Kolega zabrał historyczną szansę, powstrzymał go także Polak. Sześciu szczęśliwych kontra Robert Lewandowski

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

Manuel Neuer, broniąc karnego Lewandowskiego w Bundeslidze, prawdopodobnie pozbawił Polaka wykonania go później w finale LM. Niemiec jest jednym z sześciu bramkarzy, których kapitan reprezentacji Polski nie potrafił pokonać z jedenastu metrów.

Była 64. minuta spotkania Bayern Monachium - VfB Stuttgart (4:1). Sędzia odgwizdał faul i wskazał na rzut karny. Piłkę ustawił Robert Lewandowski. Wziął rozbieg, ruszył, uderzył. Ron-Robert Zieler rzucił się w przeciwną stronę, ale gola nie było. Futbolówka uderzyła bowiem tylko w słupek i wyszła w pole.

Niemiecki bramkarz nie odbił strzału, ale będzie mógł mówić, że nie dał się pokonać polskiemu napastnikowi z jedenastu metrów. Podobnie jak pięciu innych golkiperów. Oni zrobili jednak nieco więcej ku temu.

Bohater Robert. Tylko nie ten...

- Może gdyby Lewandowski wykorzystał rzut karny, to worek z bramkami by się otworzył. Na zgrupowaniu w Grodzisku Wielkopolskim milion karnych strzelał, wszystkie trafiał. A tym razem się pomylił - mówił Franciszek Smuda po meczu towarzyskim z Australią (1:2). To właśnie 7 września 2010 roku obecny kapitan kadry zmarnował "jedenastkę" po raz pierwszy w karierze. A tym, który go zatrzymał, był Adam Federici. Obecny golkiper Stoke City dokonał tego w 34. minucie wspomnianego spotkania i jak się później okazało, uratował swojej drużynie wygraną. Ponadto do dziś pozostaje jedynym, który odbił karnego Lewandowskiego w spotkaniach reprezentacji Polski.

ZOBACZ WIDEO AC Milan - SSC Napoli. To miało być starcie Piątek - Milik, a najlepszy był trzeci z Polaków

- Uderzyłem źle, zdarza się - powiedział po feralnym spotkaniu "Lewy". Wtedy jeszcze nie wiedział, że sytuacja powtórzy się po zaledwie 7 tygodniach. 27 października 2010 roku w drugiej rundzie Pucharu Niemiec Kickers Offenbach grał z Borussią Dortmund. Lewandowski po raz pierwszy wybiegł w podstawowym składzie ekipy z Zagłębia Ruhry. I to był wielki mecz Polaka, Roberta. Ale nie tego...

"Wulnikowski - bohater z Bieberer Berg". Tak magazyn "Kicker" zatytułował relację z tamtego spotkania. Bramkarz urodzony w Bydgoszczy bronił podczas tamtego wieczoru jak w transie. Świetnie odbił kilka strzałów gości, zachował czyste konto przez 120 minut. W rzutach karnych najpierw efektownie odbił uderzenie Lucasa Barriosa, zaś w czwartej serii nie dał się pokonać obecnej gwieździe Bayernu. "Lewy" strzelił wówczas nieudanie. Co prawda bardzo mocno, ale praktycznie w środek, po ziemi. - Przed meczem sprawdzałem w internecie jak piłkarze Borussi strzelają karne. Przydało się - tłumaczył swoją skuteczność Wulnikowski.

Kolega zabrał historyczny moment?

Tamto pudło "wyleczyło" Lewandowskiego z wykonywania "jedenastek" na ponad dwa lata. W końcu wrócił jednak do tej odpowiedzialności, nie mylił się przy kilku kolejnych podejściach. Zaczął to znów robić także w reprezentacji, a w Dortmundzie wydawał się najpewniejszym egzekutorem. Pokonał m. in. Diego Lopeza w słynnym starciu z Realem Madryt (4:1). Ale 4 maja 2013 roku nadszedł gorszy dzień. Borussia grała w Bundeslidze z Bayernem, na tablicy wyników było 1:1. W 60. minucie Robert miał okazję, by dać swojemu zespołowi prowadzenie. Manuel Neuer obronił jednak jego strzał z "wapna" i wyszło, że w ostatecznym rozrachunku uratował swojej drużynie punkt.

- Bramkarz mnie po prostu wyczuł. Pewnie gdybym podniósł piłkę, to nie miałby szans. Ale nie ma co nad tym myśleć - powiedział później nasz napastnik. Było się jednak nad czym zastanawiać, gdyż nie można wykluczyć, że przez interwencję dzisiejszego kolegi Lewandowskiemu uciekło przejście do historii. Kilkanaście dni później oba zespoły spotkały się bowiem w finale Ligi Mistrzów. "RL9" miał okazję, by zostać pierwszym Polakiem w dziejach, który strzeli w nim gola. W 68. minucie Nicola Rizzoli podyktował ekipie Juergena Kloppa "jedenastkę". Ale piłkę wziął Ilkay Guendogan i to on wyrównał rezultat meczu (przegranego później 1:2 - przyp. red.). - Nie strzelałem tego karnego, bo miałem problem z mięśniami - zapewniał jednak Robert, który do końca pobytu w Borussii trafiał już regularnie.

Zakończył serię, ale trafił na ławkę Pudłem "Lewy" przywitał się natomiast z Bayernem. 17 sierpnia 2014 roku w I rundzie Pucharu Niemiec Robert grał swój drugi oficjalny mecz w koszulce bawarskiego giganta i wciąż czekał na pierwszego gola. Preussen Muenster wydawał się idealnym przeciwnikiem, by go zdobyć. W bramce miał jednak Daniela Masucha, który przez 90 minut odbijał wszystkie strzały Polaka. I to mimo, że innym dał się pokonać aż cztery razy. Doświadczony bramkarz w trakcie swojej kariery zawodniczej obronił kilkanaście rzutów karnych. Ale to o tym z ostatniej minuty meczu w Munster może opowiadać szczególnie. Do dziś pozostaje bowiem jedynym golkiperem w historii, który złapał piłkę w pierwszym tempie po strzale Polaka z jedenastu metrów.

W kolejnych miesiącach Lewandowski nie mylił się w kadrze, był także coraz pewniejszy w klubie. 10 marca 2018 roku podczas meczu Hamburger SV (6:0) mógł się pochwalić serią 21 wykorzystanych rzutów karnych. Do 86. minuty. Wówczas nie udało mu się pokonać Christiana Mathenii, huknął nad poprzeczką. Co ciekawe, Polak zdołał się jednak zrehabilitować przy kolejnym podejściu w doliczonym czasie gry, czym ustalił wynik spotkania i odesłał golkipera na ławkę rezerwowych już do końca pobytu w Hamburgu.

Dotychczas Lewandowski wykonywał w swojej karierze 53 rzuty karne. Jego skuteczność wynosi niemal 89 proc.

Źródło artykułu: