2013 rok. Ciężko zliczyć, ile lat Paul Gascoigne jest już uzależniony od alkoholu. Jeszcze trudniej przypomnieć sobie te momenty, w których obiecywał innym oraz samemu sobie: "to już ten ostatni kieliszek". Dla organizmu Gazzy było ich zdecydowanie za dużo. Jego ciało znajdowało się w tak zniszczonym stanie, że nawet detoks mógł się dla niego skończyć wyrokiem ostatecznym. Tak mówił jego lekarz.
Przy kolejnej próbie odstawienia alkoholu, 46-latek został odwieziony na najbliższy oddział pogotowia. W szpitalu jego serce nie wytrzymuje. Przestaje bić. Zaczyna się walka z czasem.
Były piłkarz, który miał wszelkie cechy aby stać się bohaterem wielu pokoleń Anglików, właśnie staje się zależny od ruchów lekarzy, którzy wieszali w młodości jego plakaty nad łóżkiem. Gascoigne zdąży jeszcze złapać za fartuch jednego z nich i po latach amoku alkoholowego wyszepcze z nadzieją w głosie: - Błagam, nie pozwólcie mi umrzeć.
Po paru minutach od tamtych słów, defibrylator przywrócił jego funkcje życiowe.
W zlokalizowanym w Manchesterze National Football Museum pod sylwetką słynnego Gazzy znajduje się tabliczka z napisem: "Najbardziej utalentowany angielski piłkarz". Tylko urodzony 27 maja 1967 roku zawodnik mógł pozwolić sobie, aby noc przed półfinałem mistrzostw świata przeciwko RFN w 1990 roku spędzić na zakrapianej partyjce tenisa z amerykańskimi turystami, a następnego dnia wybiegać na boisku ponad 10 kilometrów.
Z uzależnieniami Gascoigne zmagał się już od dzieciństwa. Najpierw ledwie jako 13-latek godzinami spędzał dnie i noce nad maszynami do gry, potem od początków profesjonalnej kariery towarzyszył mu alkohol. Dla niego zdecydowanie najtrudniejszy życiowy przeciwnik.
Pewnego razu Anglik opowiadał prasie, iż specjaliści, którzy go leczyli z picia, nie widzieli ani jednego pacjenta w tak słabym stanie z tysięcy leczonych przypadków. Gdy to mówił, towarzyszył mu uśmiech na ustach. W końcu Gazza tak traktował nałogi. Dla niego była to niegroźna zabawa, którą często publicznie wyśmiewał, a sam zaczął traktować jak nieodłączną część swojego życia.
Anglik raz postanowił zanurkować w restauracyjnym akwarium z krabami, bo jak tłumaczył "zamarzył sobie złowić kolację". Jego rytuałem przed meczami kadry było natomiast łapanie… za genitalia napastnika Lesa Ferdinand, bo jak z uśmiechem na ustach wyznawał: - Gdybyście tylko go widzieli, też chcielibyście tego dotknąć.
Właściciel Lazio, w którym Anglik grał od 1992 do 1995 roku, usłyszał pewnego razu od zawodnika łamanym włoskim: - Twoja córka, duże cycki. Po czym wyrzucił piłkarza z klubu. Równie restrykcyjny był Glenn Hoddle, który dostrzegł w tabloidach, jak Gascoigne z uśmiechem na ustach i kebabem w ręce ustawia się do zdjęć paparazzi. Ówczesny selekcjoner reprezentacji Anglii był wówczas ledwie o tydzień od ogłoszenia składu na mundial w 1998 roku.
Hoddle skreślił zawodnika ze swojej listy, a licznik Gazzy zatrzymał się już bezpowrotnie na 57 występach w kadrze Trzech Lwów. Jak wyznawał w swojej biografii sam zainteresowany: - Każda z tych decyzji była podjęta pod mniejszym bądź większym wpływem alkoholu.
Gascoigne nawet nie zdawał sobie sprawy, jak szybko się stacza. Piłkarsko, ale przede wszystkim życiowo: - Na początku wydawało mi się, że nad tym panuje. Gdy skończyły się pieniądze i ogłosiłem bankructwo nie mogłem nic zrobić. Pozostał mi płacz. I picie - mówił Gazza.
