Michał Kołodziejczyk: Z zimną krwią (komentarz)

Polacy grali, rywale tańczyli. Zwycięstwo 6:1 z Armenią otwiera bramy na mundial. Po takim meczu stawia się kropkę, nie ma znaków zapytania.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
Piłkarze reprezentacji Polski dziękują kibicom po meczu grupy E eliminacji mistrzostw świata z Armenią PAP / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Piłkarze reprezentacji Polski dziękują kibicom po meczu grupy E eliminacji mistrzostw świata z Armenią

Gol numer trzy jest golem symbolem. Bramkarz Grigor Meliksetjan złapał piłkę po podaniu kolegi z drużyny, chociaż nie mógł tego zrobić i wtedy Robert Lewandowski zebrał wszystkich rywali do zbiórki w szeregu. Stanęli, jak na apelu, w równej linii, broniąc swojej bramki. Kapitan Reprezentacji Polski odebrał meldunek, po czym podwyższył prowadzenie naszej reprezentacji. Ten mecz był lepszym pokazem polskiej siły, niż wojskowe manewry. Drużyna Adama Nawałki wzięła co swoje i powiększyła przewagę w tabeli nad innymi zespołami.

Miały być nerwy, gorący Kaukaz, trzeszczące kości i presja. Było spokojnie od samego początku. Gospodarze wyglądali na zniechęconych tym, że każe im się mierzyć z drużyną, z którą nie mają szans. Spora część kibiców wyszła ze stadionu po trzydziestu minutach, patrzyli pod buty, jakby szukali drobnych. Polacy przyjechali w roli faworyta i udowodnili, że dobrze się w niej czują. Przez lata musieli to ćwiczyć przed lustrem, wyobrażać sobie, jakie to uczucie, później przenieśli dobre nawyki na boisko.

Mamy szóste miejsce w rankingu FIFA i nie wahamy się go używać. To rywale mają się nas bać, a my mamy z tego korzystać. Sześć goli strzelonych w Erywaniu mogło wyglądać na banalne zadanie, ale tak naprawdę kosztowało sporo sił - nasi zawodnicy tylko na chwilę stracili koncentrację, ale po zimnym prysznicu i porażce 0:4 miesiąc temu z Danią wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na więcej chwil słabości. To było zwycięstwo z zimną krwią, bez kontuzji, bez żółtych kartek, które eliminowałyby z niedzielnego meczu z Czarnogórą.

Szóstka dla Polski, pięćdziesiątka dla Lewandowskiego. Kapitan reprezentacji w swoim dziewięćdziesiątym meczu pobił rekord należący do Włodzimierza Lubańskiego i stał się najskuteczniejszym piłkarzem w historii reprezentacji. Historia jego 50 goli to droga, jaką przeszła nasza drużyna przez ostatnie lata. Lewandowski zaczynał u Leo Beenhakkera, kiedy wychodziliśmy z drewnianych chatek, rozkwitł za Nawałki, kiedy nie tylko nie musimy już murować u siebie, ale i burzymy mury na wyjazdach.

Polacy zasłużyli na awans na mundial. Jeśli nie dziś, to w niedzielę. Na wynik spotkania Czarnogóry z Danią mogli czekać bez obgryzania paznokci.

Przeczytaj pozostałe teksty tego autora ->

ZOBACZ WIDEO Dziennikarze WP SportoweFakty po zwycięstwie Polski z Armenią: To my dyktujemy warunki i to my jesteśmy najlepsi
Czy Robert Lewandowski zostanie królem strzelców el. MŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×