Transfery widmo Lecha Poznań. Nowi piłkarze nie grają prawie w ogóle

Getty Images / Paweł Jaskółka / Piotr Tomasik
Getty Images / Paweł Jaskółka / Piotr Tomasik

267 minut - tyle czasu łącznie spędzili na boisku zawodnicy, których Lech pozyskał zimą. Gdyby tych czterech transferów nie przeprowadzono, drużyna Nenada Bjelicy w zasadzie nie odczułaby różnicy.

Piotr Tomasik, Thomas Rogne, Ołeksij Chobłenko, Elvir Koljić - to zimowe nabytki Kolejorza. Dwóch obrońców i dwóch napastników. Każdy z nich trafiał do stolicy Wielkopolski w konkretnym celu. Tomasik miał stanowić alternatywę dla Wołodymyra Kostewycza, Rogne - zastąpić Lasse Nielsena, a Chobłenko i Koljić - wypełnić luki po Denissie Rakelsie i Nickim Bille Nielsenie. Rzeczywistość póki co okazuje się zupełnie inna i nowe nabytki grają tyle co kot napłakał.

Pokazał się tylko jeden

Chobłenko - po siedmiu wiosennych kolejkach Ukrainiec jest najjaśniejszym punktem zimowego okienka, choć i tak występował niewiele - 209 minut. Mimo to zdążył zdobyć ważnego gola w meczu ze Śląskiem Wrocław (2:1) i właśnie ten jego występ pokazał, że być może 23-latek odegra w Kolejorzu jakąś istotną rolę.

O innych nowych twarzach nie wiemy na razie praktycznie nic. Rogne od kilku tygodni ma problemy ze ścięgnem Achillesa i nie zdążył nawet zadebiutować. Wielu zresztą już pyta po co tak naprawdę pozyskano Norwega, skoro dziś na środku obrony zdecydowanie wyżej stoją akcje Emira Dilavera, Nikoli Vujadinovicia oraz Rafała Janickiego. Nawet gdyby Rogne był zdrowy, raczej trudno sobie wyobrazić jego rychłe wskoczenie do składu.

Niesamowitego pecha ma Koljić. Bośniak spędził na boisku zaledwie 47 minut i... to w zasadzie koniec jego przygody z Lechem. W spotkaniu ze Śląskiem uszkodził on więzadła poboczne kolana, w efekcie nie zagra do końca sezonu. Tymczasem już latem kończy się wypożyczenie tego piłkarza z FK Krupa i Kolejorz najpewniej nie zdecyduje się na transfer definitywny.

Co się dzieje z Piotrem Tomasikiem?

Ciągłe nieobecności byłego obrońcy Jagiellonii Białystok to bodaj największe zaskoczenie w wiosennych meczach Lecha. 30-latek miał być alternatywą dla Kostewycza, a wiosną przecież forma Ukraińca nie porywa. To on był autorem nieszczęsnego zagrania ręką i sprokurowania rzutu karnego w spotkaniu z Legią Warszawa (1:2), z kolei w niedzielę - do spółki z Mihaiem Radutem - zawalił przy golu dla Jagiellonii Białystok (5:1).

Mimo niepewnej postawy konkurenta, Tomasik szans nie dostaje niemal wcale (zagrał tylko 11 minut w pierwszym tegorocznym pojedynku z Arką Gdynia). Nic więc dziwnego, że Nenad Bjelica coraz częściej jest pytany o przyczyny jego absencji.

Odpowiedź Chorwata jest dość enigmatyczna. - Tomasik nie gra, bo taka jest moja decyzja. Odbyłem z nim rozmowę i przekazałem czego oczekuję. Wszystko zależy teraz od samego zawodnika. Wie jak musi pracować. Daję mu czas. Być może go potrzebuje, zwłaszcza że komunikacja w Lechu nie jest łatwa, bo mamy w składzie sporo obcokrajowców - powiedział Bjelica.

Tomasik nie prezentuje zatem odpowiedniej formy, Rogne i Koljić są kontuzjowani, a Chobłenko występuje rzadko. Być może przy Bułgarskiej liczą, że po półrocznej aklimatyzacji nowych zawodników, zimowe transfery zaczną się spłacać w nowym sezonie. Teraz przecież wiodące role odgrywają choćby Dilaver i Vujadinović (pozyskani latem ubiegłego roku; trzeba zaznaczyć, że ten pierwszy czasu na wejście do drużyny nie potrzebował wcale). Na taki rozwój wypadków pozostało Lechowi liczyć, bo na razie zimowe transfery nie spłacają się w najmniejszym stopniu. W wyborach personalnych Nenada Bjelicy są w zasadzie niezauważalne.

ZOBACZ WIDEO Milik i Zieliński nie znaleźli sposobu na Inter. SSC Napoli nie jest już liderem Serie A [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: