To wydawało się niemożliwe. Liverpool prowadził do przerwy z Sevillą 3:0, a mógł wyżej, gdyby nie nieskuteczność swoich napastników. Gospodarze byli rozbici, a niektórzy kibice już przed gwizdkiem sędziego opuścili trybuny Ramon Sanchez Pizjuan. A jednak.
Tak jak wiosną FC Barcelona w rewanżu z PSG, tak w listopadowy wieczór Sevilla udowodniła, że w piłce nożnej niemożliwe nie istnieje. Gospodarze odrobili trzy bramki straty i spotkanie zakończyło się remisem, który dla Liverpoolu jest jak porażka. Takiego zdania jest trener gości, Juergen Klopp.
- Mecz zakończył się remisem, jednak czuje się jakbyśmy przegrali. Co się stało w drugiej połowie? Po prostu przestaliśmy grać w piłkę. Nie chcieliśmy mieć futbolówki przy nodze, byliśmy pasywni. Dlatego tak się to skończyło - powiedział niezadowolony menedżer LFC.
- Stracenie decydującego gola w doliczonym czasie gry jest niezwykle frustrujące. To nasza wina, sami pozwoliliśmy im wrócić do gry. Gdyby przed meczem ktoś zapewniłby mi remis, wziąłbym go w ciemno. Jednak po takim spotkaniu jestem nim rozczarowany - dodał Niemiec.
Dodajmy, że prowadzona przez Kloppa drużyna nigdy jeszcze nie zdołała pokonać Sevilli. Mimo remisu The Reds wciąż są na pierwszym miejscu w tabeli grupy E, a w ostatniej kolejce czeka ich domowe starcie ze Spartakiem Moskwa.
ZOBACZ WIDEO: Prezes Górnika: Walczymy o mistrzostwo