Michał Gałęzewski: Lechia Gdańsk, dominator na miarę naszych możliwości (komentarz)

Newspix / Mateusz Słodkowski / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk
Newspix / Mateusz Słodkowski / Na zdjęciu: piłkarze Lechii Gdańsk

Sytuacja polskiej piłki klubowej taka, że by dominować wystarczy mieć trenera z prawdziwego zdarzenia umiejącego dobrać taktykę i normalne proporcje w drużynie. Lechia Gdańsk przewodzi w lidze i od środy jest pierwszym półfinalistą Pucharu Polski.

"Wielka Lechia moich marzeń". Flaga z tym hasłem, z podobizną zmarłego 14 lat temu kibica Lechii Tadeusza Duffka już od kilku sezonów wisi na płocie trybun gdańskiego stadionu. O takich wynikach jakie są teraz "Dufo" i jego rówieśnicy nie mieli prawa w swoich czasach marzyć. Ta Lechia staje się być spełnieniem ich snów.

Aby znaleźć się tu gdzie jest, Lechia Gdańsk przebyła bardzo daleką drogę. Nie wszyscy kibice to pamiętają, ale XXI wiek klub znad morza rozpoczynał w A klasie. To fani na zgliszczach marzeń o wielkiej piłce zgłosili na tak niski poziom rozgrywkowy byłego zdobywcę Pucharu Polski, który w jednej lidze rywalizował z Sokołem Mareza, Tęcza Siwiałka czy Piastem Majewo.

Lechia gra na dwóch frontach. Fantazjowanie nic nie da, liczy się ciężka praca. Zobacz więcej!

Awanse wyżej przyszły szybko, a Lechia w Lotto Ekstraklasie gra już jedenasty sezon. W międzyczasie klub miał różne pomysły na drużynę. Początkowo koncepcja opierała się na zawodnikach charakternych, związanych z miastem i regionem. W ostatnim czasie zaczęto sprowadzać piłkarzy o uznanej marce, którym nie wyszło zagranicą. Były momenty, w których na etacie w Lechii było nawet kilkunastu obcokrajowców, a podczas okienek transferowych sprowadzano wątpliwej jakości graczy w olbrzymiej liczbie. Budżet się nie spinał, wyników nie było.

ZOBACZ WIDEO Polscy piłkarze w wysokiej formie. Przepiękny gol Milika z rzutu wolnego

Zespół miał potencjał, ciągle czegoś jednak brakowało. Po sezonach, w których Lechia zajmowała miejsca tuż za tymi gwarantującymi grę w eliminacjach do europejskich pucharów, przyszedł rok, którego konsekwencje oglądamy teraz. Lechia Gdańsk miała w kadrze wielu zawodników, którzy odcinali kupony za irracjonalne stawki. Zespół nie był dobrze przygotowany kondycyjnie do sezonu, na ławkę trenerską usiadł debiutant z Walii i już po jego odejściu, do końca zespół walczył o utrzymanie. Szczytem była porażka 0:5 w Gdańsku z Koroną Kielce. Taki gong okazał się przydatny, nastąpiło oczyszczenie.

W roli strażaka zatrudniony został Piotr Stokowiec, który od razu mówił o celach długoterminowych i krótkoterminowych. Najważniejsze było utrzymanie w lidze, co udało się nie bez problemów. Latem doszło do zmian, które teoretycznie nie powinny dla klubu oznaczać rozwoju. Pozbyto się kilku byłych reprezentantów Polski, zrezygnowano z usług wielu obcokrajowców i wprowadzono do składu juniorów z akademii, którzy rok wcześniej spadli z Centralnej Ligi Juniorów. To teoretycznie nie miało prawa się udać.

A jednak! Lechia Gdańsk stała się dominatorem w lidze. Teoretyczne osłabienia okazały się wzmocnieniami, bo zwolniły miejsce głodnym rozwoju młodym zawodnikom, których trzeba było tylko odpowiednio nakierować na właściwe tory. Podczas gdy Jagiellonia i Legia biją rekordy, mając w kadrach odpowiednio 16 i 15 obcokrajowców, Cracovia i Korona z 13 zawodnikami spoza Polski i Lech z 12 depczą im po piętach tej klasyfikacji, w kadrze Lechii jest ich ośmiu, a w ostatnich dwóch meczach w wyjściowej jedenastce ośmiu piłkarzy to byli Polacy. Dodatkowo w Lechii jest wielu piłkarzy, którzy w przyszłym sezonie będą mieli status młodzieżowca.

Tomasz Makowski nie czuje się pewniakiem. Zobacz więcej!

Oni nie tylko figurują w kadrze, ale również stają się w niej wartością dodaną. Prawdziwym odkryciem jest Tomasz Makowski. On oraz Karol Fila w ubiegłym sezonie byli tak daleko pierwszej drużyny, że wypożyczono ich do niższej ligi. Teraz to podstawowi piłkarze Lechii. W kolejce są jeszcze Mateusz Sopoćko czy Mateusz Żukowski, a w meczu Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze na ławce usiadł Filip Dymerski, który w kwietniu będzie obchodził swoje 17. urodziny. Po okienku zimowym, w którym do Gdańska nie przyszedł nikt, odeszło czterech zawodników z szerokiej kadry, a do tego Rafał Wolski zerwał więzadła krzyżowe. Zespół nie gra gorzej, a jeszcze skuteczniej - w lidze i w Pucharze Polski wygrał 3 razy i raz zremisował.

Obcokrajowcy będący w Lechii to również inni stranieri niż w pozostałych klubach. Wszyscy będący blisko wyjściowej jedenastki swobodnie porozumiewają się w naszym języku. Filip Mladenović nauczył się biegle mówić po polsku w rok i prowadził nawet w klubowych mediach społecznościowych talk show, wraz ze Zlatanem Alomeroviciem. Dusan Kuciak i Lukas Haraslin mówią w taki sposób, jakby od przynajmniej dwóch pokoleń mieszkali nad Wisłą, a Joao Nunes czy Flavio Paixao to jedni z nielicznych przybyszy z półwyspu iberyjskiego w naszej lidze udzielający wywiadów po polsku.

Lechia Gdańsk nie gra porywająco, nie prezentuje wielkiej piłki, nie miażdży rywala na boisku, ale należy tu zadać sobie pytanie - czy to jest potrzebne w polskiej lidze? Okazuje się, że wystarczy konsekwencja w działaniu, doskonałe przygotowanie taktyczne i opanowana do perfekcji koncentracja na boisku. Tego zespołowi Piotra Stokowca nie odmówi nikt. Lechia w tym sezonie przegrała dwa razy - w 8. i 10. kolejce. W 23 meczach zdobyła 37 bramek (drugie miejsce w lidze, za Jagiellonią która ma 38 goli) i straciła ich 18 (druga w klasyfikacji Cracovia ma po stronie strat 22 gole). Do tego Lechia jest pierwszym półfinalistą Pucharu Polski i ma 7 punktów przewagi nad wiceliderem oraz 10 punktów zapasu nad trzecim miejscem.

Czy już teraz jest to Lechia marzeń pokoleń kibiców tego klubu, czekających na pierwszy wielki sukces w lidze? Najbliższe kolejki mogą to zweryfikować, przecież niejeden zespół w naszym kraju zaliczył nagły spadek formy, jednak nic nie wskazuje na to, że coś złego miałoby się nagle zdarzyć w Gdańsku. To chyba czas, w którym kibice z tego miasta powinni pokazać, że są z drużyną. Pustki na trybunach pięknego stadionu lidera rażą w oczy. Ten zespół ma teraz przecież wszystko, by dać się lubić. W końcu to lider i dominator na miarę możliwości Lotto Ekstraklasy.

Michał Gałęzewski

Komentarze (0)