Odkąd wprowadzono system VAR do rozgrywek Pucharu Anglii, ciężko znaleźć na Wyspach Brytyjskich bardziej krytykowany punkt przez piłkarskich ekspertów czy samych zawodników. Nawet największy do niedawna orędownik tej technologii, były sędzia Graham Poll wyznał w swoim felietonie dla "Sportsmail", iż "VAR przestał go satysfakcjonować". Właściciel Crystal Palace Steve Parish dodaje natomiast wprost: - Ten system to bardzo niebezpieczna ścieżka. Niedługo dojdziemy do punktu w którym każdy gwizdek sędziego będzie oceniany przez VAR.
Słowa Parisha znalazły potwierdzenie podczas środowego meczu V rundy FA Cup między Tottenhamem, a Rochdale (6:1). Paul Tierney, sędzia główny tamtego spotkania, jedynie w pierwszej połowie siedmiokrotnie prosił o pomoc centrum powtórek zlokalizowane w londyńskim Stockley Park. Sam mecz zakończył się o ponad kwadrans później niż początkowo planowano, a kibice pożegnali arbitra salwą gwizdów. - Chyba wszyscy na stadionie byliśmy lekko zażenowani - mówił po ostatnim gwizdku szkoleniowiec Kogutów Mauricio Pochettino i dodawał: - Jeśli tak ma to wyglądać, nie sądzę aby VAR był w stanie nam pomóc.
Na Wyspach Brytyjskich związek piłkarski podąża jednak za trendem zaczerpniętym z Włoch oraz Niemiec i otwarcie zachęca sędziów do niereagowania w stykowych sytuacjach czy centymetrowych spalonych. Lepiej, aby poczekać jak rozwinie się akcja, a po paru, czasem kilkunastu sekundach obejrzeć całą sytuację na monitorze. Stąd też systemu używa się tam z coraz większa częstotliwością. Alan Pardew po wygranym meczu przez jego West Bromwich Albion z Liverpoolem (3:2) oskarżył nawet arbitrów, iż przez ciągłe zaglądanie w ekran mięśnie jego zawodników się mocno wystudziły. W efekcie jeszcze przed przerwą dwóch z nich opuściło boisko z kontuzjami.
Według opublikowanego na początku roku raportu International Football Association Board (IFAB) najnowszy system powtórek przynosi jednak satysfakcjonujący odsetek 98,9 proc. poprawnych decyzji. I to w przeciągu jedynych 60 sekund. Obliczono, iż na boiskach włoskiej Serie A do stycznia VAR-u użyto 1078 razy. Zanotowano przy tym jedynie 11 błędnych decyzji. Mimo to, liczby nie przekonują (jeszcze?) Anglików do słuszności tej technologii, którą Alan Shearer określił tak: - Problemem tego wynalazku jest to, że prezentuje nam czyjaś opinię.
ZOBACZ WIDEO Puchar Anglii: kabaret z użyciem VAR-u. Manchester United gra dalej [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Zdanie Anglika najlepiej prezentuje scena ze styczniowego meczu FA Cup między Chelsea, a Norwich. Sędzia główny Mike Jones obejrzał wówczas aż 13 powtórek z różnych kamer (nawet i tych w slow motion) aby ocenić czy Willian był faulowany w polu karnym przez obrońcę Kanarków Timma Klose. Na ekranach telewizyjnych widać było jak na dłoni, że Szwajcar podciął skrzydłowego Chelsea. Jones jednak postanowił…. ukarać Brazylijczyka żółtą kartką za symulowanie.
Decyzja spotkała się z ostrą reakcją m.in. byłego pomocnika Arsenalu, a obecnie piłkarskiego komentatora Stewarta Robsona, który powiedział: - VAR to świetny dowód na to jak niekompetentni i pogubieni są obecnie sędziowie. Arbitra w mediach bronił jedynie dziennikarz "Sunday Mirror" Simon Mullock, który po sprawdzeniu ekranu jakim posługiwał się Jones wyznał, iż "to niemożliwe aby podejmować jakiekolwiek wiążące decyzję przy tej technologii".
Nie zgadza się z jego opinią były reprezentant Anglii Danny Higginbotham, który w swoim felietonie dla "The Sun" napisał: - Na ten moment w przepisach znajduje się za dużo szarych stref, jakichkolwiek pól do dyskusji. Dopóki tego nie zmienimy VAR powinien zostać zawieszony bo zawsze będzie budził kontrowersje. Te jak najbardziej słuszne oraz nie. Jego używanie po prostu przestało być proste. Tak samo jak piłkarskie prawo.
W Anglii nie chcą więc walczyć jedynie z wadliwym systemem, tylko całym modelem sędziowania. Początkowo nawet zgadzał się z tymi głosami prezydent FIFA, Gianni Infantino, który stwierdził, iż "w najbliższej przyszłości VAR musi zostać mocno dopracowany". Kluby Premier League zaproponowały więc, aby kibice oraz trenerzy mieli dzięki pomocy telebimów dostęp do obrazu, który widzi na ekranie sędzia spotkania. Ten system doskonale sprawdza się m.in. na kortach tenisowych. Inaczej technologia doprowadzi do kolejnej fali konsternacji na stadionie. Alan Pardew jeszcze niedawno opowiadał, iż przez ponad minutę nie wiedział, że bramka jego WBA we wspomnianym meczu przeciwko Liverpoolowi została nieuznana, bo "nikt nie raczył go poinformować o użyciu VAR-u".
Pomysł spotkał się jednak ze zdecydowaną dezaprobatą piłkarskiej federacji, gdyż w ten sposób system "może spowodować negatywne reakcję kiedy decyzja arbitra jest kontrowersyjna oraz niejednoznaczna". Wracamy więc do punktu wyjścia o którym wspominał Higginbotham: "Najwyższy czas uprościć piłkarskie przepisy".
Na to się jednak nie zanosi.
Przedstawiciele wszystkich zespołów Premier League mają spotkać się pod koniec miesiąca i obradować nad pomysłem wprowadzenia VAR-u do angielskiej ekstraklasy od następnego sezonu ligowego. Aby tak się stało potrzeba 14 głosów "za". Na ten moment prezesi Swansea, Huddersfield, Crystal Palace oraz Stoke już zapowiedzieli, że z powodu dotychczasowych kontrowersji nie poprą używania systemu. Działacze Arsenalu, Chelsea i Tottenhamu również wymagają szybkich poprawek przed ewentualnym podpisem pod ustawą.
Wydaje się więc, że jesteśmy daleko od spełnienia zapowiedzi Martina Glenna, powszechnie krytykowanego na Wyspach prezesa FA (angielski związek piłkarski – przyp. red.), który w zeszłym roku mówił: - Już niedługo będziecie się zastanawiać jak to możliwe, że żyliście bez VAR-u. Na ten moment w futbolu jest jednak dosłownie tak jak było. Czeski film w którym nikt nic nie wie. Począwszy od trenerów, sędziów, telewidzów, aż po samych piłkarzy. Jak wspominał Juan Mata, gdy po jego golu w meczu Pucharu Anglii przeciwko Huddersfield, system krzywo narysował linie spalonego: - Minęła godzina, a ja wciąż nie wiem czy powinienem cieszyć się z tej bramki czy nie.