W ostatnich dziesięciu latach według osób z najbliższego otoczenia byłego piłkarza miał on spożywać dziennie dwa litry ginu, 15 puszek piwa, garść antydepresantów oraz wstrzykiwać sobie kokainę. Jak wspomina Dr John McKeown z oddziału szpitala w amerykańskim Phoenix gdzie leczono Gascoigne’a: - Fakt, że Paul może chodzić to już cud od Boga. Anglik wyznał, iż na pewnym etapie leczenia zwykł dostawać wiadomości od znajomych o treści: "Wciąż żyjesz?". Zresztą Dr McKeown sam tak się do niego odnosił.
Dla Gazzy to i tak nie była wystarczająca motywacja, aby rozpocząć nowe, trzeźwe życie. Nawet zatrzymanie akcji serca sprzed 5 lat to na początku była dla niego jedynie kolejna anegdota, którą mógł pochwalić się znajomym na spotkaniach AA. Kto zbliży się najbliżej śmierci, panowie? Ja nie mam sobie równych, po czym zamykał się na klucz w domu i samotnie spożywał tam kolejne butelki alkoholu.
Gdy Gascoigne pojawiał się publicznie, to tak jak na imprezie charytatywnej w Northampton z lutego 2013 roku, trząsł się i pijany próbował utrzymać równowagę budząc tylko politowanie fanów. Nie pomagały nawet kolejne zbiórki przyjaciół, którzy pod pretekstem wspólnych wakacji wysyłali Gazzę do najlepszych specjalistów za Oceanem.
Sytuacja zmieniła się dopiero w drugiej połowie 2016 roku. Wówczas do Gascoigne’a dotarła informacja o śmierci jego siostrzeńca Jaya Kerrigana, który zmarł po przedawkowaniu środków nasennych. Anglik obiecał pogrążonej w żałobie siostrze, iż się zmieni.
W ostatnich latach Gazza wypowiadał te słowa o wiele razy za często. Tym razem dołączył do niego jednak kolejny towarzysz nałogu - strach. Gascoigne zdał sobie sprawę, że nie chce być następny w kolejce do śmierci. Jak sam relacjonuje, w tym celu przestał nawet "zamykać za sobą drzwi, wyłączać światło, telefon czy telewizor". Już nie przechodzi do rutyny nałogowca. Zamiast tego, woli być otwarty na zmiany.
- Ludzie przez cały czas porównują mnie do George’a Besta. Niesłusznie. Między nami jest jedna różnica: on nie żyje, ja wciąż tak. Wciąż mam szansę się zmienić - opowiedział Gascoigne zeszłego roku w programie telewizyjnym "Good Morning Britain". Od parunastu miesięcy Anglik ani razu nie sięgnął po alkohol. Pomaga mu w tym działalność na Twitterze oraz zdjęcia z przeszłości. W końcu jak tłumaczy sam Gazza: - Pokazują mi, jaką drogę przebyłem i jak bardzo nie chce wrócić tam, gdzie się znajdowałem.
Kibicuje mu przy tym cała Anglia. Nawet jego była żona Sheryl, którą przed otrzymaniem papierów rozwodowych pozostawił z siniakami na całym ciele podczas jednego ze swoich powrotów z pubu do domu: - Kciuki, włosy, rzęsy, ściskam wszystko, aby z tego wyszedł - opowiada ex-małżonka, a jego agent Terry Baker dodaje: - Może nie wierzę w Boga, ale proszę pomódlcie się za niego.
W końcu 50-latek udowodnił, że nigdy nie jest za późno, aby się nawrócić. Na Wyspach nie zdawano sobie z tego sprawy dopóki ich kochany Gazza nie zaczął po dekadach nareszcie wychodzić na prostą.
Wcześniej wszystko wydawało się tam bardziej prawdopodobne.
ZOBACZ WIDEO Inter Mediolan męczył się z outsiderem. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]