Kamil Grosicki: Wrócił luz

Getty Images / Nigel Roddis  / Na zdjęciu: Kamil Grosicki w barwach Hull City
Getty Images / Nigel Roddis / Na zdjęciu: Kamil Grosicki w barwach Hull City

- Ostatnie miesiące pokazały, że w życiu różnie bywa. Przestałem żyć tym, co będzie jutro - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Kamil Grosicki.

[b][tag=59756]

Mateusz Skwierawski[/tag], WP SportoweFakty: Kryzys już za panem?[/b]

Kamil Grosicki, piłkarz Hull City i reprezentacji Polski: Przyznam, że od stycznia do połowy marca naprawdę nie było wesoło. Złapałem kontuzję, przegrałem walkę o miejsce w składzie w Hull. Kiedy pauzowałem, zespół zaczął dobrze grać. Moi zmiennicy wystrzelili z super formą. Przyszedł do nas Harry Wilson z Liverpoolu, super talent. Dla Jarroda Bowena to pierwszy sezon w profesjonalnej piłce. I chłopak gra rewelacyjnie. To nie tak, że przegrywałem rywalizację z ogórkami. Zasługiwałem wtedy na ławkę rezerwowych.

A teraz?

Teraz jest inaczej. Wróciłem ze zgrupowania reprezentacji Polski naładowany. I przede wszystkim: pewniejszy siebie. W słabszym momencie wychodziłem na boisko i trudno było mi cokolwiek zrobić. Czułem się nieswojo na boisku, niepewnie. Prawda jest taka, że bez pewności siebie nie ma co z szatni wychodzić. Lokalne gazety w Anglii pisały, że mogłem dać z siebie więcej. To prawda, mogłem. Przyjmuję krytykę.

Jeden z dziennikarzy "Hull Daily Mail" powiedział w rozmowie z naszym portalem, że ma pan problemy w szatni. Miał na myśli barierę językową. To prawda?

Słyszałem. Że podobno mówię tylko "hello". To akurat bzdura. Mam bardzo dobry kontakt z zespołem. Oczywiście nie będę ściemniał: poliglotą nie jestem, ale się komunikuję, bez problemu. Jest dużo śmiechu, bo czasem przekręcę słowo. Chłopaki ze mnie żartują, ja z nich, jest dystans i atmosfera. Zawsze miałem dobre relacje z kolegami. W byłym klubie, Stade Rennes, puszczałem na przykład polskie piosenki. W Anglii też bywa zabawnie. Ostatnio przyniosłem do szatni kilka puszek napoju energetycznego. Tak się akurat składa, że wypuściłem na rynek swój napój. Koledzy od razu to podłapali, zaczęli próbować, robili sobie z nim zdjęcia, powtarzali nazwę "TurboGrosik". Było śmiesznie. W tygodniu dostanę z Polski dwie palety tego energetyka. W Anglii piłkarze często piją je przed meczami, może Red Bulla zastąpią TurboGrosikiem, na pewno też ich ożywi.

Anglicy zarzucają panu, że nie rozmawia pan z tamtejszymi mediami. Dlaczego?

Ponieważ nie czuje się pewnie, żeby stanąć przed kamerą i mówić. Nie chcę robić z siebie wariata, ale nie oznacza to, że z kimś mam słaby kontakt. Mówię jeszcze raz: trener albo inni koledzy z zespołu mogą powiedzieć, jaką mam pozycję w szatni i jak się zachowuję. Zawsze jestem taki sam, czy w życiu czy w social mediach. Słucham uważnie trenera, wykonuje jego polecenia. Relacje z kibicami też mam dobre: zawsze zaczepią, zagadają. Wymyślili nawet piosenkę o mnie, którą śpiewają na meczach. To pokazuje, że mostów za sobą nie palę i jestem akceptowany. Myślę, że lepiej jeżeli angielscy dziennikarze będę mnie rozliczali z tego, co robię na boisku.

Często piszą, że "Grosicki frustruje"  - CZYTAJ tutaj rozmowę z dziennikarzem z Hull. Po dwóch, trzech dobrych meczach, zdarza się panu bezbarwny występ.

Prawda jest taka, że gdybym grał w każdym meczu na wysokim poziomie, to nie występowałbym w Championship, tylko w lepszej lidze. To wymagająca, trudna liga, niejeden się na niej przejechał. I naprawdę to niemożliwe, żebym w każdym spotkaniu strzelał po dwa gole. Ważne, że teraz trener Nigel Adkins jest ze mnie zadowolony. Podobała mu się energia z jaką wróciłem do klubu po spotkaniach kadry. Niedawny mecz z Burton (5:0) oglądał z trybun Bogdan Zając, asystent trenera Nawałki. Rozmawiali z Adkinsem, szkoleniowiec chwalił moje podejście do pracy, mówił że przetrwałem trudny okres i idę w dobrym kierunku.

