"Zawodnik nie świadczy pracy. Zwalniamy go dyscyplinarnie" - Zdzisław Bik, który wspiera finansowo Ruch, zdecydował, że nie zapłaci Santiago Villafane za trzy miesiące kontraktu w klubie: kwiecień, maj i czerwiec. Postanowił tak w połowie maja tego roku. Piłkarz był wtedy w Argentynie, kilka dni wcześniej jego kilkumiesięczny syn przeszedł operację serca. Drugi już nie żył.
Bliźniacy - Dante i Leon, przyszli na świat pod koniec grudnia 2017 roku. Leon zmarł 2 marca z powodu problemów z oddychaniem. Chłopcy urodzili się z genetyczną wadą płuc już w szóstym miesiącu ciąży. Leon nie był w stanie rozwijać się prawidłowo, Dante miał więcej szczęścia. Ale nadal, choć minął już prawie rok, nawet na jeden dzień nie wyszedł ze szpitala.
Lekarze zrobili Dante otwór na przedniej powierzchni szyi prowadzący do tchawicy i wprowadzili rurkę tracheostomijną. Chłopiec jest podłączony do respiratora, dzięki temu w ogóle oddycha. Odłączenie go od maszyny skutkowałoby śmiercią.
Dante musiał przejść operację, rokowania nie były optymistyczne. Specjaliści dali mu dwadzieścia procent szans na przeżycie. Ze względu na podłączenie dziecka do aparatury nawet przetransportowanie go do innej kliniki stanowiło ogromne wyzwanie. A Villafane z żoną Niną musieli szukać synowi innego szpitala w Buenos Aires. Ten, w którym Dante się urodził, nie miał odpowiedniego sprzętu.
Pełne wsparcie klubu. Do czasu
Stan zdrowia chłopca nie poprawiał się, było tak źle, że w zasadzie w każdej chwili mógł umrzeć. Żona pisała: "Mam dość. Nie jestem w stanie już tego ciągnąć".
Villafane, piłkarz Ruchu Chorzów, po meczu z Pogonią Siedlce pod koniec kwietnia 2018 roku poprosił trenera Dariusza Fornalaka o rozmowę. Powiedział wprost, że musi jechać do Argentyny ratować drugie dziecko.
Trener nie robił problemów. "Nic nie mów, jedź. Czekamy na ciebie" - odpowiedział.
Na zewnątrz wszystko wyglądało tak, jak powinno. Koledzy z boiska wyszli na boisko z napisem "Estamos con vos" (jesteśmy z tobą), kibice przygotowali oprawę, pracownicy Ruchu wspierali wiadomościami i wydawać się mogło, że Villafane nie musi martwić się o przyszłość. Miał prawo odczuwać pełne wsparcie klubu.
Zwłaszcza, że Argentyńczyk był ważnym zawodnikiem drużyny. Do Ruchu trafił latem 2017 r., szybko wywalczył miejsce w składzie. W rundzie jesiennej rozegrał czternaście meczów, w wiosennej cztery, tuż przed wyjazdem do ojczyzny. Rozgrywał mecze jeszcze w kwietniu.
"Sam pan płać"
W połowie maja, trzy tygodnie po rozmowie zawodnika z Fornalakiem, szkoleniowiec i inni pracownicy klubu jakby zapomnieli o wsparciu dla piłkarza. Bik zwołał zebranie. Zaprosił dziesięć osób, między innymi trenera, prezesa, wiceprezesa i członków Rady Nadzorczej.
Biznesmen, od niedawna przewodniczący Rady Nadzorczej klubu, to przede wszystkim prezes grupy kapitałowej Fasing zajmującej się produkcją sprzętu górniczego dostarczanego do prawie pięćdziesięciu krajów na całym świecie. Jego firma jest głównym sponsorem klubu. To Bik ma w Ruchu najwięcej do powiedzenia, zwłaszcza jeżeli chodzi o finanse.
