Półfinał LM 2018. Jak Liverpool pokonał Romę dzięki nogom ze spaghetti

Na stadionie olimpijskim w Rzymie Bruce Grobbelaar zrobił sztuczkę, która dała Liverpoolowi zwycięstwo z Romą i czwarty tytuł najlepszej drużyny w Europie. 21 lat później inspirował się nią Jerzy Dudek w Stambule, a "The Reds" pokonali AC Milan.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Bruce Grobbelaar Getty Images / Na zdjęciu: Bruce Grobbelaar
Zanim doszło do słynnych karnych w Stambule, które w 2005 roku dały Liverpoolowi piąty i na razie ostatni triumf w Pucharze oraz Lidze Mistrzów, Jamie Carragher powiedział do naszego bramkarza: "Zrób coś nietypowego, wywieraj na nich presję. Zrób coś jak Bruce Grobbelaar!". Jerzy Dudek posłuchał i przeszedł do historii futbolu.

Właśnie słynny bramkarz z Zimbabwe w finale Pucharu Mistrzów z AS Romą, 30 maja 1984 roku (tymczasem obie drużyny zagrają ze sobą we wtorek w półfinale Ligi Mistrzów), wymyślił sposób dekoncentracji rywala, który został ochrzczony jako "chwiejne kolana" albo "nogi ze spaghetti".

Po 120 minutach gry na Stadionie Olimpijskim w Rzymie był remis 1:1. Agresywną włoską publiczność tak opisał Kenny Dalglish w swojej autobiografii: "Idąc po boisku przed pierwszym gwizdkiem, nie mieliśmy wątpliwości, że znajdowaliśmy się w środku ich fortecy i że są gotowi zrobić wiele, łącznie z użyciem przemocy, żeby bronić swojego terytorium".

Tamten mecz z pewnością był czymś więcej niż tylko kolejnym mniej lub bardziej wspaniałym finałem. Wielu Brytyjczyków nazwało go wstępem do tragedii na Heysel. Rok później fani "The Reds" doprowadzili do wielkiej tragedii w stolicy Belgii. Zginęło wówczas 39 kibiców Juventusu. Włochów. Ale pod koniec maja 1984 roku wielu Brytyjczyków zostało potraktowanych w Rzymie bardzo brutalnie. 45-letni kibic został dźgnięty nożem, na Anglików polowali bandyci na skuterach, rzucający w nich czym popadnie. Po Wiecznym Mieście chodzili zakrwawieni jak jakieś Zombie po tym, jak Włosi rozbijali im na głowach butelki. Autobusy z przyjezdnymi miały powybijane szyby, wszędzie leżały cegłówki.

ZOBACZ WIDEO "Damy z siebie wszystko" #21. Półfinał LM 2018. Pojedynki Lewandowskiego z Ramosem to niesamowita historia

John Foot, autor książki "Calcio", zaznacza, że w żaden sposób nie może być to usprawiedliwienie tego, co stało się rok później, można to jednak traktować jako wyjaśnienie tej niespotykanej wrogości kibiców Liverpoolu do Włochów. W każdym razie podczas meczu Anglicy mieli poczucie krzywdy. Trochę wynagrodził im wszystko przebieg meczu.

Zadecydowały jedenastki. Do pierwszego karnego podszedł Steve Nicol. Młody Szkot strzelił nad poprzeczką. Za chwilę dla Romy trafił Agostino Di Bartolomei. Kapitan drużyny, który po zakończeniu kariery wpadnie w depresję i dokładnie na 10. rocznicę meczu wyjdzie na balkon swojego domu, przyłoży do klatki piersiowej świeżo wyczyszczony pistolet Smith & Wesson, kaliber 38, i naciśnie na spust.

Ale teraz kibice Liverpoolu byli w piekle. Przecież Franco Tancredi uchodził za najlepszego specjalistę od jedenastek w Serie A, a Bruce Grobbelaar nigdy nie bronił karnych. Był niezłym bramkarzem, niektórzy twierdzili, że jednym z najlepszych w tamtych czasach, ale miał swoje wady. W poprzedniej edycji właśnie przez jego błąd Liverpool odpadł z Widzewem. Trener Żmuda mówił swoim piłkarzom, że jest słabym punktem Liverpoolu, bo zdarza mu się wypuszczać piłkę. Dlatego trzeba stać w pobliżu. Ale Liverpool po klęsce z łódzkim zespołem się podniósł i rok później dotarł do finału. Już z nowym-starym trenerem, bo Paisleya zastąpił Joe Fagan. Obaj byli najbliższymi współpracownikami Billa Shankly'ego. Najpierw rządy przejął Paisley, a Fagan po nim. Został na dwa lata aż do finału na Heysel.

Moment oddechu dał wszystkim Phil Neal, który strzelił bezbłędnie, zaś Bruno Conti uderzył nad poprzeczką. Po dwóch seriach było 1:1. Potem trafił Ian Rush i wtedy swój dziwaczny show zrobił bramkarz Liverpoolu. Stanął na linii i zaczął bujać się na nogach, jakby nie był w stanie utrzymać równowagi. Do piłki podszedł Francesco Graziani. Co ciekawe, napastnik Romy miał przecież strzelać pierwszego karnego, ale zamienił się z Di Bartolomeim. Jakby nie był pewny siebie. A przecież miał na koncie ponad 60 meczów w kadrze narodowej, złoty medal mundialu sprzed dwóch lat. A teraz po prostu uderzył nad poprzeczką!

Teraz jeszcze tylko trafić musiał Allan Kennedy.
- O nie, to Barney - westchnął Kenny Dalgslih do Craiga Johnstona, gdy zobaczył kolegę idącego do piłki.

Fagan krzyknął tylko: - Hej, dasz radę Barney Rubble!
Ale zawodnik nie był przekonany: - Nigdy w życiu nie strzeliłem karnego.

Nie wiadomo, ile w tym prawdy, ale piłkarze często powtarzali, że Kennedy, podobny do Barneya z Flinstonów, na 100 prób z jedenastek, nie trafia 100 razy.

Co to za droga. Po debiucie tego piłkarza w Liverpoolu ówczesny trener Bob Paisley skomentował: "Zabili nie tego Kennedyego". A potem, w 1981 roku, strzał tego zawodnika z Realem Madryt dał Liverpoolowi trzeci tytuł najlepszej europejskiej drużyny. A teraz mógł dać czwarty. Nie strzał Graeme Sounessa czy Kenny'ego Dalglisha, największych gwiazd tamtej drużyny, albo wschodzącej gwiazdy Iana Rusha, ale właśnie lewego obrońcy, który w swojej karierze ledwie dwa razy zagrał w kadrze narodowej.

- Hej, strzelisz to Barney, dasz radę! - krzyknął któryś z zawodników, powtarzając słowa Fagana.
- No tak, tak, żaden problem - odparł Kennedy, jakby nie wierząc, że takie słowa w ogóle wychodzą z jego ust.

Strzelił pewnie, Tancredi nie miał żadnych szans. Liverpool zdobył swój czwarty tytuł mistrza Europy. Rok później było Heysel i Anglicy na lata zniknęli z europejskich rozgrywek. Gdy odzyskali należne miejsce, piłka nożna, opanowana przez pieniądze z telewizji, z prawem Bosmana i unijnymi regulacjami dotyczącymi zatrudniania, była już zupełnie inną dyscypliną sportu. W finale, w Stambule, w wyjściowej jedenastce było zaledwie 3 zawodników z Wysp Brytyjskich. O 7 mniej niż 21 lat wcześniej w Rzymie.

Kto awansuje do finału Ligi Mistrzów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×