Tu "Ecik" strzelał gole, a Ruch Radzionków ośmieszał gigantów. Stadionu już nie ma, będą sklepy
Trzecioligowy Ruch Radzionków dziś już nie myśli o powrocie do Ekstraklasy. Najpierw chce mieć nowy dom. Ten, na którym w latach 90. rodziła się piękna historia, został sprzedany i zburzony. Tekst powstał w ramach akcji #ŚląskiTydzień w WP.
Niedawno w tym samym miejscu nie było słychać młotów, koparek i ciężarówek. Zamiast tego po okolicznych blokowiskach roznosił się doping, okrzyki radości po strzelonych golach, ale też i rozczarowania po straconych bramkach lub zmarnowanych okazjach. Nie było murów - były trybuny, klubowy budynek i piękna murawa. To wszystko zaczęło znikać w lipcu tego roku. W kilka tygodni wyburzono niemal wszystko. Kolejne pokolenia zapewne nie będą wiedzieć, że to tutaj grał Ruch Radzionków. Klub mały, ale dumny. Skromny, ale groźny dla każdego. Klub, który w drugiej połowie lat 90. zdobył serca kibiców w całej Polsce.
Gdy Ruch grał, Radzionków zamieniał się w wymarłe miasto
- Na tym stadionie przeżyłem jedne z najpiękniejszych chwil w życiu. Mecz Ruchu na własnym stadionie był dniem świętym. Wesele kolegi, impreza rodzinna czy randka z dziewczyną schodziły na dalszy plan. Na "Cidrach" trzeba było być, choćby się świat walił. Nie wyobrażałem sobie, by nie zobaczyć kolejnych bramek Mariana Janoszki. Jak oni wtedy pięknie grali... - wspomina 40-letni dziś Dariusz Werner, kibic, który na Ruch zaczął chodzić w latach 80., gdy klub tułał się po lidze okręgowej.
Radzionkowianie w I lidze (obecnej Ekstraklasie) zadebiutowali w 1998 roku. Ligowi rywale patrzyli na Ruch z politowaniem, bo niby jak nieznany dotąd klub miałby postraszyć Wisłę Kraków, Widzewa Łódź, Legię Warszawa czy Lecha Poznań? Uśmieszki jednak szybko zniknęły i zamieniły się w strach. W pierwszej kolejce do Bytomia (stadion znajdował się na terenie tego miasta) przyjechał Widzew. Zespół pełen gwiazd (w składzie znaleźli się m.in. Tomasz Łapiński, Dariusz Gęsior, Radosław Michalski, Maciej Terlecki czy Artur Wichniarek). Radzionkowianie zszokowali całą Polskę, rozbijając późniejszego wicemistrza kraju aż 5:0.
Ruch w tym samym sezonie na własnym stadionie zafundował srogie lanie także Lechowi (4:1) i ŁKS-owi Łódź (4:0). Przed własną publicznością przegrał tylko raz - z Legią Warszawa, po zaciętym spotkaniu. Goście przegrywali do 65. minuty, a zwycięskiego gola zdobyli dopiero cztery minuty przed końcem meczu.- Często trybuny pękały w szwach. Wiele osób wcześniej kupowało bilety, aby potem uniknąć wielkich kolejek przed kasami. Przyjeżdżali do nas z okolicznych miast, a sam Radzionków w dniu meczu przypominał wymarłe miasto. Kiedy na ulicach robiło się pusto, wiadomo było, że swój mecz gra Ruch. Na trybunach panowała rodzinna atmosfera. Przychodziły całe rodziny i tak też było u mnie. Z ojcem skupialiśmy się na tym, co dzieje się na boisku i na dopingowaniu "Cidrów". Mama pilnowała siostry i na trybunach plotkowała ze znajomymi - opowiada Dariusz Werner.
Radzionków to niewielkie miasteczko, które dziś ma 16 tys. mieszkańców. Jest kościół, są sklepy, kilka barów i restauracji, park Księża Góra, centrum kultury i to w zasadzie wszystko. Młodzi ludzie atrakcji muszą szukać w pobliskich miejscowościach. Starsi cenią sobie ciszę i spokój, które tutaj panują. Tak samo było w latach 90. Dlatego mecze przy Narutowicza były dla wszystkich odskocznią, świętem i zetknięciem się z wielkim piłkarskim światem.
Transfery za półtusze i kiełbasę
Ruch tamtych czasów miał dwie wielkie gwiazdy. Jedną na boisku, a drugą poza nim. To Marian Janoszka i Paweł Bomba. Bez nich nie byłoby wielkich "Cidrów", awansu do I ligi, pogromu nad Widzewem oraz szóstego miejsca w debiutanckim sezonie.
NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., KTÓREGO PIŁKARZA KUPIONO ZA... MIĘSO, A KTÓREGO ZA KIEŁBASĘ, CO ZINEDINE ZIDANE USŁYSZAŁ OD MARIANA JANOSZKI I GDZIE OBECNIE ROZGRYWA MECZE RUCH.