Wiedział, że zawodnik znalazł się w tragicznej sytuacji życiowej i że jego kontrakt i tak kończy się w czerwcu. Grzegorz Kapica, były dyrektor sportowy klubu, wspomina reakcję Bika. - Na zebranie przyszedł z podjętą decyzją. Powiedział, że zawodnik nie świadczy pracy i należy zwolnić go dyscyplinarnie. I nie będzie mu płacił - opowiada. Ostatecznie umowa nie została rozwiązana przedwcześnie, ale piłkarz pieniędzy nie zobaczył.
Nikt z obecnych na spotkaniu pracowników Ruchu nie dyskutował, w sali zrobiło się cicho. W końcu Kapica nie wytrzymał. Był zaskoczony decyzją Bika, wstawił się za piłkarzem i dopytywał, czy w tych szczególnych okolicznościach Villafane nie może zostać potraktowany wyjątkowo.
W pamięci utkwiło mu jedno zdanie. - Pan Bik powiedział mi dokładnie tak: widzę, że ma pan dużo pieniędzy, to może niech mu pan sam zapłaci - opowiada były znakomity piłkarz, niegdyś król strzelców polskiej ekstraklasy. Dwa tygodnie po tej rozmowie Kapica otrzymał wypowiedzenie.
Kilka miesięcy po zdarzeniu nadal nie może uwierzyć, jak tak można było potraktować będącego w potrzebie człowieka. - Jak widać, życie noworodka wycenia się w Chorzowie na 3200 euro - załamuje ręce.
Mniej więcej tyle miesięcznie zarabiał w Ruchu Villafane. W przeliczeniu na złotówki: około piętnaście tysięcy złotych. Za trzy miesiące, wliczając podatek VAT, Ruch powinien zapłacić piłkarzowi ok. 60 tysięcy zł (Villafane był w klubie zatrudniony na umowę B2B, tzw. działalność gospodarczą).
Zadzwoniliśmy do sekretariatu firmy Zdzisława Bika chcąc porozmawiać o sprawie Villafane. Pracownica biura powiedziała, że poinformuje szefa o naszej prośbie. Niestety, nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Próbowaliśmy skontaktować się z Bikiem dzwoniąc na jego prywatny numer i wysyłając wiadomość SMS. Również bezskutecznie.
Proces trwa
Pocieszające jest jedynie to, że Villafane i jego rodzina się nie poddali. Piłkarz jest opanowany, imponuje spokojem i pozytywną energią. Cieszy się, że stan zdrowia Dante poprawia się. Uważa, że podjął dobrą decyzję wracając do Argentyny, bo być może pomogło to dziecku przetrwać krytyczny moment. Jest szansa, że chłopiec niedługo opuści szpital. Powoli także zawodnik staje na nogi. Villafane od miesięcy trenuje samodzielnie i zapewnia, że już wkrótce będzie gotowy podpisać kontrakt z nowym klubem. Chciałby jeszcze zagrać w Polsce. Pobyt na Śląsku wspomina bardzo dobrze, nie ma żalu do klubu.
- Czy jestem zły? Nie. Ja po prostu chciałbym odzyskać moje pieniądze, są mi potrzebne. A przecież nie mówimy o milionach. Wystarczyło mi tylko powiedzieć, że klub ma problemy finansowe, że wypłata zaległości może się opóźnić, cokolwiek. Naprawdę bym zrozumiał. Ludzie w Ruchu byli dla mnie bardzo dobrzy, wspierali mnie. Kibice zrobili dla mnie oprawę, chłopaki z szatni przygotowali koszulki - mam te zdjęcia w telefonie, dodawały mi sił. Ja się czułem tam jak w domu. Żonie też było w Polsce dobrze - opowiada nam piłkarz.
Zawiodło porozumienie na linii zawodnik - władze klubu. Villafane nie rozumie, dlaczego. - Do nowego prezesa Ruchu dzwoniłem wiele razy, wysyłałem wiadomości. Nie odpowiedział. Bardzo szanuję pracę, swój zawód, ja w Ruchu chciałem grać dalej, ale ratowanie życia mojego dziecka było dla mnie najważniejszą sprawą na świecie. Myślę, że każdy to rozumie - mówi Argentyńczyk.
