Trener Sampdorii Marco Giampaolo ma nosa. Jego zespół bez przekonania zaczął pierwszą połowę, dał się zdominować czerwonej latarnii z Werony i przebudził się dopiero po 30 minutach gry. Notował, notował w swoim zeszycie i oświeciło go w przerwie. Wpuścił na boisko Gastona Ramireza, a ten wygrał mu mecz. Dzięki temu Blucerchiati utrzymali się w czubie tabeli i wciąż mogą realnie marzyć o europejskich pucharach.
Gospodarze zaczęli strzelanie dopiero w drugiej połowie, właśnie po wejściu Ramireza. Urugwajski pomocnik najpierw dobrze wykorzystał rzut wolny po faulu na Karolu Linettym. Polak próbował wyprowadzić atak i śmiało zmierzał w kierunku pola karnego rywali. Próbował obrócić się z piłką, a wtedy nieprzepisowo zblokowali go Perparim Hetemaj i Mattia Bani. Ramirez wykorzystał sytuację i dograł do Fabio Quagliarelli. Doświadczony napastnik pokazał władzom Sampdorii, że przedłużenie z nim kontraktu do czerwca 2020 roku było bardzo dobrą decyzją. 35-latek uderzeniem piętą wykorzystał dośrodkowanie i strzelił 11 gola w tym sezonie Serie A. Stefano Sorrentino dał się zaskoczyć i było 1:0 dla Sampy. Zdecydowany kandydat do bramki rundy jesiennej.
Minęło lekko ponad dziesięć minut i Genua świętowała już drugie trafienie. Tym razem Urugwajczyk bezpośrednio trafił do siatki. Przy dośrodkowaniu z lewej strony od Nicoli Murru zachował się niczym rasowy napastnik. Umiejętnie dostawił nogę, zmienił tor lotu piłki i przechytrzył Sorrentino. Gospodarze zapewnili sobie dość przyzwoitą zaliczkę. I podłamali nastroje walczącego o utrzymanie Chievo.
Zawodnicy z Werony pod wodzą Domenico Di Carlo nie wygrali jeszcze meczu. Bilans nowego szkoleniowca w Chievo to pięć remisów i dwie porażki. Zespół wciąż czeka na pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i z dorobkiem pięciu punktów okupuje dno tabeli Serie A.
Mimo obiecującego początku nie udało im się wywalczyć w Genui choćby jednego punktu. W pierwszych minutach piłkarzom Chievo udało się zdominować rywali. Do głosu często dochodził wtedy Mariusz Stępiński. Jednak najpierw nie zrozumiał się z partnerem i zostawił mu piłkę zamiast uderzać z dystansu. Potem nie był gotowy do uderzenia głową po dośrodkowaniu ze skrzydła. Napastnik jednak rozegrał cały mecz, nie to co jego rodak i kolega z zespołu, Paweł Jaroszyński. Były piłkarz Cracovii grał do 66. minuty, potem został zmieniony przez Fabio Depaolego.
Po stronie Sampdorii z kolei bardzo dobrze radził sobie Linetty. Pomocnik często udanie wyprowadzał ataki swojego zespołu. Imponował przechwytami i szybkością przy rozgrywaniu ataków. W końcu to on zmusił rywali do faulu, po którym padł pierwszy gol dla Blucerchiatich. Bartosz Bereszyński nie znalazł się w kadrze meczowej, bo wciąż leczy uraz mięśniowy. Z kolei Dawid Kownacki przesiedział całe spotkanie na ławce rezerwowych.
Polacy z Sampdorii mają jednak co świętować. Dzięki zwycięstwu nad Chievo utrzymali się w strefie pucharowej. Mało tego, awansowali na piąte miejsce i przeskoczyli Milan, nad którym mają teraz przewagę jednego punktu.
Sampdoria Genua - Chievo Werona 2:0 (0:0)
1:0 - Fabio Quagliarella 47'
2:0 - Gaston Ramirez 59'
Sampdoria:
Emil Audero - Jacopo Sala, Joachim Andersen, Omar Colley, Nicola Murru - Dannis Praet (87' Jakub Jankto), Albin Ekdal, Riccardo Saponara (46' Gaston Ramirez), Karol Linetty - Fabio Quegliarella, Gianluca Caprari (75' Gregoire Defrel).
Chievo: Stefano Sorrentino - Mattia Bani, Bostjan Cesar, Federico Barba - Mehdi Leris, Joel Obi (15' Perparim Hetemaj), Sofian Kiyine (71' Emanuele Giaccherini), Ivan Radovanović, Paweł Jaroszyński (66' Fabio Depaoli) - Mariusz Stępiński, Riccardo Meggiorini.
Żółte kartki: Andersen (Sampdoria) oraz Cesar (Chievo).
ZOBACZ WIDEO "Piłka z góry". Bunt piłkarzy w Manchesterze United. "To wszystko jest bardzo niegrzeczne"