W ostatnich miesiącach Daniel Łukasik udowodnił, że jest w stanie zaoferować więcej, niż kiedyś powiedział w pamiętnym, nieszczęsnym wywiadzie o rzutach wolnych.
Michał Czechowicz, "Piłka Nożna": Od przegranej o włos walki o mistrzostwo Polski w poprzednim sezonie do 11. miejsca na koniec ubiegłego roku w tabeli Ekstraklasy. Dlaczego Lechia zaliczyła taki zjazd?
Daniel Łukasik, piłkarz Lechii Gdańsk: Na początku tego sezonu graliśmy trójką w obronie, potem przeszliśmy na czwórkę w tej formacji. W wakacje doszło w podstawowym zestawieniu defensywy do kilku zmian: Błażej Augustyn, Michał Nalepa, Mateusz Lewandowski, Mato Milos grali ze sobą pierwszy raz w życiu. Ja, jako defensywny pomocnik, wróciłem do klubu po roku przerwy. Potrzebujemy zgrania i zrozumienia. Trafiłem do Lechii w połowie 2014 roku, a od tego czasu tylko w sezonie 2016-17 zespół dobrze spisywał się w rundzie jesiennej, i zakończył ją jako wicelider. Wcześniej zawsze lepiej punktowaliśmy wiosną. Teraz tabela jest spłaszczona, dlatego jeszcze dużo może się zmienić.
[b]
Są tacy, którzy patrzą na najbliższą przyszłość Lechii mniej optymistycznie. Szczególnie po decyzji Komisji do spraw Licencji Klubowych PZPN o odjęciu jednego punktu w tym sezonie oraz grzywnie w wysokości 200 tysięcy złotych za zaległości finansowe.[/b]
Do komentowania tych spraw są upoważnione osoby w zarządzie klubu. Ja optymizm opieram na sportowym funkcjonowaniu zespołu, który znam od środka. W tym sezonie mieliśmy duże problemy z kontuzjami. Z pełną kadrą do dyspozycji w okresie przygotowawczym trener Owen będzie mógł spokojnie realizować swój plan. Chwalę sobie pracę z nim, czuję się bardzo dobrze przygotowany fizycznie do gry. To w tym elemencie świetny fachowiec, który nieprzypadkowo stał za sukcesem reprezentacji Walii w finałach mistrzostw Europy w 2016 roku. Ma świetny plan na tydzień: w środku tygodniowego mikrocyklu trenujemy bardzo ciężko i intensywnie, a zwalniamy przed meczem. Nawet kiedy nie grasz, sumiennie ćwicząc, możesz utrzymać przygotowanie meczowe, i przy pełnej gotowości będzie to wiosną nasza siła. Dla mnie jest to kontynuacja pracy, jaką zacząłem po wyjeździe do Niemiec.
(...)
W ostatniej rundzie rozprawiłeś się też z innym mitem: że podajesz piłkę tylko do tyłu.
Oj, przypięli mi taką łatkę, podobnie jak to, że nie mam asyst. Nie wiem nawet, co mógłbym na ten zarzut odpowiedzieć. Mam wrażenie, że niektórzy nie rozumieją specyfiki mojej pozycji. Wiąże się ona się z bardzo dużą odpowiedzialnością. Ta pozycja jest trochę niewdzięczna, czasem nie widać pracy na boisku, ale każdy błąd może potencjalnie wiązać się ze straconą bramką. Bardzo często obserwuję i analizuję zachowania boiskowe defensywnych pomocników z najlepszych lig. Myślę, że jestem na tyle doświadczony, by ocenić daną sytuację. Moim zadaniem jest zabezpieczenie linii obrony, grającego ze mną najczęściej w parze na środku Simeona Sławczewa - gra w ofensywie. Niełatwo mi o gole, kiedy pierwszym zadaniem, z którego jestem rozliczany, jest asekuracja naszego ataku i inne obowiązki defensywne. W liczbach, w specjalistycznych programach statystycznych, wyglądam zdecydowanie lepiej niż przed wyjazdem do Niemiec.
Na jednym z forów przeczytałem, że przypominasz Łukasika z sezonu 2012-13, kiedy z Legią zdobywałeś pierwsze mistrzostwo Polski. Podobno Jan Urban nie mówił do ciebie inaczej niż Schweinsteiger?
To był przełomowy czas w mojej karierze. Zadebiutowałem kilka miesięcy wcześniej u trenera Macieja Skorży, ale to trener Urban dał mi prawdziwą szansę. Zacząłem wtedy sezon od początku, pechowo odpadliśmy w Lidze Europy z Rosenborgiem Trondheim. Bardzo mocno to przeżyłem; nowe uczucia, doświadczyłem poważnej piłki na własnej skórze. Za to dobrze zaczęliśmy w Ekstraklasie. Legia czekała wtedy na mistrzostwo Polski od kilku lat, była po sezonie, w którym tytuł został przegrany na ostatniej prostej, a my te rozgrywki zdominowaliśmy, zdobywając dublet. To wołanie: Schweinsteiger, z którego wszyscy w drużynie się śmiali, dodawało mi pewności siebie, że taka postać w ten sposób się do mnie zwraca. Jan Urban miał rękę do młodych zawodników, był dla nas bożyszczem, bo wszystko sam pokazywał na treningach, demonstrując ogromne umiejętności piłkarskie. Zawsze dawał konkretne wskazówki. Wszystkie zajęcia odbywały się z piłką przy nodze, co dla młodego piłkarza jest szczególnie ważne. To ogromne szczęście, że wtedy na niego trafiłem. Podobnie jak na jego asystenta Kibu Vicunę, który dawał inne, fajne spojrzenie na futbol od tego, do którego byłem przyzwyczajony w Polsce. I oczywiście świetnie wspominam trenera Jacka Magierę, trzymającego nas, młodych, w ryzach.
(...)
[b]Cały wywiad do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".
ZOBACZ WIDEO Tomasz Hajto: Wmawiamy młodym Polakom, że są słabsi
[color=#000000]
[/color][/b]