Zastosowaliśmy taktykę Adama Małysza - rozmowa z Mariuszem Bekasem, trenerem Wisły Płock

W Płocku nie wszystko w tym sezonie było dopięte na ostatni guzik. Drużyna Wisły miała walczyć o wyższe cele niż tylko o utrzymanie w lidze. Potwierdza to w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener płocczan, Mariusz Bekas. Nie wiadomo, czy w przyszłym sezonie dalej będzie on prowadził Wisłę. Wszystko zależne będzie o decyzji zarządu klubu.

Artur Długosz: Objął pan funkcję trenera drużyny z Płocka, jak Wisła była jeszcze zagrożona grą w barażach. Mimo wszystko udało się panu utrzymać zespół w pierwszej lidze.

Mariusz Bekas: Taka była moja rola. Zarząd klubu przedstawił mi takie zadanie, aby utrzymać drużynę bez spotkań barażowych. Udało nam się to osiągnąć w ciągu dwóch spotkań i teraz mogliśmy troszkę poeksperymentować. W meczu w Stalowej Woli dałem szansę juniorom, grali nawet 16-17 latkowie. Nam właśnie o to chodziło, aby tak szybko to utrzymać. Na sezon mieliśmy zupełnie inne plany. Rok temu, tak samo w Stalowej Woli obejmowałem zespół, też były plany awansu. W tym roku tak samo. Skończyło się niestety identycznie - tak, że walczyliśmy do samego końca o utrzymanie. Co będzie w następnym roku, kto będzie prowadził Wisłę Płock to wie tylko zarząd klubu.

Nie bał się pan objęcia funkcji szkoleniowca Wisły Płock? Wiadomo, że sytuacja nie była łatwa.

- Wie pan, mimo młodego wieku jestem trenerem od dziesięciu lat, także od zawsze dążyłem do tego, by prowadzić drużynę w piłce seniorskiej. Jestem pracownikiem Wisły Płock i wiedziałem na co się porywam rozpoczynając ten zawód, więc nie bałem się takiego wyzwania. Wiadomo było, że to trener odpowiada za jakieś cele, które są założone. Udało nam się to zrobić i myślę, że wszystko dobrze się skończyło.

Wisła Płock co sezon wymieniana jest w roli faworyta. Co sezon nie udaje się awansować...

- Na pewno w następnym sezonie chcielibyśmy to zmienić.

A w tym sezonie dlaczego było tak słabo? Długo musieliście się bronić przed uniknięciem spotkań barażowych.

- Nie chciałbym opisywać tej sytuacji ponieważ przez pewien okres czasu byłem poza drużyną i nie wiem, co się tam w środku działo.

Polityka transferowa nie jest odpowiednia?

- Za te działania odpowiada zarząd klubu, także trzeba o to zapytać prezesów.

Do Wisły ściąga się zawodników z nazwiskami, jak jednak widać nazwiska nie grają. Czasami lepiej prezentowaliście się bez tych uznanych graczy, jak na przykład w meczu w Stalowej Woli.

- Wiadomo, że pierwsza liga jest ligą specyficzną i tutaj głównie cechy wolicjonalne decydują o grze. Zawsze próbowaliśmy grać w piłkę, nie zawsze nam się to udawało i przegrywaliśmy mecze w których mogliśmy zwyciężyć. Przytrafiła się taka sytuacja, że musieliśmy walczyć o utrzymanie. Gdyby nam udało się wygrać kilka pojedynków wcześniej, w szczególności w pierwszej rundzie, wtedy na pewno Wisła liczyłaby się w walce o wyższe cele niż utrzymanie. Co do zawodników którzy przychodzili do Płocka to w klubie praktycznie od kilku lat było tak, że była dość duża rotacja w kadrze i nie był stworzony trzon drużyny. Teraz pomału może nie będzie robiona rewolucja, będzie ewolucja i ta ekipa się rozwinie, i w końcu będzie grała na swoim poziomie. W końcu może będziemy walczyli o ten cel sportowy, który stawia się przed naszą drużyną.

Co pan powiedział zawodnikom, gdy obejmował drużynę? Oni sami wierzyli jeszcze we własne możliwości czy byli już podłamani tym, że nie wiedzie im się w rozgrywkach ligowych?

- Powiedziałem, żeby zapomnieli o tym co się dzieje. Mieliśmy się skupić na najbliższym meczu. Zastosowaliśmy taktykę Adama Małysza, jak ja to nazywam. Najważniejszy jest następny skok, tak dla nas najważniejszy był kolejny mecz. Powiedziałem piłkarzom, żeby przełamali swoją niemoc i grali po prostu w piłkę, by starali się przy niej jak najdłużej utrzymywać. Mieli grać pozytywnie, do przodu dla radości własnej i kibiców. To się udało. Graliśmy końcówkę sezonu z mocnymi drużynami. One walczyły o baraże, aby utrzymać się w lidze lub jak Widzew Łódź, który awansował i Górnik Łęczna, który jest mocną ekipą. Udawało się przeciwstawić się tym silnym zespołom dobrą grą.

Piłkarze skarżyli się na poprzednich szkoleniowców?

- Piłkarze są od tego, aby grać, a nie skarżyć się na szkoleniowców.

Co będzie z przyszłym sezonem? Jakie cele mogą zostać postawione przed Wisłą Płock?

- To pytanie proszę zadać zarządowi.

A jak będzie z panem? Chce pan dalej pracować w Płocku?

- Wie pan, kończy mi się kontrakt 30 czerwca. Co będzie dalej to trudno powiedzieć.

W takim razie inaczej. Chciałby pan być dalej trenerem płocczan?

- Trudno powiedzieć. Wszystko zależy od zarządu - jakie ma plany dla zespołu i dla sztabu szkoleniowego.

Zaskoczyły czymś pana rozgrywki ligowe w tym sezonie?

- Czy zaskoczyły? Nie. Rok temu było niemal identycznie. Liga była bardzo twarda, ostra. Nie było teraz zawodników, którzy by brylowali. Może poza tymi z Widzewa Łódź, który miał chyba najlepszą drużynę. Doskonały początek sezonu miało Podbeskidzie Bielsko-Biała. Wiadomo było, że bardzo mocnym zespołem będzie Korona Kielce i Zagłębie Lubin. Te drużyny dominowały w lidze. Pozostałe ekipy równie dobrze mogły walczyć o baraże, równie dobrze niektóre mogły spaść. Mam tu na myśli GKP Gorzów czy Motor Lublin - te ekipy dobrze grały, a wyniki nie były takie jak kibice i prezesi tamtych klubów by chcieli. Za przykład niech posłuży nieobliczalny zespół Warty Poznań, który gdyby jesienią wygrał kilka spotkań to mógłby się włączyć do walki o awans. My też na początku mogliśmy doskoczyć to tych, którzy walczyli o najwyższe cele, a na koniec okazało się, że musimy spoglądać w dół tabeli.

Tych wszystkich młodych zawodników którzy zagrali w meczu ze Stalą Stalowa Wola oceni pan pozytywnie?

- Zdecydowanie tak.

Można na nich opierać kadrę przyszłego zespołu?

- Wie pan, jeżeli chce się myśleć o awansie to jednak trzeba mieć doświadczonych zawodników i ci młodzi muszą przy nich po prostu pokazywać się z jak najlepszej strony. Wtedy najlepiej się rozwijają.

Czyli w Płocku cały czas wszyscy myślą o awansie?

- Na pewno tak.

Komentarze (0)