Jakub Świerczok to wielki talent po przejściach. Dość powiedzieć, że trzy lata temu jego kariera zawisła na włosku - między 10 września 2012 a 5 maja 2014 roku nie rozegrał ani jednego meczu o stawkę. Wszystko przez kontuzje kolana, które trzymały go poza boiskiem dokładnie przez 601 dni. Dziś cieszy się statusem czołowego strzelca Lotto Ekstraklasy i reprezentanta Polski, ale droga do miejsca, w którym jest, była długa i pełna zakrętów.
Nowy Lewandowski
Jako junior był uważany za jednego z najbardziej obiecujących zawodników z rocznika 1992 w Polsce. Kiedy miał 15 lat, z MK Górnik Katowice wyłowiła go Cracovia, która sprowadzała wówczas najbardziej utalentowanych juniorów z całej Polski. Debiutu w pierwszym zespole Pasów Świerczok jednak się nie doczekał, ponieważ na pewnym etapie wyobraźni zabrakło władzom klubu z Kałuży 1.
Przewyższający rówieśników potencjałem Świerczok chciał od razu przeskoczyć z drużyny juniorów młodszych (U-17) do zespołu Młodej Ekstraklasy (U-21), ale w klubie zaproponowano mu jedynie trenowanie z młodzieżowcami bez możliwości występów w ME. Nie dość, że nastolatek poczuł się niedoceniony pod względem sportowym, to jeszcze w tym samym czasie klub poskąpił mu kilkuset złotych stypendium. Świerczok poczuł się przy Kałuży 1 niechciany i postanowił szukać szczęścia gdzie indziej.
Przed sezonem 2009/2010 17-latek trafił na testy do Polonii Bytom i ówczesny prezes śląskiego klubu, Damian Bartyla po piłkarsku zakochał się w nim od pierwszego treningu. Polonia wykupiła go z Cracovii za 15 tys. zł, by dwa i pół roku później sprzedać go ze stukrotnym przebiciem! Gdy w 18 meczach rundy jesiennej sezonu 2011/2012 I ligi Świerczok zdobył aż 12 bramek, zgłosili się po niego między innymi działacze Lecha Poznań i Wisły Kraków, ale polskie kluby nie mogły rywalizować z występującym wówczas w Bundeslidze 1.FC Kaiserslautern. Czerwone Diabły zapłaciły za nastolatka aż 400 tys. euro, a Świerczoka - jako pierwszego - zaczęto nazywać "nowym Robertem Lewandowskim".
ZOBACZ WIDEO Mateusz Skwierawski: Jakub Świerczok jeszcze nie nadąża
Po równi pochyłej
Wydawało się, że Świerczok złapał Pana Boga za nogi, ale od tego czasu nic nie szło po jego myśli. W pierwszym zespole Czerwonych Diabłów rozegrał tylko sześć spotkań - wszystkie w pierwszej rundzie po transferze. Na sezon 2012/2013 został wypożyczony do Piasta Gliwice, ale 10 września 2012 roku zaczęły się jego problemy z kolanem. W meczu el. ME U-21 2013 z Portugalią zerwał więzadło krzyżowe przednie i do końca sezonu nie pojawił się już na boisku. Po powrocie do Niemiec doznał identycznego urazu i do gry wrócił dopiero w maju 2014 roku, ale do końca przygody z niemieckim klubem występował jedynie w jego IV-ligowych rezerwach.
W styczniu 2015 roku rozstał się z Kaiserslautern i wrócił do Polski. Bronił barw Zawiszy Bydgoszcz i Górniku Łęczna, dla których w trzy rundy strzelił 11 goli. Nie był to zły dorobek, ale jego trafienia nie uchroniły klubów przed spadkiem do I ligi, a w końcu na zapleczu ekstraklasy wylądował on sam. Tyleż utalentowany, co krnąbrny Świerczok sprawiał problemy dyscyplinarne w każdym klubie, w którym grał i był na bakier ze sportowym trybem życia.
Z Łęczną pożegnał się w atmosferze konfliktu z trenerem Andrzej Rybarski i jako zawodnik zdegradowany do rezerw. Pomocną dłoń wyciągnął do niego I-ligowy GKS Tychy, ale w rodzinnym mieście o samodyscyplinę było Świerczokowi jeszcze trudniej. W rundzie jesiennej poprzedniego sezonu strzelił dla tyszan tylko trzy gole, a i jego gra pozostawiała wiele do życzenia. Rozczarowanie jego postawą było tym większe, że to zawodnik z bardzo dużym potencjałem, który marnował na własne życzenie.
