Do incydentu doszło w czwartek po południu. Jak czytamy w oświadczeniu Warty Poznań: "Pracownicy firmy należącej do męża poprzedniej właścicielki klubu zdemontowali część schodów prowadzących na trybunę. Kilka godzin wcześniej mąż byłej właścicielki przedstawił nam pismo, w którym zażądał opłat za korzystanie z trybuny. Nawet nie zdążyliśmy na to pismo odpowiedzieć. Warta Poznań S.A. ma podpisaną umowę z KS Warta Poznań, które umożliwia nam korzystanie z terenów przy Drodze Dębińskiej 12 i znajdującej się tutaj infrastruktury, niezbędnej do rozgrywania meczów ligowych. Teraz trybuna nie nadaje się do tego, żeby z niej korzystać".
Klub jednocześnie zapewnia, że do meczu dojdzie, pracownicy przygotują trybuny do stanu użyteczności.
Tak wyglądają przejścia między sektorami na trybunach stadionu Warty. Pracownicy Jakuba Pyżalskiego wymontowali w czwartek część schodów. Od razu warto zaznaczyć: nie ma ŻADNYCH obaw, że mecz z Podbeskidziem się nie odbędzie. Klub naprawi szkody, a to co się stało oceńcie sami. pic.twitter.com/MmnJhHIib2
— Szymon Mierzyński (@szmierzynski) 8 marca 2019
Zobacz także: Od Dziewczyny z okładki do Żelaznej Damy - kobiety w męskim świecie polskiej piłki
Jakub Pyżalski, mąż poprzedniej właścicielki Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej, zapewnia, że nie wie nic o incydencie, i że on osobiście nie wydawał nikomu polecenia demontażu trybun. Jedyny incydent, o którym wie, to demontaż jego banerów reklamowych dzień wcześniej, a także ich zniknięcie. Pyżalski w rozmowie z nami wycenił wartość banerów na 11 tysięcy złotych.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Race i kontrowersyjne transparenty. "Na tym traci liga"
Z klubu dowiadujemy się, że sześciu mężczyzn, którzy dokonali demontażu, jest w klubie doskonale znanych jako pracownicy firmy "Family House" należącej do Pyżalskiego. W tej chwili klub naprawia szkody.Mamy tu więc sytuację słowo przeciwko słowu.
Konflikt trwa od przejęcia klubu przez nowego właściciela, Bartłomieja Farjaszewskiego. Pracownicy Warty twierdzą, że Pyżalski, mimo że nie jest już właścicielem klubu, zachowuje się jakby był u siebie, odgraża się, chce konfiskować sprzęt. Z kolei sam zainteresowany domaga się, by Warta S.A. płaciła związanemu z jego małżonką KS Warta (jest ona tam wiceprezesem zarządu) 2,5 tysiąca miesięcznie za korzystanie z obiektu. Jak jednak przypominają pracownicy Warty S.A., teren należy do miasta (co zostało stwierdzone prawomocnym wyrokiem sądu), Pyżalski nie ma do niego żadnych praw. Z kolei Pyżalski uważa, że nie ma tytułu własności, z którego wprost wynika, że klub może nieodpłatnie korzystać z infrastruktury należącej do niego.
Zobacz także: Dziennikarz ESPN pod wrażeniem polskich napastników. "Macie najlepszy atak na świecie"
- Zainwestowaliśmy w klub ok. 40-50 milionów złotych, z czego 10-15 w samą infrastrukturę. Skoro klub płaci za korzystanie POSiR-owi (posiada kilkaset krzesełek - red.), to powinien również nam. Moja firma nie tylko wyremontowała boiska, ale też zrobiła zadaszenie, 3 tysiące krzesełek, kołowrotki, kasy biletowe i wiele innych elementów. Chcę też zaznaczyć, że nie chodzi o płacenie mi osobiście, a na KS Warta a więc de facto wsparcie sekcji młodzieżowych - zaznacza Pyżalski, który podkreśla, że wciąż inwestuje w klub (KS Warta a nie Warta S.A.) ok. 200 tysięcy złotych rocznie. - Gdyby nie ja, Warta dawno by nie istniała.
Pracownicy klubu uważają, że to nie daje mu prawa do zdemontowania trybuny. Warta wysłała już stosowne informacje do Komisji Licencyjnej PZPN.