Artur Boruc 10 listopada rozegrał ostatni mecz w reprezentacji Polski. Na tym nie koniec zmian w jego piłkarskim życiu. Po sezonie prawdopodobnie opuści AFC Bournemouth, gdzie obecnie jest tylko rezerwowym. Potem jego losy mogą potoczyć się różnie, a w ostatnich dniach najczęściej mówiło się o dwóch scenariuszach. Pierwszy to wyjazd do Stanów Zjednoczonych i gra w MLS. Drugi to powrót do Legii Warszawa.
Dla kibiców z Łazienkowskiej powrót Boruca byłby wielkim wydarzeniem. Mówi się o tym od dłuższego czasu, ale do tej pory na plotkach się skończyło. Okazuje się, że mistrz Polski nigdy nie złożył Borucowi żadnej oferty.
- Kiedy zobaczyliśmy jego kontrakt w Anglii, a dokładniej, kiedy usłyszeliśmy, ile tam zarabia, to nie chcieliśmy się ośmieszać naszą ofertą. Ile mogliśmy mu zaproponować? Co najwyżej 1/3 tego, co ma na Wyspach. Dlatego to były tylko luźne rozmowy, które nigdy nie zostały przekute w konkretną propozycję - mówi w "Super Expressie" anonimowo osoba blisko związana z Legią.
Piotr Koźmiński z "SE" dodaje, że powrót Boruca jest mało realny. Nie tylko teraz, ale kiedykolwiek. Polski bramkarz zarabia tyle, ile kluby Lotto Ekstraklasy nie będą mogły zaoferować jeszcze przez wiele lat.
"Borubar" w angielskim Bournemouth tygodniowo inkasuje 32 tys. funtów, co w skali rocznej daje 1,5 mln funtów. Legii na taki wydatek nie stać, a konkurenci z MLS czy innych krajów będą w stanie sprostać oczekiwaniom 37-letniego bramkarza.
ZOBACZ WIDEO: Marek Saganowski wspomina grę z Arturem Borucem: Nie ma meczu, w którym zawiódł