Od ostatniego zgrupowania reprezentacji pracuje pan indywidualnie z fizjoterapeutą. Widać zwyżkę formy: strzelił pan trzy gole w klubie, wypracowuje kolegom kolejne bramki.

Ćwiczę razem z Pawłem Choduniem. To fizjoterapeuta polecony przez Remigiusza Rzepkę i Bartka Stołka. Przyjeżdża do mnie trzy razy w tygodniu, ćwiczymy godzinę dziennie. Mam braki fizyczne, dlatego skupiamy się na poprawieniu dynamiki. Jest też dużo pracy manualnej "na stole". Masaże, ćwiczenia korekcyjne. Moje ciało potrzebuje takich ćwiczeń, trener rozbija moje mięśnie po meczach i zajęciach w Hull. Dzięki temu na drugi dzień czuję się świeżo. Na ostatnim zgrupowaniu miałem też zajęcia wyrównawcze z trenerem Rzepką. Zna mnie bardzo dobrze, wie nad czym powinniśmy pracować, żebym na boisku był świeży i pewny siebie. I trafił idealnie.

Wrócił luz?

Na pewno. Jestem pewniejszy siebie po ostatnim zgrupowaniu, naładowany pozytywną energią. W kadrze wystąpiłem z opaską kapitańską. To dla mnie wielki zaszczyt. Tych meczów zagrałem już 56, ale spotkanie z Koreą (3:2) zapamiętam do końca życia. Kiedy zakładałem opaskę na rękę, adrenalina podskoczyła. Sił już było mało, ale opaska zmotywowała mnie, żebym jeszcze poszarpał na skrzydle. Miałem trudny czas, kibice martwili się o moją dyspozycję, ale mecze w klubie i reprezentacji to dla mnie dwa inne światy.

Skąd to się bierze?

Ostatni mecz towarzyski pokazał, że nie muszę być w topowej formie, żeby dać coś drużynie narodowej. Powód? Czuję duże wsparcie od trenera Adama Nawałki i sama świadomość, że będę reprezentował mój kraj wyzwala we mnie dodatkową adrenalinę. Zbierają się we mnie emocje, a na meczu jest eksplozja. Nakręcają mnie te spotkania, hymn, kibice w Polsce i chłopaki z drużyny.

Trener mentalny również panu pomógł.

Z Pawłem Frelikiem współpracujemy od czterech lat. Nie raz byłem w trudnej sytuacji psychicznej i nie raz mnie z niej wyciągał. To samo powiedział przed meczem z Koreą: kilka razy się podnosiłeś to i teraz z tego wyjdziesz. Może to zabrzmieć śmiesznie, ale ja często podczas meczów powtarzam sobie w głowie słowa Pawła. Wiemy, że gdy jestem zawodnikiem aktywnym na boisku, to mam duży wpływ na grę zespołu. I tak mam właśnie się zachowywać.

Z Pawłem Frelikiem pracowaliście ostatnio nad zmianą myślenia, gdy strzeli pan gola.

Mówiłem mu, że często jest tak, że po strzeleniu jednego gola w meczu ucieka mi gdzieś ta pazerność, że nie dążę do tego, aby zdobyć jeszcze jedną bramkę. Paweł powiedział: nie zachwycaj się tym, próbuj strzelić następną. Po golu zawsze ma się dodatkowy przypływ energii, pewności siebie, wszystko ci wychodzi, pojawia się "flow". Te naturalne emocje, przypływ adrenaliny, trzeba wykorzystywać i dalej nacierać. Przed meczem ligowym z Burton (5:0, dwa gole Grosickiego - red.) ustaliłem sobie cel i go wykonałem. Po pierwszym golu powtarzałem w głowie: mam jedną, musi być jeszcze druga bramka.

Kończy pan sezon najwcześniej ze wszystkich kadrowiczów, już 6 maja. To dobrze?

Ten sezon był długi, rozegrałem dużo meczów, przyda mi się złapać trochę oddechu. Na zgrupowaniu w Juracie (21-26 maja) będę świeżutki. Podporządkowałem wszystko żeby dobrze przygotować się do mistrzostw świata w Rosji. To dla mnie najważniejsze.

A po mundialu kolejna próba zmiany klubu?

Trudno powiedzieć. Jestem w najlepszym wieku dla piłkarza, żeby czegoś jeszcze spróbować. Przestałem jednak żyć tym, co będzie jutro. Hull to mój klub, tu zarabiam pieniądze. Ostatnie miesiące pokazały, że w życiu różnie bywa. Dlatego odpowiem tak: szanuje miejsce, w którym jestem. A co będzie w przyszłości, to zobaczymy.

ZOBACZ WIDEO Kapitalna bramka Naldo! Derby Zagłębia Ruhry dla Schalke [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: