Mecz reprezentacji Polski ze Związkiem Radzieckim był nie tylko walką o awans na mistrzostwa świata 1958, ale również miał ogromne znaczenie symboliczne. Wszak miliony rodaków marzyły o tym, by pokonać Rosjan i poprzez sport odegrać się za zbrodnie wojenne, terror w czasach stalinowskich i podporządkowanie Sowietom. Zdecydowanym faworytem byli jednak przyjezdni, którzy rok wcześniej zdobyli mistrzostwo olimpijskie i dysponowali jedną z najsilniejszych drużyn na świecie.
Zainteresowanie meczem było ogromne. Organizatorzy otrzymali z całego kraju aż 400 tys. zamówień na bilety. Stadion Śląski w Chorzowie - wtedy najnowocześniejszy obiekt w kraju - mógł pomieścić 100 tysięcy widzów, wliczając w to miejsca stojące. Chorzowski gigant wypełnił się po brzegi kibicami, którzy nie kryli swojej niechęci do piłkarzy ze Związku Radzieckiego. Ci, po usłyszeniu Mazurka Dąbrowskiego w wykonaniu 100 tysięcy gardeł, wiedzieli, że Polacy są wyjątkowo zmobilizowani.
Edward Szymkowiak, Stefan Floreński, Roman Korynt, Jerzy Woźniak, Ginter Gawlik, Edmund Zientara, Edward Jankowski, Lucjan Brychczy, Henryk Kempny, Gerard Cieślik i Roman Lentner - tak wyglądała jedenastka Biało-Czerwonych na to spotkanie. Bohaterem został Gerard Cieślik, który zdobył obie bramki dla Polski. Pierwszą tuż przed przerwą, a drugą kilka minut po wznowieniu gry. 30-letni wówczas zawodnik Ruchu Chorzów stał się ulubieńcem Polaków. Do dziś jest jedynym piłkarzem, który znalazł się w Klubie Wybitnego Reprezentanta mimo braku odpowiedniej liczby meczów. Bilans Cieślika w kadrze zamknął się w 45 meczach i 27 golach. - To istny diabeł - mówił o nim golkiper ZSRR, Lew Jaszyn.
Cieślik w kadrze znalazł się w ostatniej chwili. - Żaden z nas nie myślał na boisku, żeby mścić się za narzucenie nam komunizmu czy też sowiecki najazd na Polskę w czasie wojny. Nam chodziło tylko o sport, o to żeby wygrać. Ruscy mieli świetny zespół. A my? Drużyna nam się wtedy udała. Chociaż ja znalazłem się w tej ekipie w ostatniej chwili. Zostałem dodatkowo powołany. Wróciłem z pracy, jem obiad i nagle w drzwiach staje Ewald Cebula. Wcześniej już w radiu słyszałem, że mam się stawić na zgrupowaniu, ale nie dałem mu tego po sobie poznać. Jak Ewald zdradził radosną nowinę, to łyżka zawisła w powietrzu, nad talerzem zupy - powiedział po latach bohater polskiej kadry w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
ZOBACZ WIDEO Ty też możesz być jak Lewandowski. W DNA ukryte są umiejętności sportowe
[color=#000000]
[/color]
Kibiców zachwycił również Edward Szymkowiak. Bramkarz Polonii Bytom imponował swoimi interwencjami. Obronił wiele groźnych strzałów przeciwników i tylko raz dał się pokonać. Po meczu Szymkowiak rozpłakał się. Miał osobistą satysfakcję z pokonania Rosjan, gdyż w Katyniu zamordowany został jego ojciec, oficer Wojska Polskiego.
Po ostatnim gwizdku kibice wbiegli na murawę i na rękach nosili piłkarzy reprezentacji Polski. Świętowanie przeniosło się na ulice śląskiej aglomeracji, choć fani nie mogli zbytnio obnosić się z tym, że cieszą się z pokonania ZSRR. W przypadku naruszenia porządku, interweniować mogła milicja, a do tego groziły fanom nawet represje ze strony Służby Bezpieczeństwa.
Mimo wygranej, Polacy nie awansowali na mistrzostwa świata. O tym, kto zagra na mundialu, zadecydowało spotkanie na "neutralnym" terenie. Starcie odbyło się w Lipsku, gdzie mieścił się olbrzymi garnizon armii sowieckiej, która na stadionie wspierała swoich rodaków. ZSRR wygrał 2:0 i awansował na MŚ. Na szwedzkich boiskach nasi ówcześni wschodni sąsiedzi odpadli w ćwierćfinale.
Stadion Śląski w Chorzowie od tego czasu stał się symbolem polskiej piłki. To właśnie tu przez lata reprezentacja rozgrywała swoje najważniejsze mecze, a na trybunach panowała gorąca atmosfera. "Kocioł Czarownic" we wrześniu został oficjalnie otwarty po długiej przebudowie. Mieszkańcy Śląska liczą na to, że kadra znów wróci do Chorzowa i będzie tutaj świętować sukcesy.