Wilk w ostatnich dwóch latach trzykrotnie zerwał więzadło w tym samym kolanie. Były piłkarz Realu Saragossa wznowił treningi z pełnym obciążeniem na początku stycznia tego roku. Rehabilitował się, ćwiczył z pełnym obciążeniem, ale ból znowu się odezwał. Zawodnik przeanalizował sytuację i stwierdził, że dalsza próba powrotu na boisko nie ma sensu. Zorganizował konferencję prasową i we wtorek oficjalnie zakończył karierę. To dwukrotny reprezentant Polski, mistrz kraju z Wisłą Kraków, który w naszej lidze rozegrał 136 meczów. Występował również w hiszpańskiej pierwszej i drugiej lidze.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Kiedy przestał się pan oszukiwać, że uda się jeszcze pograć na najwyższym poziomie?
Cezary Wilk, były reprezentant Polski: Pod koniec stycznia poczułem pierwsze, mocniejsze ukłucie. Trzy tygodnie po wznowieniu treningów z pełnym obciążeniem. Ból nie był dla mnie czymś nowym, bo w mniejszym lub większym stopniu towarzyszył mi ostatnio cały czas. Ale to ukłucie mnie zaniepokoiło. Lekarz zrobił rezonans, wyniki mu się nie spodobały. Kolejna już rehabilitacja nie przebiegała wzorowo. Myślałem początkowo, że to bariera w głowie, że może się czegoś obawiam, ale kolano po prostu nie nadążało za głową.
W jakim sensie?
Grałem na takiej pozycji, że po boisku więcej poruszałem się bez piłki. Szybkie zwroty, zmiana kierunku biegu, ruchy boczne, hamowanie. Dla mnie to kluczowe momenty w grze, a w takich sytuacjach byłem w stanie z siebie dać maksymalnie 60 procent. Kolano zwalniało, było spóźnione, nie nadążało za akcją. W pewnym momencie pomyślałem sobie: gra ma sprawiać mi przyjemność, a ja się męczę.
Długo myślał pan inaczej.
Wręcz wypierałem to ze świadomości. Coś zabolało, noga przeszkadzała, a ja w myślach powtarzałem: nie Czarek, tylko ci się wydaje, jest OK. Założyłem za pewnik, że skoro inni dawali radę, to i ja dam. I to już nawet nie chodzi o to, że się czegoś bałem. Trenowałem na sto procent. Stwierdziłem, że to, czy zerwę więzadła po raz czwarty czy szósty nie ma znaczenia. Kolano jest w środku tak podziurawione, że gorzej być nie może. Tam w środku nic nie ma. Sądziłem, że się wyleczę i pogram jeszcze 2-3 lata na najwyższym poziomie, nakręcałem się, ale cóż - w końcu musiałem otworzyć oczy.
W nocy nie mógł ich pan zamknąć - często budził się pan przez ból.
Po intensywnych treningach noga bolała całą noc. Budziłem się kilka razy, podnosiłem z łóżka, kilka kroków w lewo, w prawo, spacer do następnego pokoju. Takie nocne wędrówki po domu stały się normalnością. Na szczęście nie jest tak, że jestem kaleką. Mogę robić wszystkie czynności, podczas których relaksuje się "normalny" człowiek. Mam tu na myśli różne aktywności fizyczne, jak chociażby jazdę na rowerze, czy nawet niedzielną grę w piłkę na boisku ze znajomymi. No, może nie mogę tylko szarżować na stoku, na nartach.
Przez dwa lata rozegrał pan w Realu Saragossa tylko trzynaście meczów. Nikt nie patrzył na pana krzywo z tego powodu?
Powiem bez żadnego lukrowania: Real jest pod tym względem wzorem. Zawsze mogłem liczyć na słowa otuchy, wsparcie chłopaków, trenerów, prezydenta. Oni wszyscy przyszli na moją pożegnalną konferencję bez zapowiedzi, to była niespodzianka. Chłopaki mnie wyściskali, prezydent specjalnie zjawił się w klubie, wręczył mi pamiątkowy obraz, przedstawiający mnie z jednego z meczów. Nikt nigdy nie dał mi do zrozumienia, że jestem niepotrzebny czy jest problem, że długo się leczę.
Latem ubiegłego roku klub przedłużył z panem umowę tylko dlatego, żeby mógł się pan spokojnie rehabilitować. A przecież kończył się panu kontrakt i prezesi mogli, a nawet mieli pełne prawo po prostu podziękować i życzyć powodzenia w dalszym życiu.
Jestem za to ogromnie wdzięczny Realowi. To siła wielkich klubów, na lodzie na pewno by mnie nie zostawili. Myślę, że sytuacja z przedłużeniem kontraktu mogłaby się powtórzyć też i w tym roku. Presji na to, żebym zakończył karierę nie było, sam podjąłem decyzję, klub ją uszanował. Moje pożegnanie przebiegło ze smakiem. To logiczne, że nie będę się żegnał przy fanfarach i pełnym stadionie, po półtora roku bez gry. Trzeba było zachować pewne proporcje i to się udało.
To była dobra kariera?
Była nawet taka sytuacja, niedawno. Spojrzałem w lustro i powiedziałem: Wilk - zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Plany na dalsze życie mam, niezwiązane z piłką. Mam wspaniałą rodzinę, jestem szczęśliwym człowiekiem.
ZOBACZ WIDEO Szał pod hotelem na widok Lewandowskiego. Piłkarz odniósł się do zamieszania