Nie można udawać, że "nic się nie stało". Owszem, reprezentacja Polski zwycięża, pewnie awansuje, apetyty rosną - to naturalne. W tym wszystkim jest jednak jeden spory problem, mianowicie: defensywa. I nie jest to wcale "szukaniem dziury w całym". Jest to kłopot realny, widoczny gołym okiem.
Obrona reprezentacji Polski od dawna nie traciła aż tak wielu bramek. Rywale strzelili nam w dziesięciu meczach eliminacji do mundialu 14 goli! To najgorszy wynik wśród wszystkich drużyn nie tylko z pierwszych miejsc w kwalifikacjach europejskich, ale także tych, które były wiceliderami. To widzą wszyscy. Czy Adam Nawałka ma się czym martwić? Na pewno tak.
Podczas eliminacji do Euro 2016 Polacy tracili średnio jedną bramkę na mecz. Podczas EURO 2016 już tylko 0,4 bramki na mecz. Ale teraz, w eliminacjach do mundialu traciliśmy 1,4 bramki na mecz. Statystyka potwierdza to, co widział każdy kibic - nasi środkowi obrońcy popełniali rażące błędy. Para Kamil Glik - Michał Pazdan zbyt często bujała gdzieś w obłokach.
Polska nisko wylądowała. Piechniczek uspokaja
Zarówno wspomniany Pazdan, jeszcze niedawno niemalże bohater ludowy, ma bardzo słaby okres w Legii Warszawa, jak i jego klubowy kolega Artur Jędrzejczyk, również podstawowy zawodnik ekipy Nawałki.
Publicysta "Gazety Wyborczej" Rafał Stec alarmuje, że tracimy "więcej niż wszystkie 23 reprezentacje, które awansowały już na MŚ 2018". Sami niedawno pisaliśmy, że Polska, jeśli chodzi o defensywę, wylądowała na 31. miejscu w Europie (dokładną tabelę można zobaczyć W TYM MIEJSCU). A to wynik dramatycznie słaby.
Marcin Żewłakow, ekspert TVP a do niedawna skaut Legii Warszawa, przyznaje, że problem jest widoczny. - Jest kilka rzeczy do poprawy. Myślę, że zawodnicy mają tego świadomość. Wierzę, że gorzej już nie będzie - przypuszcza świetny niegdyś napastnik, były reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO Nawałka o słabej grze obrony: Nie może tak być, że tracimy za dużo bramek
Z kolei Antoni Piechniczek, były selekcjoner, którego reprezentacje grały na mundialach w 1982 (3. miejsce Polski) i 1986 roku, uważa, że problem z obroną jest "tymczasowy". - Znacznie łatwiej nauczyć bronić niż atakować. Jestem przekonany, że Nawałka doprowadzi obronę do odpowiednie do stanu. To, co mi się podoba, to fakt, że już teraz zespół jako cała drużyna potrafi bronić począwszy od Lewandowskiego. Zresztą to właśnie dzięki takiemu zachowaniu strzelił gola na 3:2 w meczu z Czarnogórą - zwraca uwagę trener. - Ja zachowuję spokój. Czym innym są mecze grane co miesiąc w eliminacjach, a czym innym kilka spotkań rozgrywanych co kilka dni na turnieju - uważa Piechniczek.
Rozkojarzenie może nas zgubić
Gdzie więc jeszcze szukać optymizmu przed mundialem w Rosji? Może w tym, czym uwielbiamy żonglować, a więc w statystyce. Spójrzmy na średnią strzałów przeciwko naszej drużynie. W eliminacjach EURO 2016 nasi rywale oddawali średnio 9,6 strzału na naszą bramkę, w tym 4,1 celnych. Podczas turnieju było to 11,2 strzału i 4,2 celnych. A podczas ostatnich eliminacji? 6,6 strzału i zaledwie 2,5 celnych. Czyli na mniej pozwalamy rywalom, co jest kompletnie nieadekwatne do liczby traconych przez nas goli. Skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Może problem tkwi w koncentracji?
- Jest taki moment w meczu, kiedy już mamy dobrą sytuację i dopada nas jakby samozadowolenie. To trzeba koniecznie wyeliminować - uważa Żewłakow. - W turnieju takie rozkojarzenie może nas zgubić. Jeśli przeciwnik ma dwie sytuacje, jedną wykorzysta. Na szczęście te momenty przychodzą na razie w sytuacjach, gdy mamy pewien zapas - dodaje.
To w jakiś sposób tłumaczy wysoką średnią straconych bramek. Po dwa gole w meczach z Kazachstanem (pierwszym) czy Czarnogórą (ostatnim) były efektem rozluźnienia. Podobnie jak cały mecz z Danią, gdy mieliśmy już 6 punktów przewagi i raczej spokojną sytuację. To są te sytuacje, które zdecydowanie popsuły średnią.
Dodatkowo w pierwszym meczu z Kazachstanem graliśmy bez Pazdana, a Nawałka miał pretensje do Bartosza Salomona za to, że ten nie zachował się bardziej agresywnie przy jednej z bramek dla rywali. Z Czarnogórą oba gole padły w momencie, gdy nasza defensywa była pozbawiona dwóch podstawowych piłkarzy. Z Danią traciliśmy bramki w optymalnym zestawieniu, jednak, co podkreślało wielu obserwatorów, graliśmy wtedy bez Grzegorza Krychowiaka, co powodowało destabilizację całej gry defensywnej.
Gdy tracimy zęby trzonowe, wciąż jest uśmiech, ale już nie taki sexy
A więc mamy alarm i nie mamy. - Dopóki gra stały zestaw zawodników, problemu nie widzę. Niestety nie mamy aż tak długiej ławki, każda zmiana powoduje sytuacje problematyczne - ocenia Mirosław Bulzacki, były reprezentant Polski, jeden z bohaterów Wembley 73.
Podobnie myśli Żewłakow. - Jeśli się czegoś boję, to urazów. Widać to było na przykładzie ostatniego meczu. Kontuzja Piszczka spowodowała spore kłopoty. Mamy mocny zestaw w defensywie, który ze sobą pracuje. Gdy tracimy zęby trzonowe, wciąż jest uśmiech, ale już nie taki sexy - mówi.
Podobnie ostatnio utrzymywał Nawałka. Uraz Łukasza Piszczka pokazał, jak ważny to dla nas zawodnik. Przemeblowania w układzie obrony spowodowały, że nagle cała linia się posypała.
Bulzacki zaznacza jednak, żeby nie mówić jedynie o defensywie. - Bramki zaczynają się od środka, ale wina idzie na obrońców. Błędy robią też inni zawodnicy, czasem nie wracają skrzydłowi, pomocnicy robią błędy przy stałych fragmentach gry - przypomina.
Przykładów jest sporo, choćby kluczowa bramka z meczu z Danią, gdzie spory błąd w kryciu popełnił Piotr Zieliński, co nas kompletnie wytrąciło z gry.
W każdym razie na pewno lepiej martwić się, nawet jeśli na wyrost, teraz. Bo w Rosji mogłoby być na to za późno.