Ostatni dzwonek
Na szczęście, Świerczok w porę zdał sobie sprawę z tego, że rozmienia swój talent na drobne i zwrócił się o pomoc do swojego byłego agenta, Bartłomieja Bolka. - Nakreśliliśmy mu cały plan ratowania kariery, nie dając gwarancji powodzenia. Warunek był jednak taki, że musi całkowicie się podporządkować i zaangażować, nie dyskutować z założeniami, tylko pracować. I to zrealizował. Skończyło się dokładnie tak, jak przewidywałem - mówił nam Bolek.
Efekt? W 15 meczach rundy wiosennej poprzedniego sezonu Nice I ligi strzelił dla tyszan 13 goli. Uratował klub przed spadkiem do II ligi, a sobie wygrał kontrakt w Zagłębiu Lubin i jesienią pokazał, że klasa rozgrywkowa, w której występuje, nie ma dla niego żadnego znaczenia, bo w 21 meczach Lotto Ekstraklasy zdobył aż 16 bramek - jest najskuteczniejszym Polakiem ligi, a pokaźniejszy dorobek od niego ma jedynie Igor Angulo z Górnika Zabrze (18). Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Hiszpan trzy gole strzelił z rzutów karnych, a Świerczok z "wapna" zdobył tylko jedną bramkę.
Wspomniany przez Bolka plan zakładał pracę na wielu płaszczyznach: fizycznej, sportowej i mentalnej. Świerczok był pod opieką dietetyka, osteopaty, trenera przygotowania motorycznego i psychologa sportu.
- W stu procentach poświęciłem się piłce. Rok temu o tej porze miałem na koncie trzy gole w I lidze, w tym dwa strzelone z karnych. To była żenada, musiałem wziąć się w garść. Usłyszałem ostatni dzwonek. Przemyślałem sobie wszystko i postanowiłem poświęcić się piłce - mówi nam teraz Świerczok.
- Nie będę ściemniał - przede wszystkim zacząłem pracować zdecydowanie ciężej niż wcześniej. Mam cel, do którego idę wytyczoną drogą i nie schodzę na boczne ścieżki. Stosuję dietę, korzystam z pomocy psychologa i wszystko w moim życiu jest podporządkowane piłce - dodaje napastnik Zagłębia.
Wsparcie w dziewczynie
Zdolny napastnik podporządkował wszystko futbolowi, a efekty przerosły jego najśmielsze oczekiwania. Ogółem w 2017 roku Świerczok zdobył aż 30 bramek w 40 występach w Nice I lidze (13), Lotto Ekstraklasie (16) i Pucharze Polski (1). Świetną formę 25-latka dostrzegł Adam Nawałka i w listopadzie 25-latek zadebiutował w reprezentacji Polski. A w grudniu natomiast Świerczok został pierwszym od 2002 roku zawodnikiem, który skompletował hat-trick w dwóch meczach ekstraklasy z rzędu - ostatnim piłkarzem, który tego dokonał, był na początku sezonu 2002/2003 sam Maciej Żurawski.
- Nie sądziłem, że to tak szybko przyniesie efekty. Nie od razu też wszystko zaskoczyło, ale na szczęście mogłem liczyć na wsparcie swojej dziewczyny - przyszłej żony - która zawsze wierzyła we mnie bardziej niż ja sam. Dużo jej zawdzięczam i myślę, że gdyby nie ona, to nie byłoby mnie teraz w tym miejscu, w którym jestem - tłumaczy Świerczok. Mowa o Alinie Wojtas - piłkarce ręcznej reprezentacji Polski i Zagłębia Lubin - z którą piłkarz poznał się podczas rehabilitacji. Co ciekawe, gdy forma Świerczoka eksplodowała, Wojtas występowała jeszcze w Norwegii - jej transfer do Zagłębia został zrealizowany dopiero po przeprowadzce Świerczoka.
Wobec problemów Łukasza Teodorczyka i Kamila Wilczka Świerczok ma dużą szansę na wyjazd na mundial, ale 25-latek stosuje metodę małych kroczków i wybiega myślami do czerwca.
- Nie chcę skupiać się na mundialu. Do mistrzostw zostało ponad pół roku i koncentruję się na tym, co do mnie należy. Droga do Rosji wiedzie przez bramki w ekstraklasie - tłumaczy, dodając: - Widzę w sobie duże rezerwy. Każdy mecz daje mi nowe doświadczenia i pokazuje mi, co muszę poprawić. Czuję, że z tygodnia na tydzień się rozwijam.
25-latek zna już smak Bundesligi, ale nie śpieszy mu się z kolejnym wyjazdem z Polski: - W tej chwili, mówię o najbliższym oknie transferowym, nie myślę o transferze.
Oglądaj mecze reprezentacji Polski w Pilocie WP (link sponsorowany)