Była druga połowa styczniowego meczu, gdy Francesco Acerbi dostał czerwoną kartkę w spotkaniu z Napoli. Niby nic, ale tak właśnie została przerwana kilkuletnia passa meczów rozegranych od pierwszej do ostatniej minuty.
Ale Acerbi to także niezwykła postać we włoskim futbolu. Dwukrotnie musiał walczyć o życie, bo rak jądra po pierwszym razie nie dał się pokonać. Zaczęło się latem 2013 roku. Rutynowe badania w nowym klubie Sassuolo i koszmarna wiadomość: guzek na jądrze. Piłkarz szybko przeszedł operację i jeszcze jesienią brylował na boiskach. Zagrał w sumie w 13 meczach, ale koszmar się nie skończył.
- Nie miałem na to siły, czułem się pokonany. Straciłem z oczu wszystkie moje cele. Wtedy prawie przegrałem swoje życie. Odzyskałem je, gdy zmieniłem zdanie i wróciłem do walki o powrót do zdrowia - mówił dla "The Sun" Francesco Acerbi, gdy ponownie zdiagnozowano u niego nowotwór.
Nawrót choroby
Na początku grudnia 2013 roku został zawieszony, ponieważ nie zdał testów antydopingowych. Coś było nie tak z wynikami badań. Acerbi zarzekał się, że niczego niedozwolonego nie przyjmował. Winę zwalił na lek, który musiał przyjmować po operacji.
ZOBACZ WIDEO Stadion Milanu od środka. "Wyjście tunelem na murawę powoduje nagły wzrost adrenaliny!"
Dodatkowe, dokładniejsze badania wykazały, że Acerbi znów ma guzka jądra. Choroba nie odpuszczała. Tym razem nie odbyło się bez chemioterapii, ale piłkarz wspominał, że wiadomość w pierwszej chwili zmiotła go. Nie miał ochoty dalej żyć, nie chciał drugi raz przeżywać tego samego.
Przeczytaj także: Upadek byłego piłkarza Premier League, Marcusa Benta. Kiedyś zaatakował policjantów tasakiem, dzisiaj jest bankrutem
Na szczęście Acerbi szybko pozbył się złych myśli. Przełączył się w tryb walki i zmierzył się z chorobą. Chemioterapia, praca nad samym sobą i w końcu kilka miesięcy później triumf: nowotwór został pokonany.
Pomagała mu wiara w Boga oraz słowa Jana Pawła II. "Weź swoje życie w swoje ręce i uczyń z niego arcydzieło" - to jeden z pierwszych jego postów na Instagramie w 2014 roku.
- Zawsze byłem optymistą, ale w tym szczególnym czasie Bóg był dla mnie bardzo ważny. Wierzyłem, że mogę wygrać walkę z rakiem. Mimo nawrotów choroby nie załamałem się i korzystałem z życia. Zachowywałem się normalnie, robiłem na co dzień to samo, co zwykli ludzie - wspominał.
Uczy, jak rozmawiać o chorobie
Acerbi napisał książkę, "Wszystko dobrze". Liczy, że dzięki niej więcej osób będzie decydowało się na badania. Chce swoim przykładem pokazać, że wykrycie nowotworu wcale nie musi oznaczać najgorszego.
- Ma ona zachęcić tych, którzy cierpią na raka, do wygrania meczów swojego życia. Apeluję w niej także do mężczyzn o to, by się profilaktycznie badali. Razem ze szpitalem Świętego Rafała w Mediolanie rozpoczynamy niebawem akcję informacyjną dotyczącą badań i zapobiegania nowotworom. Musimy zwiększać świadomość zagrożeń, bo nowotwory są dziś chorobą cywilizacyjną, a we włoskim społeczeństwie wciąż za mało się o nich mówi - powiedział.
Przeczytaj także: John Carew - ze stadionu na czerwony dywan
Mimo tak poważnych problemów ze zdrowiem, zaczęła się wielka era Acerbiego. Już kilka miesięcy później dostał powołanie do reprezentacji Włoch. Swoje pierwsze w karierze. I nie ze względu na chorobę, determinację w pokonaniu jej, ale był po prostu w wyśmienitej formie. Debiutował w kadrze niemal roku po drugiej walce z nowotworem.
149 meczów z rzędu
Niedługo później, bo w połowie 2015 roku, rozpoczęła się fantastyczna passa. W grudniu 2017 roku, a więc w czwartą rocznicę triumfu nad nowotworem, zagrał setny raz z rzędu w Serie A od pierwszej do ostatniej minuty. Niesamowity wyczyn, biorąc pod uwagę, jakie problemy zdrowotne miał Acerbi. - Spróbujcie mu powiedzieć, że nie zagra w meczu... - wspominał były trener Acerbiego w Sassuolo, Eusebio Di Francesco.
I chociaż Acerbi jest środkowym obrońcą, który w większym stopniu jest narażony na żółte kartki, a co za tym idzie zawieszenia z tego powodu, nie dopadały go one. - Dobrze się ustawiam, dobrze czytam grę. To cała tajemnica - mówił szczerze Acerbi. Zdradził też, że brak kontuzji to wynik dobrego odżywiania. Zaczął lepiej dbać o siebie po wygranej walce z nowotworami.
Piękny sen Acerbiego trwał. Nawet latem 2018 roku, gdy trafił do bardzo silnego Lazio Rzym, nadal był podstawowym zawodnikiem. Śrubował niesamowity rekord, ale pod koniec stycznia, w meczu z Napoli, wyleciał z boiska. Po dwóch żółtych kartkach sędzia odesłał go pod prysznic. To oznaczało automatyczną pauzę w kolejnym spotkaniu. Nie zagrał z Juventusem i jego rekord zakończył się na 149. meczach z rzędu. Niesamowite osiągnięcie.
"Czas na 150. mecz z rzędu!" - napisał w środę na Instagramie, a włoska prasa nazwała ten post "żartem". Nie mniej jednak Acerbi zakomunikował, że znów jest gotowy do gry i z pewnością będzie śrubował kolejny wynik.