Czytaj w "PN": Islandia z historycznym awansem

PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Kibice reprezentacji Islandii na Euro 2016
PAP/EPA / GEORGI LICOVSKI / Kibice reprezentacji Islandii na Euro 2016

Populacja Islandii nie przekracza 350 tysięcy. Nigdy wcześniej na mistrzostwa świata nie awansowała drużyna z państwa zamieszkiwanego przez tak mało ludzi.

W tym artykule dowiesz się o:

Łukasz Konstanty

Wydaje się, że rekord, który w minionym tygodniu ustanowili Islandczycy, przetrwa długie lata. Mniej osób pomieszkuje bowiem tylko w krajach będących piłkarskimi outsiderami – jak Wyspy Owcze, Aruba, Barbados czy Liechtenstein. No chyba że jakimś cudem w niedalekiej przyszłości promocję wywalczy Nowa Kaledonia lub inny mały przedstawiciel strefy Oceanii.

Pasmo sukcesów w islandzkiej piłce reprezentacyjnej trwa od kilku lat. Przegrane baraże z Chorwacją w 2013 roku w walce o awans na poprzedni mundial, potem dotarcie do ćwierćfinału Euro 2016, a teraz zwycięstwo w grupie eliminacji mistrzostw świata. Z jednej strony można uznać, że rywale wcale nie byli przesadnie mocni (Chorwacja, Turcja, Ukraina, Finlandia, Kosowo), a sukces udało się osiągnąć tylko dzięki temu, iż w gronie wylosowanych drużyn nie znalazła się żadna potęga. Oczywiście to po części prawda, ale nie należy też zapominać, że trzej pierwsi przeciwnicy również uczestniczyli w ostatnich mistrzostwach Europy, a Islandczycy losowani byli dopiero z czwartego koszyka. W dodatku przed startem eliminacji MŚ 2018 mieli fatalny bilans spotkań z dwoma rywalami – ani razu nie potrafili wygrać z Chorwacją i Ukrainą.

Pierwsze miejsce i bezpośredni awans łączące się z przełamaniem niemocy w starciach z niewygodnymi przeciwnikami muszą więc robić wrażenie. – Mimo udanego Euro tylko nieliczni zaczęli myśleć o reprezentacji jak o jednej z czołowych piłkarskich drużyn kontynentu. Generalnie kibicom przed eliminacjami mistrzostw świata towarzyszyła pokora. Spodziewano się, że Islandczycy będą walczyć o miejsce w barażach z Ukrainą i Turcją, bo Chorwacja wydawała się poza zasięgiem – opowiada Tomasz Łuba, który przez osiem ostatnich lat reprezentował islandzki Vikingur Olafsvik, a więc klub, który w sezonie 2017 rywalizował w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale na mecie rozgrywek uplasował się w strefie spadkowej.

Po udanym dla Islandczyków Euro 2016 Lars Lagerbaeck zgodnie z wcześniejszą deklaracją przestał pełnić funkcję selekcjonera reprezentacji, a jego miejsce zajął dotychczasowy pomagier – Heimir Hallgrimsson. Co prawda Szwed zapowiadał, iż Hallgrimsson jest najlepszą opcją, osobą gotową podjąć wyzwanie, jakim bez wątpienia jest samodzielne prowadzenie zespołu, można jednak było mieć obawy, czy aby na pewno bez doświadczonego mentora zdoła on kontynuować pracę, jaką zapoczątkował poprzednik. – Nigdy nie jest tak, że wszyscy są z czegoś zadowoleni i na Islandii również było grono wątpiących, czy aby na pewno Heimir sobie poradzi. Zdecydowana większość uważała jednak, że jest to najlepszy wybór, jakiego mogła dokonać islandzka federacja. Miałem okazję uczestniczyć w kursach trenerskich, w których jednym z wykładowców był właśnie obecny selekcjoner reprezentacji. Zrobił na mnie wrażenie człowieka elokwentnego i dowcipnego, ale jednocześnie takiego, od którego wiele można się dowiedzieć – opisuje Łuba.

(...)

Cały artykuł dostępny w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

ZOBACZ WIDEO Ty też możesz być jak Lewandowski. W DNA ukryte są umiejętności sportowe

Źródło artykułu: