Dariusz Tuzimek: Zamiast pochylić się nad klubem w kłopotach, uznali, że lepiej go deptać (felieton)

Newspix / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS / Na zdjęciu: Marek Jakubiak
Newspix / GRZEGORZ KRZYZEWSKI / FOTONEWS / Na zdjęciu: Marek Jakubiak

Oświadczenie Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa o bojkotowaniu produktów biznesmena, za to że chce pomóc Polonii Warszawa, to kolejny żenujący wybryk tych, którzy chcą zawłaszczać polski futbol tylko dla siebie.

Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa wydało kuriozalne oświadczenie. Ogłasza nim, że nie będzie współpracować z biznesmenem Markiem Jakubiakiem, z którym planowało wprowadzenie na rynek kibicowskiego piwa, bo przedsiębiorca... ma zamiar ratować czwartoligową Polonię Warszawa (więcej o tym przeczytasz TUTAJ). SKLW ostrzega jednocześnie, że jeśli Jakubiak zainwestuje środki w klub z Konwiktorskiej, będzie prowadzić szeroko zakrojoną akcję bojkotu produktów z firm związanych z biznesmenem. Ręce i nogi opadają...

Stowarzyszenie - chcące przecież uchodzić za poważne - używa w oświadczeniu sztubackiej ortografii, bo nazwę klubu Polonia celowo pisze z małej litery i strzela sobie samobója. I nie tylko sobie. Całej polskiej piłce. Każdy kolejny biznesmen, któremu ktoś zaproponuje inwestowanie w ligowy futbol, będzie pamiętał o lekcji udzielonej Jakubiakowi. Czyli najpierw negocjujemy biznes, ale jak coś się nam nie spodoba, to będziemy ciebie i twoje firmy bojkotować. I do bojkotu zachęcać innych. Przyjemna perspektywa, prawda?

Przeczytaj także: Marek Jakubiak chce pomóc Polonii Warszawa. Kibice Legii zrywają współpracę z jego synem

Ale co to obchodzi kibica, który chce tu i teraz pokazać, że to on jest suwerenem. Jakby mało było głośnego przykładu z Krakowa, który dobitnie pokazywał, dokąd w praktyce prowadzą rządy kiboli. Czy kłopoty Wisły, która walczy o życie, to jeszcze było mało? Zresztą można też spojrzeć na przykład Łodzi, gdzie ŁKS-owi i Widzewowi było ciężko, bo biznesmeni bali się ostracyzmu i kłopotów, jeżeli wesprą któryś z klubów. Żeby mieć święty spokój, nie dawali kasy żadnemu. Lepiej?

ZOBACZ WIDEO Serie A: wielkie emocje w meczu Chievo - Fiorentina. Gol Stępińskiego! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Oświadczenia SKLW nawet nie trzeba masakrować. To oświadczenie i jego wartość intelektualna masakrują się same. A groźba bojkotu produktów firm związanych z biznesmenem, który chce ratować Polonię, jest szorowaniem po kompletnym dnie. Smutne, że ktoś w ten sposób myśli. Załamujące, że ktoś się takim myśleniem publicznie chwali. Nawet jeśli podpisuje je tylko zbiorowo.

Na szczęście nie wszyscy kibice Legii myślą tak jak SKLW, w którego oświadczeniu jest nie tylko błąd ortograficzny. Jest też błąd logiczny, błąd w myśleniu. Legia nie jest anty-Polonią. Bo klub z Konwiktorskiej w żaden sposób nie definiuje Legii. Ona ma własną tożsamość, własną historię i pozycję. Dodajmy od razu pozycję hegemona, który w stolicy nie ma i w przewidywalnej przyszłości nie będzie miał żadnej konkurencji. Wielu mieszkańców Warszawy kibicuje dwóm klubom: temu z okolicy, który jest jak lokalna, mała ojczyna, i temu wielkiemu - Legii, na którą się chodzi po dobry futbol, na prestiżowe mecze, na duże nazwiska.

Moi koledzy ze Starówki, którzy na Konwiktorską mają rzut beretem, zawsze - nawet w czasach gdy Polonia była w Ekstraklasie i potrafiła wygrywać przy Łazienkowskiej mistrzostwo Polski - mówili mi, że kibicują zarówno Legii jak i Polonii. Bo przecież obie są z Warszawy, tak jak oni. I nie było w tym fałszywego tonu. Chłopaki serca mieli podzielone pół na pół. Do stadionu Polonii od dziecka mieli z podwórka bliżej, ale to na Legię przyjeżdżały Manchestery United, Barcelony, Reale itd. Magia ich nazw i dryblingi wielkich piłkarzy też przyciągały. A wizyta na Łazienkowskiej nie wykluczała odwiedzin na Konwiktorskiej i odwrotnie. Takie ekumeniczne podejście chłopaków ze Starówki kibicom z SKLW jest - jak widać - kompletnie obce. Jest dla nich nie do przyjęcia. Bo w ich myśleniu szkodzi to klubowi z Ł3.

A Legia wcale nie będzie silniejsza, nawet jeżeli zostałaby jednym, jedynym klubem w Warszawie. Kibice z SKLW stracili ogromną szansę pokazania swojej wielkości. Zamiast pochylić się nad klubem w kłopotach, uznali, że lepiej go deptać. I deptać tych, którzy chcą podać rękę, pomóc wstać. Jakby nie znali zasady, że nie kopie się leżącego. Widać sama miłość do własnego klubu to zbyt mało, potrzeba jeszcze wroga. Najlepiej wroga słabego, którego łatwo się da zetrzeć z powierzchni ziemi. A to kompletnie niepotrzebne. Przecież kluby w stolicy i tak mają pod górkę. Ich liczba i znaczenie topnieją jak śnieg na wiosnę. Nie trzeba do tego dokładać własnej ręki.

Za taki przykład niech posłużą losy Sarmaty Warszawa czy Gwardii, gdzie na atrakcyjne grunty klubów wjechały buldożery deweloperów i historię futbolu w stolicy rozjechały na miazgę. Na bocznym boisku na Wolskiej, na którym na studiach grałem z kolegami z UW w piłkę, dziś stoi apartamentowiec. W czasach swojej świetności Gwardia zdobywała Puchar Polski, wicemistrzostwo kraju i dostarczała reprezentantów do kadry. Dziś zniknął z bramy przy ul. Racławickiej nawet charakterystyczny napis/neon "Gwardia Warszawa", który był przez całe lata symbolem tej części Mokotowa. Wiele warszawskich klubów już nie istnieje, inne żyją w jakimś podziemiu, bez własnych obiektów, grając gdzieś w gościach. Bez bazy, bez zaplecza, bez środków. I bez wielkiej przyszłości.

Warszawa jest miastem, które ma ciągle jeszcze skandalicznie słabą bazę piłkarską. Na wielkim Ursynowie nie ma ani jednego (sic!) pełnowymiarowego boiska. Żadnego! Ani z naturalną trawą, ani ze sztuczną. W dzielnicy, gdzie mieszka 150 tysięcy ludzi, nie ma żadnego boiska, na jakim można grać oficjalne mecze! Mówimy o stolicy i o boisku, które mają w B-klasie nawet małe wioski.

Może zamiast się nawzajem kanibalizować i niszczyć, warto pomyśleć, czy nie udało by się wspólnymi siłami czegoś zbudować. Dla siebie, dla własnego klubu, dla Warszawy. Szkoda energii na hejt i akcje bojkotowe. Można ją spożytkować na coś pozytywnego. Na przykład wspólną akcję kibiców, którzy będą się domagać się od miasta budowy pierwszego pełnowymiarowego boiska na Ursynowie.

Nie warto słuchać tych, którzy zamiast budować, wolą tylko burzyć.

Dariusz Tuzimek
Futbolfejs.pl

Źródło artykułu: