Legia - Śląsk. Ricardo Sa Pinto i Krzysztof Mączyński: historia nienawiści

Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto (z piłką) i Krzysztof Mączyński z jego lewej strony
Newspix / MARCIN SZYMCZYK/FOTOPYK / Na zdjęciu: Ricardo Sa Pinto (z piłką) i Krzysztof Mączyński z jego lewej strony

- On jest niespełna rozumu, nie zasługuje na szacunek - mówi Ricardo Sa Pinto. A Krzysztof Mączyński odpowiada trenerowi. - To przebieraniec, który nie jest godzien podania ręki. W sobotę obaj spotkają się w Warszawie. Legia gra ze Śląskiem (20.30).

W ostatni tytuł mistrzowski Legii Mączyński był mocno zaangażowany. Zdobył go z klubem jako podstawowy zawodnik drużyny i kluczowy gracz reprezentacji Polski. Ale dwa miesiące po przyjściu Ricardo Sa Pinto zawodnik musiał przywyknąć do innych realiów: treningów i meczów z zespołem rezerw, grającym na czwartym poziomie rozgrywkowym w kraju.

- Nie miał do nikogo pretensji, że musi z nami ćwiczyć. Przeciwnie: rozmawialiśmy często na temat młodych zawodników, jak pomóc im w rozwoju - mówi nam Piotr Kobierecki, trener rezerw Legii. - Krzysiek podpowiadał im na boisku, a chłopcy byli w niego wpatrzeni. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej kibicowali mu sprzed telewizora w meczach reprezentacji, a tu nagle mogli wspólnie potrenować. Traktowali to jak wyróżnienie. "Mąka" spędził z nami kilka miesięcy, a kilku moich zawodników zrobiło spory postęp - dodaje Kobierecki.

Szkoleniowiec przypomina sobie sytuację ze spotkania z Mazurem Ełk w III lidze. - Umawialiśmy się, że Krzysiek zagra tylko 45 minut. Prowadziliśmy 2:0, ale szybko straciliśmy dwa gole i zrobiło się 2:2. "Mąka" krzyknął mi z boiska, że chciałby jeszcze pograć, że trzeba pomóc drużynie. Wygraliśmy 3:2, a Krzychu w 90. minucie robił pressing na połowie rywala. Zaangażowania nigdy mu nie brakowało - opowiada Kobierecki.

ZOBACZ WIDEO Derby Krakowa meczem podwyższonego ryzyka. "To co się działo dwa lata temu było patologią"

Sa Pinto puściły nerwy 

Nieco inaczej piłkarza postrzegał Ricardo Sa Pinto. Ich konflikt zaczął się niewinnie, a skończył wielką awanturą. To była duża niespodzianka, gdy Portugalczyk przesunął go do rezerw.

Najpierw tłumaczył swoją decyzję konkurencją w składzie. - To profesjonalista, ale na jego pozycji mamy pięciu zawodników. Trudno przy tylu piłkarzach znaleźć miejsce dla wszystkich. Tak duża liczba graczy utrudnia mi wprowadzanie schematów na treningach. Mączyński musi popracować, nie skreślam go. To nie jest definitywna decyzja. W każdej chwili może wrócić do pierwszej drużyny - wyjaśniał szkoleniowiec.

Ale gdy mijały kolejne miesiące, a piłkarz odmawiał wywiadów i nie chciał komentować swojej sytuacji, zaczęło być jasne, że coś jest nie tak. Dziennikarze coraz częściej pytali Sa Pinto, dlaczego reprezentant Polski gra w rezerwach. Po kolejnej próbie trener naskoczył na Piotra Wesołowicza.

Dziennikarz "Gazety Wyborczej" starał się dowiedzieć, czy i kiedy Mączyński wróci do pierwszej drużyny. Portugalczyk nie wytrzymał. - Pyta pan kilka razy o jednego zawodnika. Musi pan akceptować moje decyzje. Pana zachowanie nie jest poważne, nie ma pan do mnie szacunku. Przyszedł pan tutaj wywołać pożar. Nie jest pan profesjonalistą. Ktoś pana nasłał? - irytował się.

Do pierwszego zgrzytu na linii trener - dziennikarz doszło na konferencji prasowej przed spotkaniem z Koroną Kielce 30 listopada. Po jej zakończeniu Iza Koprowiak z "Przeglądu Sportowego" została poinformowana przez rzecznika klubu, że Legia nałożyła na nią zakaz rozmów z piłkarzami. Sa Pinto zarzucał jej pisanie niewygodnych dla Legii artykułów. Później trener przestał odpowiadać też na pytania dziennikarki podczas konferencji.

Wojna

W przerwie między rundami Mączyński nie pojechał z drużyną na obóz przygotowawczy i za porozumieniem stron rozwiązał kontrakt w styczniu tego roku. Początkowo nie chciał odnosić się do swoich relacji z trenerem. - Nie powiem złego słowa ani o klubie, ani o prezesie Mioduskim, bo wiele mu zawdzięczam. W Legii jest wszystko, czego piłkarz potrzebuje, świetna organizacja, warunki - mówił. - Sa Pinto? Nie był godzien podania ręki - i tym jednym zdaniem w dość grzecznej wypowiedzi dla "Przeglądu Sportowego" wywołał lawinę.

Sa Pinto długo nie czekał, w wywiadzie z tą samą gazetą zarzucił zawodnikowi wiele rzeczy. Tłumaczył też, dlaczego zdegradował go do rezerw.

Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński
Na zdjęciu: Krzysztof Mączyński

- Najpierw nie podobała mu się ławka rezerwowych, a potem fakt, że musiał walczyć o miejsce w składzie poza meczową osiemnastką. Zaczął opuszczać się na treningach. Pewne rzeczy wyczuwasz na odległość - podejście do zajęć, głupie uśmieszki, burknięcia pod nosem. W tym momencie uznałem, że nie potrzebuję takich toksycznych zachowań w zespole. Zatruwały innych - opowiadał "PS" trener.

I zaczęła się wymiana ognia. Mączyński poczuł się urażony, powiedział o sprawie trenerowi Śląska i poprosił Vitezslawa Lavickę o zgodę na wywiad. Czech się zgodził, a piłkarz odpowiedział mocniej, nie przebierał w słowach. Trenera nazwał przebierańcem. - Ludzie uważają pana Sa Pinto za trenera z zasadami i mocnym charakterem. Dla mnie jest zwykłym tchórzem, który tylko gra twardego. Nigdy nie pracowałem z kimś tak nieszczerym jak Sa Pinto - przyznał, robiąc z "Przeglądu Sportowego" ring, w którym trwała wymiana ciosów.

Krzysztof Mączyński odpowiada na zarzuty Ricardo Sa Pinto. "Dla mnie jest zwykłym tchórzem"

Mączyński miał również żal do trenera, że nie okazał szacunku jego rodzinie i kazał przyjechać mu do klubu w ciągu trzydziestu minut, gdy zawodnik nie miał z kim zostawić dziecka. - Tłumaczyłem, że tak szybko nie mogę, bo dzieci są na zajęciach i będę musiał się nimi zaopiekować, więc przyjadę przed zaplanowanym na 17 treningiem. Ale reakcja trenera była ostra: jeżeli nie pojawię się w klubie, wiadomość, że nie wykonuję jego poleceń, zostanie przekazana do prezesa - opowiadał pomocnik.

Podał też kilka przykładów świadczących o tym, że trener nie okazywał szacunku innym zawodnikom Legii czy pracownikom klubu. Gdy miał na przykład rzucić magazynierowi swoje buty do mycia, nie pozwolić Jose Kante na odwiedziny syna w dniu wolnym i nie poinformować Arkadiusza Malarza, że nie pojedzie z drużyną na zimowy obóz przygotowawczy.

W pewnym momencie ciekawsze od poziomu gry legionistów i wyników klubu stały się wymiany trenera z piłkarzem. Tak jak po spotkaniu Legii z Miedzią, które mistrz Polski wygrał 2:0.

Ale o meczu trener mówił chwilę. Gdy Jacek Stańczyk ze SportowychFaktów kończył pytanie o zarzuty Mączyńskiego, Sa Pinto był już w trakcie zakładania okularów. Nie czekał nawet na tłumaczenie, rzucił tylko "rozumiem", wyciągnął kartkę z wypisanymi wcześniej hasłami i punkt po punkcie odnosił się do słów byłego legionisty. O piłkarzu mówił 25 minut na 28 min trwania konferencji.

- Chciał nas zniszczyć. Nie szanuje kolegów, kibiców, klubu - wścieka się. - Wstydzę się za tego dzieciaka. On jest chyba niespełna rozumu. Zależy mu tylko na sobie. Szkoda na niego mojego czasu, nie zasługuje na mój szacunek - powtarzał kilka razy. To było 1 marca, półtora miesiąca od pierwszej wymiany zdań.

Legia - Miedź. Sa Pinto wściekł się: Mączyński jest niespełna rozumu!

"Nigdy nie kłamał" 

O zawodnika zapytaliśmy kilka osób, z którymi były reprezentant Polski miał styczność w ostatnim czasie. Adam Mieszkowski pracował w Legii wiele lat jako tłumacz, odchodził z drużyny w momencie przyjścia Sa Pinto, ale zdążył poznać Mączyńskiego, poza tym dalej utrzymuje bliskie relacje z drużyną i wie, co dzieje się w szatni.

- Mnie Krzysiek nigdy nie oszukał. To dorosły facet, reprezentant Polski, czy mógł nagle zapomnieć, jak grać w piłkę? Jaki miałby powód, żeby kłamać? Mam o nim bardzo dobre zdanie - komentował Mieszkowski.

- Super się nam współpracowało. Odbieram go jako świetnego piłkarza i człowieka. Spraw pomiędzy nim a trenerem oczywiście nie będę komentował, ale o Krzyśku mogę wypowiadać się w samych superlatywach - dodaje Kobierecki, trener Legii II.

A Konrad Paśniewski, kierownik pierwszej drużyny, którego Sa Pinto wywołał do tablicy podczas jednej z konferencji przekonując, że jako świadek wielu sytuacji może poświadczyć jak było naprawdę, nie chciał komentować konfliktu trenera z zawodnikiem.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, kto ma w tym sporze rację, piłkarz przekonuje, że inni zawodnicy Legii na pewno powiedzą więcej, gdy Portugalczyka nie będzie już w klubie. Ale do tego czasu "Mączyński" to przy Łazienkowskiej słowo zakazane.

- Mam nadzieję, że ten dzieciak zapomni o mnie, o tym, że ja istnieję - mówi Sa Pinto.

Dlatego spotkanie obu panów w sobotni wieczór może być ciekawsze niż mecz, a gdy Sa Pinto i Mączyński spojrzą sobie w oczy, pewnie zacznie iskrzyć. Początek spotkania Legia - Śląsk o godzinie 20.30.

Tłumacz Legii Warszawa: Stanisław Czerczesow chciał prowadzić reprezentację Polski

Źródło artykułu: