Cosmin Lambru. W "nogę" bez ręki. Wpadł pod ciężarówkę, wrócił do gry

Materiały prasowe / Twitter / Na zdjęciu: Cosmin Lambru
Materiały prasowe / Twitter / Na zdjęciu: Cosmin Lambru

Cosmin Lambru wpadł po ciężarówkę, stracił rękę. Uratował jednak życie. Teraz się okazało, że uratował też piłkarską karierę. Kilka dni temu zagrał w dorosłej drużynie.

W tym artykule dowiesz się o:

10-letni Cosmin szedł z kolegami wzdłuż ulicy, gdy kierowca ciężarówki stracił panowanie nad maszyną. Dzieciak zdążył odskoczyć - na tyle skutecznie, by uratować życie i jednocześnie na tyle nieskutecznie, by nie uratować ręki.

- Widziałem, jak ciężarówka jedzie prosto na mnie. Rzuciłem się pod nią, wtedy poczułem ogromny ból. Cały czas byłem świadomy, wiedziałem, że jestem zabierany do szpitala. Tam przeszedłem operację - wspominał niedawno piłkarz w wywiadzie dla rumuńskiej gazety "Daily Sport".

Doktor Otilia Racasa przez kilka godzin walczyła o to, aby chłopca nie trzeba było pozbawiać ręki, ostatecznie jednak to się nie udało.

Mimo tragicznego zdarzenia, Lambru nie zrezygnował z marzeń o zostaniu piłkarzem. Rumun przeszedł przez wszystkie juniorskie szczeble drużyny Petrolul Ploeszti z południowej Rumunii. We wtorek dostał szansę debiutu (pojawił się na murawie w 81. minucie) w meczu 1/8 finału Pucharu Rumunii przeciwko CS Dacia Mioveni. Ostatecznie drużyna Lambru odpadła z rozgrywek, o awansie zadecydował konkurs rzutów karnych.

ZOBACZ WIDEO: Hat-trick Driesa Mertensa. Napoli wygrało z Zielińskim w składzie. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Jego historia obiegła zachodnie media (zdjęcia protezy zamieszczono na większości poważnych stron piłkarskich) jako przykład dążenia do realizacji dziecięcych marzeń. 18-letni gracz marzy o występach w najwyższej, rumuńskiej klasie rozgrywkowej (Petrolul występuje w 3.lidze). - Wiem, że stać mnie na grę w ekstraklasie - uważa zawodnik. To bardzo ambitne plany, bo w całej Europie próżno szukać najwyższej klasy rozgrywkowej, w której grałby piłkarz bez ręki.

Historia nie zna wielu przypadków zawodników, którzy pomimo takiego dramatu radzili sobie w profesjonalnym futbolu. Robert Schlienz był zawodnikiem VfB Stuttgart, w sierpniu 1948 roku uczestniczył w wypadku samochodowym. Stracił przedramię. Zawodnik wpadł w depresję, myślał o zakończeniu kariery, odwiódł go jednak od tego trener Georg Wurzer. I dobrze, bo Niemiec występował później na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej w Niemczech oraz w reprezentacji aż do 1960 roku.

Uli Hesse, autor książki "Tor"  cytuje dziennikarza Hansa Blickendoerfera, który powiedział o Schlienzu: "Stanowił większe zagrożenie w polu karnym niż Uwe Seeler czy Gerd Mueller".

"Mogło to być prawdą. W ciągu następnych dwóch sezonów Schlienz strzelił niemal 50 kolejnych goli, a nawet dekadę później, po towarzyskim meczu Stuttgartu z Realem Madryt, Alfredo Di Stefano mówił: - Był najlepszy na boisku. W życiu bym nie puszczał, że ktoś może robić takie rzeczy, jak on" - czytamy w Torze.

Książka przytacza także historię Georga Koehla, bramkarza FC Nuernberg jeszcze z czasów przedwojennych. Koehl rozegrał dla VfB prawie 500 (!) meczów, w 1939 roku został wcielony do Wehrmachtu. Został jednak postrzelony w Krakowie w rękę. W obawie przed koniecznością zakończenia kariery, zabronił lekarzom dokonania amputacji ramienia, w które wdarło się zakażenie. Było to bezpośrednią przyczyną jego śmierci.

W Polsce swojej szansy szukali w futbolu Paweł Cwaliński (startował ze Sparty Augustów) oraz Bartłomiej Kędzierski (przez pewien czas w GKS Katowice), obaj urodzili się bez ręki. Nie udało im się jednak zrobić kariery. Być może 18-letni Rumun będzie pierwszym zawodnikiem, któremu uda się ta sztuka.

Komentarze (0)