Po ostatnim meczu Legia - Cracovia jeszcze więcej niż o wyniku (0:2), mówiło się o sytuacji po końcowym gwizdku, gdy Ricardo Sa Pinto odmówił podania ręki Michałowi Probierzowi. Według opinii publicznej, zachowanie Portugalczyka było spowodowane porażką jego drużyny.
Teraz trener Legii wyjaśnił, dlaczego tak postąpił. W rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Sa Pinto wytłumaczył, że to Probierz rozpoczął prowokacje jeszcze przed pierwszym gwizdkiem.
- Rozgrzewaliśmy się. Jedna z piłek wyleciała poza linię. Ruszyłem po nią, aby oddać ją moim piłkarzom. Tymczasem trener Probierz wyprzedził mnie i odkopał ją tuż przed moim nosem. Byłem w szoku. Zapytałem: "Co pan robi?". Spojrzał w dół i odwrócił się na pięcie. To była jawna prowokacja. Po chwili znów zapytałem: "O co chodzi?". Podszedł do mnie chcąc znów zabrać mi piłkę. To niepoważne - opisał.
ZOBACZ WIDEO Świetna forma napastników problemem Brzęczka? "Jestem po rozmowach z Lewandowskim i Piątkiem"
Spięcie w social mediach między Lechem i Legią
- Przegrałem z Pogonią czy Wisłą Płock i wszystko było w porządku. Dlaczego nikt o tym nie mówi, a sytuację z Probierzem przekręca się na moją niekorzyść? Że to ja się źle zachowałem? To on zachował się niesportowo na początku meczu. Przy następnej okazji, niech podejdzie i przeprosi za prowokację, a wszystko wróci do normy. Czy pierwszy podam mu rękę? Nie - zakończył temat Sa Pinto.
Szkoleniowiec wyjaśnił też, dlaczego przesunął do rezerw Krzysztofa Mączyńskiego. Według niego piłkarz prezentował się słabo na treningach, a także nie okazywał mu szacunku.
- Nie podobało mu się, że musi walczyć o miejsce w "18". Zaczął opuszczać się na treningach. Pewne rzeczy wyczuwasz na odległość - podejście do zajęć, głupie uśmieszki, burknięcia pod nosem. W tym momencie uznałem, że nie potrzebuję takich toksycznych zachowań w zespole. Później doszło też do sytuacji przed gabinetem lekarskim. Chciałem się przywitać, wyciągnąłem do niego rękę. Przeszedł obojętnie. Nie podał dłoni ani mi, ani mojemu sztabowi - czytamy.
Sa Pinto zajął też stanowisko ws. doniesień o zasadach panujących w szatni mistrza Polski, m.in. o nakazie odbierana telefonów i zakazie wyjeżdżania 30 km poza miasto.
Szymański: Chciałem zostać w Legii
- Ta lista to konsensus, nic nie narzucałem. Dałem radzie drużyny propozycje na papierze, oni wnieśli swoje poprawki - obie strony podpisały dokument. Zgodziły się na funkcjonowanie według określonych reguł. Punktualność, dyspozycyjność czy używanie telefonu - co w tym nienormalnego? - zapytał Portugalczyk.
Szkoleniowiec jednoznacznie sprzeciwił się nazywaniu go dyktatorem. - Wobec takich rządów mam bardzo krytyczne podejście, nigdy nie będę rządził jednogłośnie. Mam bardzo demokratyczne podejście. Słucham kapitanów, asystentów, dyrektora i prezesa i potrafię zmienić zdanie - zakończył.