentach. Zależało im na zwycięstwie, byli przygotowani na każdy wariant.

Komentatorzy telewizyjni w trakcie spotkania narzekali na atmosferę na stadionie. Pan już jest przyzwyczajony do ciszy na duńskich trybunach?

Absolutnie nie. Było dużo ludzi, ale zabrakło zorganizowanego dopingu. Po prostu taka jest tamtejsza reprezentacyjna specyfika. Na naszych meczach, szczególnie derbowych, jest bardzo głośno.

Przed meczem z Duńczykami był pan chyba najbardziej rozchwytywanym zawodnikiem reprezentacji Polski przez dziennikarzy. Nie męczyło to pana?

Dla mnie to jest przyjemne, że ktoś przyjeżdża i pyta o zdanie przed tak ważnym spotkaniem.

Duńczycy też się z panem kontaktowali?

Oni łagodniej podchodzą do życia i rywalizacji. Przed pierwszym meczem w Warszawie dziennikarze z Danii kontaktowali się ze mną, ale teraz była cisza.

Jak pan się w ogóle czuje w reprezentacji Polski? Rok temu w wywiadzie dla "PN" mówił pan, że marzeniem będzie zadebiutować z orzełkiem na piersi. Udało się.

Kiedy pierwszy raz przyjeżdżałem na zgrupowanie, myślałem tylko o tym, aby utrzymać się w drużynie. Od jakiegoś czasu jestem bez przerwy powoływany i życzę sobie, aby tak zostało jak najdłużej. Wszystko jest w moich rękach, nogach i głowie.

Drugim marzeniem był występ w Kopenhadze.

Moim marzeniem jest zagrać w każdym meczu jako reprezentant Polski. Oczywiście, występ w Kopenhadze byłby szczególny, gdyż fajnie jest pokazać się w kraju, gdzie występuje się na co dzień. Wiele osób mnie zna, nie wyszedłem jednak na boisko i nie mam zamiaru rozpaczać.

Na ulicach stolicy Danii poznają pana?

Tak, jest duże zainteresowanie. Również kibice FC Kopenhaga mnie rozpoznają, nasi tym bardziej. Uszczypliwości nie ma, wszyscy podchodzą z szacunkiem.

Wróćmy do tematu reprezentacji. Hierarchia napastników, przynajmniej pierwszych dwóch, jest wszystkim dobrze znana. Jak wygląda sytuacja z numerem trzy?

O to trzeba pytać trenera. Jest rywalizacja, każdy wychodzi na trening, aby wywalczyć miejsce w składzie. To jedyny sposób, aby przekonać do siebie selekcjonera.

Robert Lewandowski pełni czasami funkcję waszego nauczyciela?

Przede wszystkim Robert jest świetnym piłkarzem i dobrze jest trenować z takim zawodnikiem. Zawsze można coś podejrzeć, czegoś się nauczyć.

Selekcjoner Adam Nawałka w ostatnich miesiącach zmienił ustawienie z 1-4-4-2 na 1-4-2-3-1. Napastnikowi jest łatwiej, kiedy ma obok siebie partnera czy kiedy ma za sobą trzech środkowych pomocników?

Wszystko zależy od sytuacji. Napastnik żyje z gry drużyny, jeśli zespół gra dobrze, i nam z przodu jest zdecydowanie łatwiej, ponieważ tworzymy więcej sytuacji i mamy większą liczbę okazji na zdobycie bramki. Jak masz dobrych zawodników, nie ma większego znaczenia czy grasz 1-4-4-2, czy 1-4-2-3-1.

Z kim pan się trzyma w kadrze?

Z wszystkimi. Nie mam wyselekcjonowanej grupy.

Jest pan w ekipie "fusów"?

Oczywiście, że tak. Mamy swój stolik, do którego dołączyłem, kiedy pierwszy raz przyjechałem na zgrupowanie i tak już zostało. Bardzo sympatyczna grupa…

…która podobno robi atmosferę w kadrze.

Dlatego przyjemnie się z nią siedzi.

Kiedy był pan w wieku trampkarza czy juniora, sądziliście wspólnie z Kamilem Glikiem jako zawodnicy WSP Wodzisław Śląski, że za kilka lat zagracie razem w reprezentacji Polski?

Chcieliśmy w ogóle grać profesjonalnie w piłkę. Nie myślałem wtedy w tych kategoriach. Graliśmy wspólnie przez kilka lat, teraz nasze drogi znowu skrzyżowały się na kadrze.

Obaj w młodym wieku wyjechaliście do Hiszpanii.

Kamil wyjechał pół roku wcześniej. Trzeba było szybko nauczyć się samodzielności, to była dobra szkoła życia. Piłkarsko mogło być lepiej, gdyż graliśmy w czwartej lidze, ale doświadczenie, które stamtąd wywiozłem, procentuje do dzisiaj.

Mieszkaliście razem?

Mieliśmy apartamenty obok siebie. Byliśmy podzieleni, ponieważ w sumie wyjechało około dziesięciu chłopaków i zajęliśmy dwa mieszkania naprzeciwko siebie. Nie mieszkaliśmy w tym samym, tyle że praktycznie razem funkcjonowaliśmy.

Zostało coś jeszcze w głowie z języka hiszpańskiego?

Mieliśmy dodatkowe lekcje, aby jak najszybciej się nauczyć języka, więc coś jeszcze pamiętam. Nie tak dużo jak wcześniej, ale kiedy trzeba powiedzieć coś prostego, nie mam z tym problemu.

Później wasze drogi się rozeszły. Glik poszedł do Realu Madryt C, a pan do rezerw Elche. Nie było zazdrości?