Sprawę Villafane rozstrzyga Piłkarski Sąd Polubowny. 5 grudnia odbyła się pierwsza rozprawa. Sąd uznał, że Ruch musi zapłacić zawodnikowi połowę kwoty, czyli ok. 30 tys zł. To wyrok pierwszej instancji, na razie nie jest uzasadniony. Przedstawiciele klubu stoją twardo przy swoim. Argumentują w piśmie procesowym, że piłkarz "nie wykonywał usług, mimo że był do tego fizycznie zdolny", dlatego "wynagrodzenie mu się nie należy".
Z jednej strony klub nie chce płacić, z drugiej od początku godził się na wyjazd zawodnika do Argentyny. Adwokat zawodnika Jędrzej Niklewicz wyjaśnia.
- W pisemnych oświadczeniach klub przyznawał, że wiedział o wyjeździe zawodnika oraz o tragicznych okolicznościach będących jego przyczyną. Santiago cały czas pozostawał w kontakcie z przedstawicielem klubu, był zapewniany o wsparciu ze strony Ruchu. Nie otrzymał z klubu żadnego oświadczenia o rozwiązaniu kontraktu, karze dyscyplinarnej lub innej decyzji. Po prostu klub przestał wypłacać mu wynagrodzenie. Nieoficjalnie wiemy, że sąd zasądził na rzecz Santiago połowę dochodzonej kwoty. Jakie były motywy wyroku dowiemy się z uzasadnienia, które powinniśmy niebawem otrzymać. Santiago domaga się od Ruchu zapłaty wynagrodzenia za kwiecień, maj i czerwiec 2018 roku - tłumaczy adwokat.
Piłkarz od kwietnia pozostaje bez pensji, a od czerwca bez pracy. Ruch po dwóch spadkach, z ekstraklasy i z I ligi, do upadku sportowego dokłada jeszcze jeden: moralny.
*
Santiago Villafane jest wychowankiem Boca Juniors, grał między innymi w drugiej drużynie Realu Madryt, FC Midtjylland, kilku greckich klubach, chorwackim RNK Split i bułgarskim FK Montana. Do Polski trafił po namowach Krzysztofa Warzychy, legendy Panathinaikosu Ateny i Ruchu, który w Chorzowie pracował najpierw jako trener, a później był asystentem. Argentyńczyk podpisał kontrakt na jeden sezon, jego umowa wygasła z końcem czerwca 2018 roku. Od momentu zawarcia kontraktu Villafane wyjechał do Argentyny dwa razy: w lutym na dwa tygodnie pochować syna Leona i po meczu z Pogonią Siedlce (0:6) 23 kwietnia. Dla klubu zagrał w 18 meczach.
Sprostowanie:
W związku z opublikowanym w dniu 11 grudnia 2018 roku artykułem, wskazujemy, iż zawiera on nieprawdziwe treści dotyczące Spółki Fabryki Sprzętu i Narzędzi Górniczych S.A. oraz osoby pełniącej funkcję Prezesa Zarządu Pana Zdzisława Bik i relacji Spółki ze Spółką Ruch Chorzów S.A.
Nieprawdziwe są następujące informacje:
"Biznesmen, od niedawna przewodniczący Rady Nadzorczej klubu to przede wszystkim prezes grupy kapitałowej Fasing zajmującej się (...). Jego firma jest głównym sponsorem klubu" ponieważ:
1. Spółka Fabryki Sprzętu i Narzędzi Górniczych Grupa Kapitałowa FASING S.A. jest spółką, której akcje notowane są na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie, a pełniący funkcję Prezesa Zarządu Pan Zdzisław Bik nie jest akcjonariuszem Spółki jak też nie posiada udziałów lub akcji w podmiotach posiadających akcje Spółki.
2. 2. Spółka Fabryki Sprzętu i Narzędzi Górniczych nie jest sponsorem klubu sportowego Ruch Chorzów prowadzonego przez Spółkę "RUCH" Chorzów S.A.
Wiceprezes zarządu, dyrektor ds. technicznych mgr Zofia Guzy
To normalne.