W tym sezonie Kulenović miał być tylko uzupełnieniem składu Legii, a już jedenaście razy zagrał w pierwszej drużynie. Napastnik liczył na szansę, ale nie spodziewał się regularnej gry. Zwłaszcza, że rok wcześniej po transferze z akademii Dinama Zagrzeb grał w zespole rezerw Legii w III lidze i występował w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Dlatego polski klub wypożyczył go na rok do Juventusu. Tam piłkarz grał w zespole Primavery, odpowiednika nieistniejącej już w Polsce Młodej Ekstraklasy.
W Turynie wiele się nauczył, najwięcej podczas treningów z pierwszą drużyną. Choć na początku nie chciał tam iść, wstydził się. - Stres był ogromny, bo najbardziej obawiałem się tego, że coś mi nie wyjdzie, że źle wykonam ćwiczenie i wszyscy wybuchną śmiechem. Bałem się kompromitacji - wspomina Kulenović.
Na treningi seniorskiej drużyny Juventusu przychodził przynajmniej dwa razy w tygodniu. Żaden z graczy Primavery nie był tam zapraszany tak często. Kulenović trafił na legendy: Giorgio Chielliniego i Gianluigiego Buffona. Ćwiczył też między innymi z Gonzalo Higuainem, Paulo Dybalą i Mario Mandzukiciem. - Na początku paraliżowało mnie samo kopnięcie piłki, ale szybko to uczucie minęło. Nawet jak coś popsułem, to chłopaki raczej mnie pocieszali, dodawali otuchy. Czułem wsparcie, nikt mnie nie oceniał, dlatego szybko się przełamałem - komentuje.
Kulenoviciowi najwięcej pomógł jego rodak Mandzukić. - To mój idol. Zawsze mówiłem, że Chorwacja nie będzie miała już takiego napastnika - opowiada 19-latek. - Z Mario zostawaliśmy często na indywidualne treningi dla napastników. Brał mnie na stronę, pokazywał i mówił, jak powinienem się zastawiać, jaką techniką uderzać piłkę, jak zachowywać się w polu karnym na bliższym i dalszym słupku - opowiada piłkarz.
Jak twierdzi, Mandzukić to napastnik w jego typie. - Higuain też jest świetny, ma niemal perfekcyjne wykończenie, byłem pod wrażeniem, z jakich pozycji strzelał gole. Ludzie mówią jednak, że stylem gry bardziej przypominam Mario - porównuje zawodnik.
ZOBACZ WIDEO Sandro Kulenović o treningach w Juventusie: Dla młodego chłopaka to coś wyjątkowego
Sporo czasu poświęcił na udoskonalanie rzutów karnych. Wojciech Szczęsny nie mógł go rozgryźć. - Wojtek zawsze chętnie zostawał i bronił nasze strzały, bardzo trudno było go pokonać. Raz był pewien, że na cztery karne nie trafie przynajmniej jednego. Był mocno zdziwiony, kiedy cztery razy wyciągał piłkę z bramki. Przyznał wtedy, że naprawdę dobrze wykonuje ten element gry. I pochwalił mnie w końcu za osiągnięcie na boisku. Wcześniej mówił tylko, że dobrze mówię po polsku - uśmiecha się Kulenović.
Na debiut w pierwszej drużynie Juventusie nie miał szans. W zespole do lat 19 zagrał 22 razy i strzelił sześć goli. - Wyjazd do Włoch dał mi wiele pod względem mentalnym. Nauczyłem się bycia cierpliwym, a na boisku przestałem się spieszyć. Gram z chłodną głową, tracę mniej piłek i jestem bardziej skoncentrowany - mówi.
Po powrocie z Włoch liczył na debiut w Legii. Ale na niewiele więcej. Przełomowy był dla niego mecz z Jagiellonią Białystok, w którym strzelił pierwszego gola. Może nie była to piękna bramka, Kulenović dobił strzał kolegi, uderzył głową z dwóch metrów i trafił do pustej bramki. Ważne jednak, że uratował remis 1:1. Później zawodnik dostawał coraz więcej szans od Ricardo Sa Pinto. Wyszedł w pierwszym składzie w spotkaniu z Zagłębiem Lubin w ekstraklasie, a z Chrobrym Głogów w Pucharze Polski grał 90 minut.
- Nie spodziewałem się, że w grudniu będę miał jedenaście meczów w pierwszej drużynie. Trener Ricardo Sa Pinto mi zaufał, czuje jego wsparcie i chce się odwdzięczyć. Nie wiem, kto podjął decyzję żebym wrócił do Warszawy, ale nie narzekam, jest mi tu bardzo dobrze. Mam nadzieję, że pójdę śladem mojego idola, Mario Mandzukicia - kończy Kulenović.
W sobotę (15 grudnia) ma szansę na kolejny występ. Legia gra z Piastem, początek meczu o godzinie 20.30.
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)