Zdecydowanie nie. Moja sytuacja była trochę inna. Zanim podpisałem umowę z Elche, byłem na testach w Atletico Madryt. Jednego dnia przyszedł do mnie trener i powiedział, że jutro podpiszemy kontrakt. A na drugi dzień tematu już nie było. Musiałem szukać innej opcji i pojawiło się Elche. Byłem trochę zły, że nie udało się trafić do Atletico, a nie dlatego, że Kamil trafił do Realu. Nie wyszło, przeżywałem to. W Elche cały czas odczuwałem skutki tego, że nie poszedłem do klubu z Madrytu, i postanowiłem po kilku miesiącach wrócić do Polski, aby się odbudować. Wyszło mi to na dobre.

Zmieniał pan również pozycje. Na początku grał pan jako środkowy pomocnik, dzisiaj już jest typową dziewiątką. Jakie jest pana ulubione miejsce na boisku?

Najlepiej czuję się jako dziewiątka, ale lubię często wracać po piłkę i brać udział w budowaniu akcji. Obrońcom trudniej jest upilnować zawodnika, który jest dobrze rozbiegany. W wieku 21 lat występowałem też jako szóstka czy ósemka.

Zazwyczaj jest odwrotnie, starszych zawodników cofa się na boisku.

Tak, ale w latach juniorskich jako nastolatek grałem jako ofensywny piłkarz – czasami jako napastnik, czasami jako dziesiątka. Trenerzy w pewnym momencie doszli do wniosku, że lepiej dla mojego rozwoju będzie, kiedy nauczę się też gry w defensywie, dlatego grałem cofniętego pomocnika.

13 goli to dobry wynik na pierwszy pełny sezon w lidze duńskiej?

W sumie było ich 19, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki. Pewien niedosyt pozostał, ponieważ drugie pół roku było gorsze pod względem skuteczności. Cały zespół zaczął strzelać mniej goli. Trzeba znaleźć przyczynę takiej dyspozycji, bo początek tego sezonu też nie jest dobry w moim wykonaniu.

Myślał pan w pewnym momencie o koronie króla strzelców?

W grudniu można było jeszcze marzyć, ale im dłużej liga trwała, tym robiło się coraz trudniej i przestałem w ogóle o tym myśleć.

Co się stało z Kamilem Wilczkiem, że po strzeleniu hat-tricka licznik goli w lidze się zatrzymał?

W pucharze jeszcze trafiałem, w lidze – nic nie chciało wpaść. Nie było zbyt wielu sytuacji, drużyna przestała stwarzać okazje i tyle. To nie było tak, że seryjnie marnowałem setki. Napastnik żyje z podań i współpracy z innymi, a ta nie była na najwyższym poziomie. Kiedy nie dostajesz piłki w optymalne miejsce na boisku, nawet nie masz możliwości, aby wpisać się na listę strzelców. Przez pierwsze pół roku było zupełnie inaczej.

Komu bardziej pan kibicuje: Piastowi Gliwice czy Zagłębiu Lubin?

Zdecydowanie Piastowi, to w ogóle nie podlega dyskusji. Z tym klubem mam wiele wspomnień, zaczynałem przygodę w ekstraklasie, później wyjechałem za granicę z Gliwic i to był bardzo dobry czas.

Ogląda pan regularnie mecze polskiej ekstraklasy?

Kiedy mam czas i akurat leci mecz, zawsze obejrzę. Patrzę nie tylko na Piasta, również na inne polskie kluby. Sporo spotkań oglądam.

Z pana perspektywy nasza liga zrobiła krok do przodu czy do tyłu? Pierwszy raz od kilku lat nie mamy żadnej drużyny w fazie grupowej europejskich pucharów.

Kilka czynników się na to złożyło i trudno znaleźć przyczyny, dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że liga robi postęp.

Zimą pojawiły się plotki, że może pan trafić do Legii Warszawa.

Do mnie nikt nie dzwonił. Jeśli pojawiłaby się dobra propozycja z polskiej ligi, na pewno bym ją rozważył.

Już teraz?

Teraz to może nie, bo zamknęło się okienko transferowe, ale w przyszłości… Kwestia klubu i dogadania się.

Spokojnie pan spał w ostatnich dniach okienka transferowego?

Wiedziałem już kilka tygodni wcześniej, że nigdzie nie odejdę. Pojawiały się jakieś opcje, tyle że nie chciałem już robić zamieszania i podjąłem decyzję, że zostaję w klubie i walczę o skład.

To co jest pana marzeniem – Premier League czy La Liga?

Najpierw chcę wrócić do pierwszej jedenastki Broendby. Marzeniem oczywiście jest Anglia, ponieważ ta liga najbardziej mi imponuje, gra jest szybka, uporządkowana, wszystko wygląda tak jak należy. W dodatku są kibice, którzy żyją cały czas piłką.

W Danii tak nie jest?

Mało krajów na świecie jest tak podporządkowane piłce jak Anglia. W Kopenhadze mamy bardzo dobrych kibiców, jeżdżą za nami w bardzo licznej grupie, a kiedy gramy blisko miasta, są w stanie zapełnić połowę stadionu rywala, co też jest ciekawe. Bo czasami naszych fanów jest więcej niż kibiców gospodarzy.

Są takie sektory jak w Polsce na wzór Kotła czy Żylety?

Mamy mocną grupę, która nas wspiera bardzo głośnym dopingiem, co można zresztą zobaczyć na filmikach w internecie.

Ma pan paszport, aby móc wbić wizę i lecieć na mundial do Rosji?

Paszport mam, a nawet gdybym nie miał, jeszcze jest trochę czasu na wyrobienie. Poza tym nie czuję się pewniakiem w kadrze.

Wywiad został przeprowadzony 3.9.2017 r.

Czy Kamil Wilczek zasłużenie dostaje powołania do kadry?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×