Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Był pan jednym z pierwszych zawodników, do których trener Carlo Ancelotti zadzwonił na początku sezonu i powiedział: chcę zbudować grę Napoli między innymi na tobie.
Piotr Zieliński, pomocnik SSC Napoli i reprezentacji Polski: Potwierdzam, taka rozmowa się odbyła. Trener zatelefonował, kiedy byłem w drodze na zgrupowanie reprezentacji przed mistrzostwami świata w Rosji. Usłyszałem od niego wiele pochwał na swój temat. Dodatkowo mnie to zmotywowało. Trener Ancelotti dał mi odczuć, że chce na mnie postawić. Ucieszyłem się, że ma o mnie tak dobre zdanie i darzy dużym zaufaniem.
I trener słowa dotrzymał, postawił na pana.
Czuję, że wszedłem na wyższy poziom. Na początku sezonu miałem obiecujące mecze, później lekki spadek formy, ale to już za mną. Daję sygnały, że warto na mnie stawiać i widzę, że zaczynam więcej znaczyć w zespole. Trener lubi zawodników, którzy nie boją się podejmować ryzyka, mają fantazję. Staram się grać w takim stylu, oczywiście z korzyścią dla drużyny. Poprzedni trener Maurizio Sarri był świetny, trener Ancelotti to już naprawdę "maestro". Jest bardzo konkretny, prosty w przekazie. W dwóch zdaniach potrafi wytłumaczyć, czego oczekuje. Nie denerwuje się, kiedy coś ci nie wyjdzie na boisku. Powtarza, że jak się zepsuje dwa, trzy podania, to świat się nie zawali. W takich sytuacjach rośnie pewność siebie, wiara w umiejętności. To mnie nakręca, mam ciągłą ochotę być aktywnym na boisku, uczestniczyć w każdej akcji.
Widać, że jest pan bardziej pewny siebie.
Kiedyś szukałem skomplikowanych rozwiązań, jakby te proste miały być gorsze. Byłem też krytyczny wobec siebie, dużo analizowałem, przez to trudno było się cieszyć z tych dobrych rzeczy. Konsekwentnie pracowałem i cierpliwie czekałem, kiedy nastąpi przełom. Oczywiście zdaję sobie sprawę, co pomogło mi zrobić kolejny krok. Pracowałem nad swoją mentalnością, kilka rzeczy musiałem wydobyć ze środka i zrozumieć. Dziś to już inny Piotr, bardziej pewny siebie. Jestem tak spokojny jak to miejsce, w którym rozmawiamy.
ZOBACZ WIDEO Serie A: bezrobotny Szczęsny. Łatwe zwycięstwo Juventusu Turyn [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Jesteśmy pod Neapolem, w miejscowości, w której pan mieszka. Cisza, dookoła drzewa, basen, w okolicy praktycznie nie ma ludzi.
Lubię centrum dużego miasta, ale dobrze mi w ciszy, trochę na uboczu. Mieszkam pod Neapolem, to małe miasteczko, do niedawna nawet nie mieliśmy z Laurą sąsiadów. Nawet się cieszymy, że za płotem wprowadza się rodzina, a niedaleko domu otworzyli w końcu restaurację. W pobliżu jest sklep, knajpa, na podwórku stoi grill, biega pies, świeci słońce. Czego mogę chcieć więcej? Na podwórku rosną cytryny, z moją Laurą zbieramy je i delektujemy się ich smakiem. Są tak dobre, że czasem wysyłamy je też do Polski, do rodzin. Totalne wyciszenie, trochę jak w Ząbkowicach Śląskich, skąd pochodzę.
I gdzie kupił pan dwa domy dziecka, które prowadzą pana rodzice.
Rodzice tam mieszkają. Jeden dom dziecka jest w Ząbkowicach, drugi w Targowicy, siedemnaście kilometrów dalej. Mieszka w nich po dziesięcioro dzieci, dla mnie to w zasadzie dodatkowe rodzeństwo. Gdy byłem mały, rodzice prowadzili pogotowie rodzinne. Polega to na pomaganiu dzieciom, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej. Przeżywałem to, że nie mogłem się z nimi w pełni zżyć, ponieważ często wyjeżdżałem, a dzieciaki wymieniały się po niecałym roku.
Rodzice nazwali domy dziecka od pana imienia: "Piotruś Pan".
A bohater tej bajki namalowany jest na każdej ścianie. Ładnie tam, naprawdę, maluchy nie mają na co narzekać, rodzice świetnie się nimi opiekują. Obserwuję, jak dzieciaki rosną, uczą się tańczyć, bawią się. Wszyscy jesteśmy zaangażowani w ich rozwój: babcia, rodzina najstarszego brata, ja również pomagam, jak tylko mogę. Jesteśmy szczęśliwi i dumni, że możemy pomagać.
W jaki sposób?
Staram się dzieciakom podrzucać potrzebne rzeczy, na przykład sprzęty elektroniczne. Przede wszystkim jednak liczą się małe rzeczy. Jakiś czas temu razem z Laurą byliśmy na komunii jednego chłopca, tak się złożyło, że gdyby nie obecność naszej rodziny, to nie miałby w kościele nikogo bliskiego. A komunia jest tylko jedna, dlatego cieszę się, że udało się sprawić chłopcu trochę radości.
Laura też się angażuje, zabiera dziewczynki na plac zabaw, na karuzele czy huśtawki. Na przeciwko domu dziecka w Targowicach jest też boisko. Latem zabieram chłopców, razem kopiemy, trochę postrzelają na bramkę. Widzę, że są nakręceni na piłkę, trzech z nich uczęszcza na treningi Orła Ząbkowice Śląskie. W tym klubie stawiałem pierwsze kroki, zanim trafiłem do Zagłębia Lubin.
Czytaj także: Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik. Jak kocha ich Neapol
To już ósmy rok, odkąd jest pan we Włoszech po transferze z Zagłębia do Udinese.
Pamiętam jeszcze czasy, gdy podawałem piłki w meczach na starym stadionie Zagłębia. Byłem też na spotkaniu Wisły Kraków z Lechem Poznań w Superpucharze Polski w 2009 roku, który Lech wygrał w karnych. Stałem za bramką, na którą strzelali piłkarze. Podawałem piłki Robertowi Lewandowskiemu, zachwycałem się grą Semira Stilicia. Ten mecz był rozgrywany już na nowym stadionie, a ciekawostka jest taka, że sam rozpocząłem budowę tego obiektu! Byłem jednym z chłopców, których szkoła wytypowała do pomocy w robotach. Pamiętam, że wziąłem łopatę, wbiłem w ziemię, przerzuciłem piasek i rozpocząłem budowę.
Z Laurą, pana narzeczoną, znacie się od dziecka. Podobno w tym roku się pobieracie?
Tak, w tym roku ślub. Bardzo się cieszę, bo to dla mnie odpowiednia partnerka: wspiera mnie, dużo mi pomaga, jest bardzo dobrze zorganizowana w życiu. To też piękna historia, ponieważ Laura mieszkała w Ząbkowicach Śląskich ulicę ode mnie. Wiem, że to ta kobieta, z którą chcę spędzić resztę życia. Niedługą będę miał 25 lat i myślę, że to dobry wiek na ślub. Chcę zrobić kolejny krok w życiu.
Na drugiej stronie przeczytasz między innymi, co piłkarz sądzi na temat przedłużenia kontrakt z SSC Napoli, ile goli chciałby strzelić w tym sezonie Serie A i czego Carlo Ancelotti wymaga od niego na boisku.
[nextpage]
Przyszedł również czas na postawienie kolejnego kroku w karierze?
Moja agencja negocjuje przedłużenie kontraktu z Napoli, a ja skupiam się na piłce. Był okres, że za często zastanawiałem się nad swoją przyszłością, co przekładało się na formę i na boisku brakowało sił w okolicach 70 minuty. Te sprawy zostawiam menadżerowi.
Odejście do innej drużyny jest realne?
Dobrze czuję się w Neapolu, mam jeszcze dwa lata kontaktu i chcę coś wygrać z tym klubem. Dużo by to znaczyło dla mnie, kibiców, fajnie byłoby też zapisać się w historii Napoli.
Jak pan skomentuje spekulacje, że przy okazji niedawnych meczów z Liverpoolem w Lidze Mistrzów rozmawiał z Jurgenem Kloppem na temat transferu? Liverpool od dawna się panem interesuje, chciał pana kupić już po Euro 2016.
Z trenerem Kloppem nie rozmawiałem, natomiast o Liverpoolu i innych plotkach nie ma co mówić. W Napoli jest mi dobrze. Współpracuje z trenerem, od którego wiele się uczę, do końca sezonu chcę grać jak najlepiej, a co będzie później, to zobaczymy.
Jeden z włoskich trenerów nazwał pana swoim synem.
Francesco Guidolin. Pracowaliśmy razem w Udinese, wprowadzał mnie do seniorskiej piłki we Włoszech. Spotkaliśmy się ostatnio w Mediolanie przed meczem z Milanem, bardzo serdecznie się przywitaliśmy, miło było porozmawiać. Wspominaliśmy moje początku. Mówił, że już wtedy, gdy miałem 16 lat, widział we mnie bardzo dobrego zawodnika, grającego oboma nogami. Kilka tygodni temu powiedział mi: jesteś zawodnikiem na 10 goli w sezonie i że na to czeka. Odpowiedziałem: spokojnie, tak się stanie.
W tym sezonie? Na razie ma pan trzy gole w Serie A.
Przede mną sporo meczów do rozegrania, ale na te cyfry się szczególnie nie napalam. Najważniejsze, że jestem w dobrej formie - a gole i asysty przyjdą. Stwarzam sytuacje sobie i kolegom, czasem po prostu brakuje wykończenia. Nie stawiam się jednak pod ścianą, że muszę, warto być cierpliwym.
Carlo Ancelotti wystawia pana na różnych pozycjach: na lewej stronie pomocy, jako rozgrywającego, albo zawodnika, który ma skupić się bardziej na zadaniach w defensywie. Jaka rola panu najbardziej odpowiada?
Trener podkreśla, że jestem uniwersalnym zawodnikiem, dlatego szuka różnych rozwiązań. To, gdzie gram, zależy od taktyki. Bywały mecze, kiedy występowałem całkowicie w środku. Czasem też zaczynam na lewej stronie pomocy z zejściem do środka boiska, gdzie czuje się najlepiej. Zdarzały się spotkania, że musiałem trzymać się bliżej linii, jako lewy pomocnik. Ta pozycja jest dla mnie trochę mniej komfortowa. Zdecydowanie najbliżej mi do pozycji pół lewego pomocnika z zejściem do środka, jak podczas meczu z Milanem w Mediolanie (0:0).
Polubił pan defensywę.
Też fajnie jest wrócić "na gazie", odebrać piłkę. Chciałoby się może częściej wyjść do akcji, zagrać z kimś "klepkę", ale nie zawsze można. Muszę pilnować swoich sektorów. Czasem hamuje mnie trener, gdy zapędzę się do przodu, to woła żebym się cofnął. Dlatego mój styl gry zleży od taktyki, nie zawsze mogę atakować.
Jest pan w grupie zawodników, którzy grają w tym sezonie najwięcej, już pan zagrał więcej minut niż w całych poprzednich rozgrywkach. Jak z kondycją?
Obciążenia są duże, ale nigdy wcześniej nie czułem się tak dobrze fizycznie jak teraz. Dopracowałem detale, ćwiczyłem indywidualnie i wytrzymuję grę co trzy dni.
Czytaj także: Liga Europy: włoskie media doceniły Piotra Zielińskiego. "Przy golu zabawił się z obrońcami"
W marcu dojdą jeszcze mecze w reprezentacji Polski. Tam będzie pan rozgrywającym?
Nie wiem. Na pewno selekcjoner ma pozytywny ból głowy, pomoc jest mocno obsadzona, zawodnicy, którzy tam grają, wiele znaczą w swoich zespołach. Z przodu też mamy armaty, które strzelają. Dobrze to wygląda przed startem eliminacji Euro 2020, dużo w naszej kadrze jakości, dlatego uważam, że będzie dobrze.
Musi pan przeprosić kolegów z kadry. W niedawnym meczu z Sampdorią ograł pan Karola Linettego i Bartosza Bereszyńskiego w jednej akcji, drugiemu puścił piłkę między nogami.
Fajna akcja wyszła, taka w moim stylu, zabrakło tylko tego, żeby zakończyła się golem. Szkoda, że akurat na Bartka i Karola trafiło, może zrewanżują się na najbliższym zgrupowaniu.
Rozmawiał w Neapolu Mateusz Skwierawski
*Piotr Zieliński zadebiutował w Serie A w sezonie 2012/13 w Udinese Calcio, do którego trafił z Zagłębia Lubin za 100 tysięcy euro rok wcześniej. Pomocnik występował później dwa sezony w Empoli i po mistrzostwach Europy we Francji w 2016 roku kupiło go SSC Napoli za ok. 20 milionów euro. Piłkarz rozegrał już ponad 170 meczów we włoskiej ekstraklasie, jest też podstawowym zawodnikiem reprezentacji Polski, w której wystąpił 41 razy.
Zastanawiam sie jak, ktos zarabiający "pisaniem " może napisać, a następnie "wypuścić Czytaj całość