Kuba Cimoszko: Arvydas Novikovas - piłkarz, który budzi emocje (komentarz)

WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Arvydas Novikovas
WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Arvydas Novikovas

Jagiellonii nie szło, ale wtedy pojawił się on i wypracował 3 gole. Genialny występ zdołał jednak popsuć głupio zmarnowanym karnym. Mecz z Koroną (3:0) pokazał całe oblicze Arvydasa Novikovasa - piłkarza, którego można kochać lub nienawidzić.

Końcówka meczu Jagiellonii z Koroną, sędzia dyktuje rzut karny. Do piłki podchodzi Arvydas Novikovas, który tego dnia zaliczył wejście smoka. Spokojnie ustawia futbolówkę, odmierza rozbieg, po czym spogląda na bramkarza i rusza. Uderza efektownie, podcinką a'la Panenka. Problem w tym, że golkiper jednak ani drgnął, więc bez problemu złapie piłkę.

Po wszystkim skrzydłowy białostoczan tylko się uśmiechnął. Nic dziwnego - on nie jest z tych co się załamują. Zresztą za chwilę i tak zdobył gola.

- Było 2:0 więc czemu nie spróbować. Byłem pewny, że bramkarz pójdzie w którąś stronę, ale niestety. Nie tylko mi coś takiego się przytrafiło. Czasami zawodnik strzela w jedną lub drugą stronę i też bramki nie ma, więc czemu nie uderzyć tak, jak to zrobiłem? To jest tylko ekstraklasa - tłumaczył po meczu całą sytuację ze znanym sobie luzem.

Ta pewność siebie nierzadko irytuje białostockich kibiców. "I love this game!” - powtarza 27-latek, który lubi bawić się futbolem. Mecz to dla niego show. Idzie w drybling między kilku rywali, wybiera niekonwencjonalne zagrania, często stara się wprowadzić w swoją grę odrobinę piękna znanego z najsłynniejszych stadionów świata. A w międzyczasie potrafi zniknąć na jakiś czas, nie wrócić się do obrony, odpuścić walkę z rywalem. Chociaż to wszystko często kosztuje go sporą krytykę, on się nie poddaje. - To jest mój styl - mówi pomocnik Jagi.

Trudno nie przyznać, że Litwin czasem gra zbyt indywidualnie. Chwilami bywa wręcz nonszalancki, nie dostrzega partnerów. Potrafi wtedy uderzyć z zaskoczenia, czym przyniesie pożytek dla drużyny, a wtedy fani są gotowi nosić go na rękach. Tak jak podczas akcji na 2:0 w pojedynku z Koroną, kiedy wszyscy oczekiwali, że "Ara" poda lepiej ustawionym kolegom. On zdecydował się jednak na strzał z gorszej pozycji. Gdyby nie trafił pewnie wylałaby się na niego fala krytyki, że znowu miał "klapki na oczach". Ale on strzelił nie do obrony. - Trzeba wierzyć w siebie i być pewnym swoich umiejętności, a wtedy wszystko wychodzi - podkreśla.

Po porażce z Górnikiem (1:2) na początku rundy mistrzowskiej białostoccy fani wręcz domagali się posadzenia Litwina na ławce. Po kieleckim show nikt nie wyobraża sobie jednak, że w kolejnych meczach "Arviego" mogłoby zabraknąć w jedenastce. W obecnym sezonie przebojowy skrzydłowy pokonywał już ekstraklasowych bramkarzy dziewięć razy. Ośmiokrotnie zaliczał ostatnie podanie przy golach kolegów. Nikt nie ma równie dobrych liczb w ekipie żółto-czerwonych. To on jest teraz ich główną nadzieją na poprowadzenie Jagi do historycznego mistrzostwa. - Co będzie dalej? Zobaczymy. Postaramy się grać tak dalej. Będziemy robić wszystko, aby wygrać każdy kolejny mecz - deklaruje.

Mimo różnych opinii, fakty są po jego stronie. Jesienią wielokrotnie ciągnął grę białostoczan, w obecnej rundzie także jest nieoceniony. Kiedy zabrakło go w Lubinie z powodu żółtych kartek, koledzy kompletnie nie mieli pomysłu na ofensywę. Sytuacja powtórzyła się w Kielcach, ale tam mógł wejść na boisko i odmienić losy spotkania. - Byłem obrażony sam na siebie, może troszkę też na trenera, ale to była jego decyzja, którą respektuję. Wcześniej grałem bardzo dobrze, ale ostatnio miałem dwa mecze, w których radziłem sobie nie najlepiej. Czasem ktoś musi dać mi w łeb, żebym znowu grał normalnie - przyznaje na koniec Novikovas z niezwykłą szczerością.

ZOBACZ WIDEO Borussia bezlitosna dla Bayeru, kapitalna technika 18-letniego Jadona Sancho [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: