- Czy Jerzy Brzęczek namawiał na powrót do kadry?
- Nie.
- Czy nie pojawił się u pana moment zawahania?
- Nie.
- Nie korciło, żeby pograć w reprezentacji jeszcze rok?
- Nie.
Z uśmiechem, ale krótko i stanowczo Łukasz Piszczek uporał się z naszymi pytaniami o powrót do reprezentacji. Nie były one bezpodstawne, ponieważ w głowie selekcjonera pojawił się plan, aby jeszcze raz porozmawiać z zawodnikiem Borussii Dortmund na temat ponownej gry w drużynie narodowej. Zimą obaj panowie spotkali się w Hiszpanii podczas obozu BVB, ale mieli rzekomo nie poruszać wątku reprezentacji.
Piszczek zdecydował o tym, że nie wystąpi już w kadrze latem 2018 roku po nieudanym dla siebie mundialu w Rosji. Jesienią, gdy kadra Jerzego Brzęczka nie potrafiła wygrać żadnego z sześciu spotkań, towarzyskich i tych w Lidze Narodów, sprawy w swoje ręce wziął były reprezentant Polski Artur Wichniarek, który z Mateuszem Borkiem z Polsatu Sport kilka razy telefonowali do obrońcy, chcąc przekonać go do zmiany decyzji. Wichniarek, dobry kolega Piszczka, był mocno zaniepokojony wynikami drużyny Brzęczka. - Jedynymi zawodnikami, którzy od lat utrzymują się na najwyższym poziomie, są Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Wszyscy pozostali lawirują - mówił nam w grudniu.
ZOBACZ WIDEO Błaszczykowski powołany do reprezentacji. "Jego forma pozostawia jeszcze trochę do życzenia"
Piszczek pozostaje jednak nieugięty i odpowiada wprost. - Temat reprezentacji zamknąłem już dawno i uważam, że nie ma sensu do niego wracać. Teraz jestem już kibicem reprezentacji i życzę jej, żeby dobrze spisała się w najbliższych eliminacjach - powiedział nam zawodnik BVB. A Wichniarek skomentował to jednym słowem. - Szkoda.
Czytaj także: Artur Wichniarek: Rezygnacja Adama Nawałki była błędem. W dwa tygodnie zniszczyliśmy to, co budowaliśmy przez lata
Powrót już niedługo
Na liście zawodników powołanych na marcowe mecze eliminacji Euro 2020 Piszczka oczywiście nie ma. 33-letni obrońca ma teraz inne zmartwienie - musi wyleczyć kontuzję stopy, która dokucza mu już od ponad miesiąca. Piłkarz na razie ćwiczy w siłowni i jeździ na rowerze. Z trudem się jednak porusza, ponieważ nosi specjalną ortezę, która sięga mu aż do kolana. Był w niej również w Warszawie, przyjechał promować firmę Puma.
- Mam nadzieję, że w tym bucie pochodzę jeszcze tydzień i będę mógł go ściągnąć. Wszystko wskazuje na to, że dostanę pozwolenie na treningi w przerwie na spotkania reprezentacji, czyli pod koniec marca - opowiada nam piłkarz.
Piszczek ostatni mecz rozegrał 9 lutego z Hoffenheim. Wtedy drugi raz w tym sezonie był kapitanem drużyny. Odkąd nasz zawodnik wypadł ze składu z powodów zdrowotnych, Borussię dopadł kryzys. Odpadła z Pucharu Niemiec (po rzutach karnych z Werderem Brema), z Ligi Mistrzów (w dwumeczu z Tottenhamem) i straciła pozycję lidera Bundesligi (choć miała już siedem punktów przewagi nad Bayernem).
- Skąd ta zadyszka? Dużo czynników na to wpływa. Kilku naszych zawodników leczy kontuzje, przez to wytraciliśmy rytm, rozpęd. Takie problemy miał też Bayern w pierwszej rundzie rozgrywek i dlatego gubił punkty. Szczerze przyznam, że liczyłem się z tym, że wpadniemy w lekki dołek. Nie patrzę jednak negatywnie na tę sytuację. Bayern od sześciu lat zdominował Bundesligę, zazwyczaj w połowie, albo w końcówce marca, kwestia mistrzostwa Niemiec była już rozstrzygnięta. Fajnie, że w tym roku zrobiło się ciekawiej, że na tym etapie sezonu dalej pozostajemy w grze o tytuł - opowiada Piszczek.
Bayern jest pierwszy w lidze, ale Borussię wyprzedza tylko lepszym bilansem bramkowym. Oba zespoły zmierzą się w Monachium na początku kwietnia. - Przez cały sezon nie da się wygrywać. W rundzie jesiennej wywalczyliśmy bardzo dużo punktów, co teraz procentuje. Prawda jest taka, że walkę łeb w łeb z Bayernem wzięlibyśmy przed startem sezonu w ciemno. Ja jednak wierzę, że na koniec to my będziemy szczęśliwi. Zwłaszcza jeżeli nasza gra będzie wyglądała płynniej niż ostatnio - mówi zawodnik, który z Borussią wywalczył już dwa mistrzostwa Niemiec: w 2011 i 2012 roku.
Ogląda Kubę
Piszczek docenia postawę swojego zespołu, ale również sukcesy naszych napastników. Robert Lewandowski został w weekend najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Bundesligi. Kapitan reprezentacji Polski strzelił w niemieckiej ekstraklasie 197 goli i ma dwa więcej niż Claudio Pizarro.
- Fajnie, że dokonał tego Polak. Jestem przekonany, że to nie koniec rekordów Roberta - komentuje Piszczek. I zwraca też uwagę na wyczyny Krzysztofa Piątka we Włoszech. A przede wszystkim na jego zachowanie. - Podoba mi się, że nie ma kompleksów, jest zdecydowany i skupia się na celu, czyli strzelaniu goli - opowiada Piszczek.
Obrońca śledzi też losy przyjaciela, Kuby Błaszczykowskiego, który od rundy wiosennej występuje w Wiśle Kraków. Skrzydłowy po miesiącach grzania ławki rezerwowych lub trybun w Wolfsburgu w końcu gra. Po powrocie do ekstraklasy w pięciu meczach zdobył dwie bramki.
- Nie jest to dla niego łatwe zadanie, być piłkarzem, a jednocześnie pomagać drużynie w kwestiach pozasportowych. Kibicuję mu, oglądam jego mecze. Widziałem ten z Koroną Kielce, strzelił gola, miał przebłyski fajnej formy. Oby taką utrzymał, a na pewno będzie miała z tego pożytek reprezentacja - komentuje zawodnik BVB, który z Błaszczykowskim występowali w Dortmundzie pięć lat.
Czytaj także: Pech Dawida Kownackiego. Polski napastnik doznał kontuzji
Piszczka pytamy, czy podobnie jak kolega zgodziłby się zakończyć karierę w polskiej lidze. Jego kontrakt z Borussią wygasa w czerwcu 2020 roku. - Mam umowę z BVB i nie planuję powrotu do ekstraklasy. Walczę o mistrzostwo Niemiec i jestem kibicem kadry - kończy były reprezentant Polski.